Najpiękniejsze są powroty

Otóż zdecydowanie, choć poniekąd czuję się kundlem*, moje miejsce na ziemi jest właśnie tu – ściśle związane z Potomstwem, Prezesem, kocią szajką, rodzicami, zacinającym się domofonem i lampką nad łóżkiem. Odczuwam to szczególnie mocno, kiedy zmęczona wspinam się po schodach na drugie piętro, wspinaczce towarzyszą dobrze znane zapachy i dźwięki, a u jej kresu oczekują otwarte ramiona, policzki nastawione do buziaczków i wirujące ogony. I nie ma wcale znaczenia, że nie było mnie w domu zaledwie jeden dzień.
Jestem kretem.
Lubię swoje wydeptane ścieżki, rzucone na podłogę rzeczy mojej córki**, artystyczny nieład w wykonaniu Prezesa i to ulotne coś, czym pachnie mój dom. Słaba ze mnie podróżniczka, słowo daję. Pamiętam jak kiedyś wracałam z pracy późnym wieczorem, autobusem. Wysiadłam na przystanku przed domem w ciemną noc i nagle poczułam, że muszę biec. Więc biegłam (na szpilkach!) do domu, a gdzieś w środku eksplodowała we mnie głęboka wdzięczność za tę potrzebę biegu, za cel, do którego tak bardzo prędko chciałam dotrzeć.
I nie roztkliwiajcie się, brudne gary stały w zlewie! Zadziwiające są te zmiany nastroju…

W Warszawie oczywiście irytująco. Ale co tam będziemy o pracy.

A w sobotni wieczór zwaliła się do nas pokrzykująca i śmiejąca się silna grupa pod wezwaniem rodzicielstwa zastępczego, którą – w swym kwoczym instynkcie – nakarmiłam i napoiłam, a także usilnie chciałam zatrzymać na dłużej niż dwie godziny, choć sumienie nie pozwalało, bo grupa używała argumentów z dolnej półki na temat dzieci i psów. Wymogłam jedynie obietnicę, że wrócą niebawem, znęceni – jak podejrzewam – wizją moich ewentualnych starań w zakresie kulinarnym. Albowiem wrzeszczące wywieszanie się przez okno nie jest argumentem przywabiającym. Tak, druga-mamo, wychodzi na to, że sąsiedzi też się cieszyli z waszego przyjazdu ;o)

I jeden dzień zaledwie nie było mnie w pracy, a wygląda, jakby to był miesiąc, więc wybaczcie, ale biegnę do tej orki na ugorze.
A jutro ze wszystkich sił będę się starała odeprzeć atak specjalistów do spraw bhp, którzy (o zgrozo!) gwałtownie pragną mnie przeszkolić. A psik!!!

* Urodziłam się w Bielsku, z którego wycięto mnie we wczesnym dzieciństwie, więc nie czuję się z Bielska. 20 lat mieszkałam w Katowicach, ale się tam nie urodziłam, więc nie czuję się z Katowic. 4 lata mieszkałam w Siemianowicach, ale to była tymczasowość, więc nie czuję sie z Siemianowic. 10 lat mieszkam w Chorzowie, ale chcę się wyprowadzić, więc nie czuję się z Chozowa. Ot, kundli los…

** bezecna córko, która namiętnie tu bywasz – to jest środek literacki, METAFORA. I już mi do sprzątania tego chlewu! Biegiem MARSZ!!!

Komentarze