1208

Zdaje się, że zaniedbałam lekko temat Babci Sąsiadki. Aktualizuję więc.

Wybrałyśmy się w tę podróż sentymentalną z poziomu kanapy w dużym pokoju. Pani Małgosia, z początku zdumiona, a potem zaintrygowana, przyglądała się, jak rozkładam sprzęt i szukam gniazdka.
- Wyruszamy - poinformowałam, otwierając pierwszy katalog.
Za zdjęciu widniał jej dawny dom. Z uciechy klasnęła w ręce.
- O! Tu! Tu, zobacz! Tu było moje okno!
Na szczęście i ja sporo miejsc pamiętam z końca lat siedemdziesiątych oraz osiemdziesiątych, więc mogłam zadawać pytania pomocnicze.
- A przypomina pani sobie tę chatkę Baby Jagi na kurzej nóżce, co w niej milicjant na Rondzie siedział i ruch obserwował?
- A do Kryształowej pani chodziła?
- Gdzie się wczasy załatwiało w latach osiemdziesiątych?
Babcia Sąsiadka ochoczo odpowiadała na wszystkie pytania. Kiedy skończyłyśmy przeglądać zdjęcia z pierwszego katalogu, z zadowoloną miną poleciła mi: jeszcze! Byłam przygotowana.
Ruszyłyśmy na Rynek, przeszłyśmy ulicą 3 Maja pod dworzec, który dziś już nie istnieje, obejrzałyśmy delikatesy pod hotelem, ulicę Warszawską, porównałyśmy wygląd niektórych miejsc na zestawieniach "dawniej - dziś". Skoczyłyśmy przyjrzeć się Spodkowi w budowie, Pomnikowi Powstańców, wyburzonym w latach pięćdziesiątych kamienicom, sprawdziłyśmy stan teatru, gdzie Babcia Sąsiadka z uwagą wysłuchała prelekcji pt. Teatr im. Stanisława Wyspiańskiego po remoncie - jak dobrze jest coś czasem podświetlić.

Po pewnym czasie zauważyłam, że jest troszkę zmęczona, więc machnęłam dyskretnie czarodziejską różdżką, niezauważenie omijając parę miejsc, i wywołałam na ekran zdjęcie ostatnie - pozostawione na deser.
- A co my tutaj mamy? - zapytałam podstępnie.
Pani Małgosia poprawiła okulary i w napięciu zaczęła przypatrywać się zabudowaniom.
- Nie wiem...
- Oczywiście, że pani wie. Codziennie tam pani przychodziła.
Zastygła na parę sekund, a następnie aż podskoczyła na fotelu.
- Wydawnictwo! Moje wydawnictwo! Patrz, patrz, tu był mój pokój! Tu siedziałam, tu miałam okno!
Zachwycona stukała palcem w ekran, wskazując coraz to nowe punkty. A potem spojrzała na mnie w skupieniu i rozpłakała się.
- Tyle lat, tyle lat... Kiedy to minęło? Gdzie to wszystko jest? Ach, Asiu, ile ty mi radości sprawiłaś, nie wyobrażasz sobie.
No to fajnie, że się udało.

Tymczasem powoli klaruje się sprawa z psią wizytą. Poznałam przez internet przemiłą, bezinteresowną Izę, która prowadzi dom tymczasowy dla psów i w sobotę przejedzie kawał drogi, żeby przywieźć Babci Sąsiadce sunię do pogłaskania i inną babcię do pogadania. Zadzwoniłam dziś do niej, żeby omówić szczegóły, gadałyśmy jak najęte przez 20 minut i nie mogłyśmy przestać. Na koniec Iza przypomniała sobie, że zna fajną wolontariuszkę ze schroniska dla zwierząt obok naszego domu i wymyśliła, że ponegocjuje z nią, aby przy okazji spacerów z psami wpadała z wizytą do pani Małgosi.
Jacy świetni ludzie chodzą po świecie... Niesamowite.

Tymczasem zadzwoniłam do Babci Sąsiadki i uprzedziłam ją tajemniczo.
- Jakie plany na sobotę, pani Małgosiu?
- Żadnych.
- A nieprawda!
- Nieprawda? To jakie mam plany?
- Niespodzianka. Proszę być wyspaną, ubraną i uśmiechniętą.
- I co się będzie działo?
- Przecież nie mogę powiedzieć, bo nie byłoby niespodzianki.
Ponieważ Babcia Sąsiadka zgodziłaby się prawdopodobnie nawet wtedy, gdybym powiedziała, że wywiozę ją do lasku, przywiążę do drzewa i zostawię, powiedziała tylko: dobra! i nie pytała o nic więcej.

Już się cieszę, gdy pomyślę, jak ona się będzie cieszyła. Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.

Komentarze

  1. Przyjemności samych w sobotę życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Jacy świetni ludzie chodzą po świecie... Niesamowite."

    prawda? też się dziwię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziw się, nie dziw. Dobrzy ludzie są wszędzie, tylko to jest mało nośny temat.

      Usuń
    2. się dziwię, że chodzą. Powinno leżeć pokotem pod Sevres.

      Usuń
    3. Jak pokotem, toby wzorzec nie zaistniał ;)

      Usuń
    4. Pokot nie jest taki fajny, żeby aż do Sevres!

      Usuń
  3. Wiem, że ni mo synsu komentować coś co się wydarzyło lata temu... Ale nie mogłam się powstrzymać. Rozpłakałaś mnie tym wpisem i strasznie poruszyłaś. Moja córka jest taką właśnie wolontariuszką w domu tymczasowym, mimo posiadanego dziecięcia lat 2 oraz pracy w korpo. A ja przez lata pracowałam z ludźmi starszymi i mam dla nich niezmierzone pokłady cierpliwości i ciepłości (w przeciwieństwie do małych dzieci, za którymi nieszczególnie )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od kiedy zamontowałam sobie informator komentarzowy oraz uaktywniłam powiadamianie mailami - MA :)

      Usuń
    2. Jak widzisz, śmiało brnę dalej :) Chyba się z tobą zaprzyjaźniam. Wiem, że jednostronnie, ale cóż. Biere co dają :)

      Usuń
    3. Jestem pod wrażeniem, jak daleko zabrnęłaś. I mam nadzieję, że nadal czujesz się dobrze ;)

      Usuń

Prześlij komentarz