Kłopoty z notką

Trudno mi napisać dziś coś naprawdę sensownego. Ostatnio znowu wiele się dzieje, a ja jestem już naprawdę zmęczona. Z utęsknieniem czekam na kodeksowe dwa tygodnie wolnego, które – jako matce dziecka w wieku szkolnym – przysługują mi obecnie w listopadzie. W ogóle mam na koncie prawie całe tegoroczne zasoby urlopu i nie wiem, co mój szef powie mi w grudniu, kiedy – zgodnie z przewidywaniami - cały czas będzie mi wisiało ok. 10 dni do przeniesienia. Może uda się coś jeszcze wyszarpać w okolicach świąt.

Poza tym dziś rano odbyłam kolejną półtoragodzinną sesję, porównywalną do tej u alergologa. Tym razem byłam spowiednikiem mojej serdecznej koleżanki i pewnie dlatego nie potrafię podejść z humorem do tego, co usłyszałam. No dobra, przyznam się – po prostu się pobeczałam w trakcie opowiadania i kompletnie straciłam werwę. A pogoda, jak wiadomo, nie sprzyja optymizmowi.

Wyraźnie muszę się pogodzić z tą rolą społeczną – wysłuchiwacza. Pewnie mam jakieś predyspozycje, z których nie zdaję sobie sprawy. Niemniej to wszystko mnie mocno przeciąża, bo o ile w stosunku do osób zupełnie obcych jestem w stanie zachować dystans, o tyle w stosunku do bliskich nie. Przejmuję się ich kłopotami i wiele myśli im poświęcam, bo nie potrafię inaczej.
No i jest mi dziś smutno, bo to, co usłyszałam, przekracza granice mojego postrzegania świata.

Komentarze