Jeden dzień oddechu, choć pracowity

Jak juz onegdaj wspominałam, moja protoplastka przeżywa obecnie głęboką potrzebę wskazania wszystkim źródeł naszego istnienia. W związku z powyższym poleciła mi wziąć dzień wolnego, bym udała się wraz z nią do korzeni.
To wzięłam.
I się udałam.
Konkretnie to do Żywca się udałam, bo oboje protoplaści protoplastki (moi dziadkowie) stamtąd właśnie pochodzili. Tak, to ci ze zdjęć. Odnosząc się do komentarza, który pod zdjęciami zamieściła wtedy chyba soleil – usłyszałam wczoraj od mamy i jej kuzynki wykład na temat odłamów rodziny M., dzięki której świat zobaczył w końcu moje urocze oblicze. Kuzynka powiedziała:
- M. mieli różne odłamy: Bartosze, Głowacze, Kordziki. Wy z Kordzików. Kordziki były z miasta.
To wszystko potwierdza moją teorię, że ja nie mogę lubić grzebania w ziemi, bo ja jestem w genach z obu stron paniusia miastowa. CBDO.
Obejrzałam masę pięknych, sepiowych zdjęć. Odwiedziłam dwa żywieckie cmentarze i wreszcie trafiłam na grób słynnego wujka wąsiatego. Wujek był wujkiem mojej mamy i bratem dziadka. W rodzinie słynny z niesamowitych wąsów, w świecie – ze swej działalności dla Ojczyzny, co znajduje potwierdzenie na tablicy solidnego grobowca.
Na marginesie – po raz pierwszy zapytałam, czy mój brat otrzymał imię po wujku wąsiatym i potwierdziam swoje przypuszczenia.
Obejrzałam również dwie tablice pamiątkowe w centrum Żywca, na których z imienia i nazwiska wymienieni byli moi polegli dla Ojczyzny przodkowie. Niestety obecnie tablice zamieniono i w miejsce starych, z nazwiskami, zawisły nowe – ogólne i upamietniające. I tak to rozeszło się po kościach pokazywanie paluchem, kogo to się nie ma w rodzinie. Szkoda.
Jeszcze siedziby przodków, głównie ta na Półkolu – zamknięta na cztery spusty, bo w stanie zawału. Muszę przyznać, że na ten widok odrobinę drgnęło mi serce. Chętnie bym tam weszła, ale katastrofa budowlana to nie przelewki.
No i okazala kamienica w centrum Żywca – obecnie w stanie permamentnej walki rodzinnej o schedę, w której nie bierzemy udziału z powodu dbałości o zdrowie psychiczne. Choć na oko oceniam, że kamienica kamienicą, ale plac o takiej lokalizacji musi być warty majątek. Co oczywiście w żaden sposób nie wpływa na decyzję, żeby uciekać z krzykiem i nie dać się w to wplątać.
A poza wszystkim okazuje się, że to, że wolę rezygnować ze spadków niż się szarpać w gniewie, jest rodzinne. Kuzynka oświadczyła, że to właśnie mój dziadek był w rodzinie tym, który starał się łagodzić wszelkie spory o majątek, nawet własnym kosztem. Ma się w genach, nie?
Finalnie wylądowałam na plebanii w celu dotarcia do ksiąg i uzyskania pewnego wypisu, który – z roku 1894 – znajduje się w posiadaniu protoplastki, lecz jedynie w połowie. Druga połowa zaginęła w niezmierzonej pomroce dziejów.

A na koniec dopadł mnie psotnik i bez ostrzeżenia najechałam sadybę drugich-rodziców.
Chciałam tylko powiedzieć, że radość w oczach drugiej-mamy oraz uściski do utraty tchu, wynagradzają prostemu człowiekowi wszelkie trudy miotania się po kilometrach dróg. Ona to potrafi człowiekowi uzmysłowić, że jest mile widziany. Naprawdę.

Komentarze