1975
Dziś notka nieco przewrotna, w sam raz, by poświęcić ją
Wróciłam do pracy. Właściwie jeszcze wczoraj sądziłam, że to okropne, tak skończyć urlop i ruszyć do prac polowych, ale kiedy dziś osiemnasta osoba ucieszyła się na mój widok, a wręcz wyraziła to słowami, przypomniało mi się, że lubię tę robotę i tych ludzi lubię, w ogóle lubię. Koleżanki czekały przed drzwiami, koledzy machali z drugiego końca konferencyjnej, ktoś tam mnie uściskał, ktoś przyniósł cudem zdobyty kupon zniżkowy do mojego ulubionego sklepu i nawet Szef był w dobrym humorze, upewnił się, czy wypoczęłam, zażądał szczegółów adopcyjnych, popartych zdjęciami, oraz ucieszył się, że przypomniałam o sprawie, do której nie miał głowy, a ja pomyślałam, mimo że miałam wolne. Do tego odkryłam, że dał mi premię, choć dyndałam nóżką.
Poza tym w domu czekało 16 łap i 4 ogony, a wszystko to zadowolone z mojego powrotu.
Gdybym zaczęła zrzędzić - przypomnijcie mi numer tej notki.
Ale ja nie o tym. Już jakiś czas temu miałam Wam opowiedzieć tę historię, ale jakoś zeszło, a szkoda by było o niej nie wspomnieć. Otóż wyobraźcie sobie - miałam SEN.
We śnie do mojego domu (to było jakieś dziwne mieszkanie, ale wiedziałam, że moje i mieszkam tam sama) przyszedł kuzyn. Rozsiadłam się w fotelu, a on położył na tapczanie, ustawionym pod oknem. Długo rozmawialiśmy o różnych sprawach, a kiedy tematy się wyczerpały, powiedział:
- To ja teraz umrę.
Odniosłam się do tego ze spokojnym zrozumieniem i zachęciłam uprzejmie, żeby się nie krępował, bo czekał na moją reakcję. W związku z wyrażoną zgodą, wziął i umarł, co przyjęłam ze stoickim spokojem. Leżał tak sobie kulturalnie na tapczaniku, z otwartymi oczami, nie wadził nikomu i wyglądał bardzo inteligentnie. No to mu nie przeszkadzałam.
W końcu w oczach zrobiły mu się wylewy i zaczął sprawiać jakieś takie nieszczególne wrażenie. Wiedziałam, że nie żyje, więc dziwiłam się, że w ogóle nie śmierdzi, tylko się tak cichuteńko rozkłada z zachowaniem wszelkich zasad kultury osobistej. Tak gdzieś po tygodniu doszłam do wniosku, że zacznie mi przesiąkać w tapczanik, więc może nie od rzeczy byłoby wezwać jakieś służby, żeby go sobie zabrały. I w tym momencie pojawił się niepokój: czy aby ktoś nie będzie miał uwag, że zgłaszam rzecz - miast od razu - dopiero po siedmiu dniach? Przez jakiś czas rozważałam tę kwestię w aspekcie ewentualnych nieprzyjemności, ale troska o tapczanik jednak zwyciężyła. Zadzwoniłam na 112, poprosiłam o odebranie zwłok, a służby przyjęły to z pełnym zrozumieniem, szybciutko przyjechały i zabrały je bez żadnych komentarzy.
I wtedy się obudziłam.
Sen został we mnie tak bardzo, że postanowiłam opowiedzieć go mojej koleżance - psycholożce. Oczywiście, jak zapewne podejrzewacie, to nie była krótka rozmowa, ponieważ przybliżałam jej różne szczegóły, których tu nie zawieram, no i musiałam dać jej czas, żeby mogła się wyśmiać. Kiedy już skończyła, eksplodowała entuzjazmem.
- Cudowny! Zachwycający! Czy już go spisałaś? - zapytała.
- Owszem.
- Znakomicie. To się nie nadaje do przerobienia na szybko - będziemy się zabawiać przez dwa tygodnie. Świetny sen, świetny. Dawno się tak nie ubawiłam. Tak, mówisz, żyłaś sobie z tym trupem?
- Zupełnie bezkonfliktowo. Nawet z nim rozmawiałam, choć dość jednostronnie.
- Śliczności. Pamiętaj koniecznie o swoich sennych emocjach, bo to najważniejsze!
Z bardzo oględnej analizy, bo do szczegółów przejdziemy przypuszczalnie w przyszłym tygodniu, wynika, że to wcale nie był jakiś straszny i zły sen, tylko wręcz przeciwnie. I w dodatku istotny, bo jeden z trzech, które zapamiętałam w życiu. A że poprzednie dwa pięknie onegdaj zinterpretowałyśmy, to i na ten cieszę się wielce.
To jak, Kaczko, Chudo i Franczesco? Zadowolone z notki promocyjnej?
KACZCE, CHUDEJ i FRANCZESCE.
