Opowiadania, które mnie jednak wzruszają

W pewnym bardzo znanym szpitalu na Śląsku, cichymi rezydentami są dwa urocze koty. Cichymi, bo wiadomo, że nie wolno, choć mam swoje zdanie na temat zwierzęcych zdolności terapeutycznych, a w tym ośrodku akurat leżą ludzie w naprawdę strasznym stanie. W związku z tym przebywają tam naprawdę długo i bardzo potrzebują wsparcia. Ale wiadomo, jakie są warunki, w związku z czym koty rezydują na zewnątrz. Uporczywie dokarmiane i dopieszczane przez personel szpitalny różnych szczebli, żyją sobie w miarę komfortowo.
Pewnego dnia w umówionym pomiędzy kotami a personelem miejscu pojawił się trzeci kotek. W strasznym stanie. Słaby, ledwo podnoszący się do przynoszonego jedzenia, w poważnym stopniu opanowany przez świerzbowca, wyliniały i okryty paskudną skorupą. O miejscu umówionym prawdopodobnie nie wiedzą wszyscy pracownicy, a już na pewno nie wie dyrekcja szpitala. Wiedzą ci, którzy wiedzieć mają. Kotkowi z dnia na dzień pogarszał się stan zdrowia i zaczynało wyglądać, że to wszystko długo już nie potrwa. I tak zapewne by było, gdyby nie jeden z lekarzy, który – dotąd obojętny – nie wytrzymał.

Ostatnio obaj z kotem byli widziani pod schodami, gdzie uprawiali różne praktyki medyczne. W wyniku trwających od jakiegoś czasu ściśle utajnionych praktyk, skorupa znikła prawie całkowicie, sierść odrasta w zadziwiającym tempie, a spod paskudnego liszaja wychynęły ogromne, piękne, zielone oczy, którymi z pełną ufnością wodzi się za człowiekiem, który nie został obojętny.
Na pytanie, co tam się dzieje pod schodami, pan doktor, ocierając pot z czoła, odpowiedział:
- Obecnie podaję pacjentowi leki doustnie. Myślicie sobie, że to tak łatwo?

Podsumowując – jest jeszcze duch w narodzie!

Komentarze