Wróciłam do pracy. Właściwie jeszcze wczoraj sądziłam, że to okropne, tak skończyć urlop i ruszyć do prac polowych, ale kiedy dziś osiemnasta osoba ucieszyła się na mój widok, a wręcz wyraziła to słowami, przypomniało mi się, że lubię tę robotę i tych ludzi lubię, w ogóle lubię. Koleżanki czekały przed drzwiami, koledzy machali z drugiego końca konferencyjnej, ktoś tam mnie uściskał, ktoś przyniósł cudem zdobyty kupon zniżkowy do mojego ulubionego sklepu i nawet Szef był w dobrym humorze, upewnił się, czy wypoczęłam, zażądał szczegółów adopcyjnych, popartych zdjęciami, oraz ucieszył się, że przypomniałam o sprawie, do której nie miał głowy, a ja pomyślałam, mimo że miałam wolne. Do tego odkryłam, że dał mi premię, choć dyndałam nóżką.
Poza tym w domu czekało 16 łap i 4 ogony, a wszystko to zadowolone z mojego powrotu.
Gdybym zaczęła zrzędzić - przypomnijcie mi numer tej notki.
Ale ja nie o tym. Już jakiś czas temu miałam Wam opowiedzieć tę historię, ale jakoś zeszło, a szkoda by było o niej nie wspomnieć. Otóż wyobraźcie sobie - miałam SEN.
We śnie do mojego domu (to było jakieś dziwne mieszkanie, ale wiedziałam, że moje i mieszkam tam sama) przyszedł kuzyn. Rozsiadłam się w fotelu, a on położył na tapczanie, ustawionym pod oknem. Długo rozmawialiśmy o różnych sprawach, a kiedy tematy się wyczerpały, powiedział:
- To ja teraz umrę.
Odniosłam się do tego ze spokojnym zrozumieniem i zachęciłam uprzejmie, żeby się nie krępował, bo czekał na moją reakcję. W związku z wyrażoną zgodą, wziął i umarł, co przyjęłam ze stoickim spokojem. Leżał tak sobie kulturalnie na tapczaniku, z otwartymi oczami, nie wadził nikomu i wyglądał bardzo inteligentnie. No to mu nie przeszkadzałam.
W końcu w oczach zrobiły mu się wylewy i zaczął sprawiać jakieś takie nieszczególne wrażenie. Wiedziałam, że nie żyje, więc dziwiłam się, że w ogóle nie śmierdzi, tylko się tak cichuteńko rozkłada z zachowaniem wszelkich zasad kultury osobistej. Tak gdzieś po tygodniu doszłam do wniosku, że zacznie mi przesiąkać w tapczanik, więc może nie od rzeczy byłoby wezwać jakieś służby, żeby go sobie zabrały. I w tym momencie pojawił się niepokój: czy aby ktoś nie będzie miał uwag, że zgłaszam rzecz - miast od razu - dopiero po siedmiu dniach? Przez jakiś czas rozważałam tę kwestię w aspekcie ewentualnych nieprzyjemności, ale troska o tapczanik jednak zwyciężyła. Zadzwoniłam na 112, poprosiłam o odebranie zwłok, a służby przyjęły to z pełnym zrozumieniem, szybciutko przyjechały i zabrały je bez żadnych komentarzy.
I wtedy się obudziłam.
Sen został we mnie tak bardzo, że postanowiłam opowiedzieć go mojej koleżance - psycholożce. Oczywiście, jak zapewne podejrzewacie, to nie była krótka rozmowa, ponieważ przybliżałam jej różne szczegóły, których tu nie zawieram, no i musiałam dać jej czas, żeby mogła się wyśmiać. Kiedy już skończyła, eksplodowała entuzjazmem.
- Cudowny! Zachwycający! Czy już go spisałaś? - zapytała.
- Owszem.
- Znakomicie. To się nie nadaje do przerobienia na szybko - będziemy się zabawiać przez dwa tygodnie. Świetny sen, świetny. Dawno się tak nie ubawiłam. Tak, mówisz, żyłaś sobie z tym trupem?
- Zupełnie bezkonfliktowo. Nawet z nim rozmawiałam, choć dość jednostronnie.
- Śliczności. Pamiętaj koniecznie o swoich sennych emocjach, bo to najważniejsze!
Z bardzo oględnej analizy, bo do szczegółów przejdziemy przypuszczalnie w przyszłym tygodniu, wynika, że to wcale nie był jakiś straszny i zły sen, tylko wręcz przeciwnie. I w dodatku istotny, bo jeden z trzech, które zapamiętałam w życiu. A że poprzednie dwa pięknie onegdaj zinterpretowałyśmy, to i na ten cieszę się wielce.
To jak, Kaczko, Chudo i Franczesco? Zadowolone z notki promocyjnej?
Śniło mi się coś podobnego, a zbieżne było w punkcie zawiadamiania po dłuższym czasie służb i obawa, czy się nie czepią. Reszta się jednakowoż różniła.
OdpowiedzUsuńTo musi być coś związane z poczuciem obowiązku.
U mnie nie. U Ciebie to nie wiem :)
UsuńKurczę , a mnie wczoraj się śniło, że byłam na jakiejś wycieczce z mężem za granicą nie wiem gdzie. Nieistotne. Ponieważ nie mieliśmy waluty tego państwa postanowiliśmy poszukać kantoru, ja w jedną stronę a mąż w drugą stronę. Widząc jakiegoś faceta / tubylec układał trylinkę na chodniku/ spytałam o kierunek do kantoru. Oczywiście po polsku no bo jak inaczej? :) Odpowiedź dostałam następującą też po polsku : jak dam dupy to mi pokaże jak się idzie do kantoru. Obudziłam się oburzona ;) Opowiedziałam mężowi co mi się śniło. Kwiczał ze śmiechu :)
OdpowiedzUsuńSny nigdy nie śnią się wprost, tylko symbolicznie. Ja bym się na miejscu pana męża raczej zastanowiła ;))))
UsuńNa pewno Ci przypomnę, bo TAKICH patronek się nie zapomina:)) cieszę się i tak pozytywnie zazdroszczę- tej pracy. I tak wiem, że na nią trochę poczekałaś. Jest nadzieja! Cmok:*
OdpowiedzUsuńedit: oooo są cyferki!!!
Ba! Nieh rzyjom patrąki!
UsuńA ja uprzejmie donosze(hi,hi), że byłam patrąką 24 października- tego roku oczywiście. Nie było jeszcze tej wspaniałej świeckiej tradycji,hlip. Pozdrawiam,Dorota ze Szczecina.
OdpowiedzUsuńWspaniała, świecka tradycja tyczy się roku urodzenia. Niemożliwe, byś była aż tak genialną! ;)
UsuńO to ja nie śmiem prosić o notatkę 1984...(sen przecudnej urody, ja ostatnio śniłam o wyjeździe na wspaniałą, nadmorską plażę w Szwajcarii... )
UsuńZabukowana :)
Usuń:) :) ciekawa niezmiernie jestem interpretacji snu tego :) mam nadzieję, że się podzielisz przynajmniej częscia spostrzeżeń snu dotyczacych :)
OdpowiedzUsuń... dawno temu (jeszcze w szkole średniej), miałam sen, w którym rozmawiałam z głowa. W środku nocy, przy świetle świeczki stojacej na kuchennej szafce, oparta o zlew, popijajac kakao, rozmawiałam z głowa. Sama glowa, która to w kacie na ławce "siedziała" (o ile sama głowa siedzieć może) i ze mna coś waznego omawiała... i wydawało mi się w tym śnie to najnormalniejsza rzecza z normalnych, że my sobie tak gadamy...
Jeśli chodzi o sny, to bardzo istotne są emocje im towarzyszące. Dlatego interpretacja jest trudna, bo zwykle zapamiętujemy fabułę, a uczuć nie. Dodatkowo trzeba pamiętać, że śnione rzeczy są symboliczne i zwykle dotyczą naszych osobistych problemów, które w czasie przytomności np. od siebie odpychamy. Nie mogę Ci więc obiecać, że opowiem, jaka była interpretacja, bo ona może okazać się zbyt osobista. Ale jeśli nie będzie, to nie ma sprawy :)
UsuńZazdroszczę koleżanki psycholożki. Też potrzebowałabym kogoś, kto wysłucha spokojnie, nie zwariuje i jeszcze objaśni. Skarb! Pielęgnować! :)
OdpowiedzUsuńMalwina, opisz jakoś, będziemy analizować :)
UsuńNie no, wstydam się ;)
UsuńA więc erotyczny! :)
UsuńSnu uwielbiam :) Dobrze, że nie poszłaś po mądrość do sennika;)
OdpowiedzUsuńDo sennika to ja idę, jak się w fabryce chcemy trochę pośmiać :)
UsuńJestem wzruszony, temat notki piękny (nie o zupach) a Towarzystwo wspaniałe. Dziękuję
OdpowiedzUsuńFranczeska
Proszę bardzo uprzejmie. Zamieścić numer kąta? ;)
UsuńW prezencie, ponieważ piątek, podrzucę Wam prawdziwy dowcip - z "mojej" fabryki. Ze szczególną dedykacją dla Waterloo, jako polonistki.
OdpowiedzUsuńPytam kierowcę, po co mu wyjazd do serwisu, skoro przegląd samochodu był tydzień temu.
Kierowca: Trzeba zrobić inspekcję.
Ja: Przecież zrobił Pan "inspekcję"
Kierowca (z politowaniem): To był przegląd a nie inspekcja.
Ja: A co to jest inspekcja?
Kierowca: Wystąpiła w samochodzie pulsowość wzrokowa, więc trzeba zrobić inspekcję, a to robi tylko serwis.
Ja: Jaka pulsowość?! Wie Pan, Panie X, że ja nie rozumiem, co Pan mówi.
Kierowca ( z jeszcze większym politowaniem); A to możliwe...
Czworolist
Każdy by chciał licencję na wiedzę tajemną! ;)))))
UsuńPrzepiękna notka, serdecznie dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńps. to Kaczka też jest taka st... eeee, rówieśnica moja? podejrzewałam Ją o jakieś dziesięć lat mniej!
Kaczka jest niezwykle przebiegła i dobrze się ukrywa! :D
Usuń