2127
Pozostawione w damskim gronie - nie licząc kotów - postanowiłyśmy się nażreć. Na tę okoliczność rozpaliłyśmy grill, zakupiłyśmy pstrągi, sporządziłyśmy sałatkę i otwarłyśmy wino. Znaczy wszystko ja zrobiłam, a ona przyjdzie na gotowe, gdyż dzieci to zakała i wrzód na zdrowym organizmie, jak wiadomo*. Pstrąg się piecze, sałatka oczekuje, a wino wprost przeciwnie.
Pstrąga robi się następująco:
Bierze się pozbawioną flaków padlinę, obsypuje pieprzem cytrynowym i zostawia w zlewie, przykrywając szczelnie deskami do krojenia, bo koty już się zgromadziły. Kiedy "przejdzie", trochę się soli (lub nie), do środka wkłada pokrojony w plasterki czosnek, kawałeczki masła i posiekaną natkę (której nie miałam, więc nie włożyłam). Bierze się boczek, kroi w cienkie plastry i owija nimi pstrągi. A potem zamyka w łódeczki z folii aluminiowej. Jeśli ktoś ma, bo ja jeszcze nie, to wkłada takiego gotowca w specjalne grillowe trzymaczki do ryb. I na grilla z nimi.
Po przepis na sałatkę leci się do Dwóch Chochelek, bo obie dobrze gotują i je lubię, albowiem są to fajne kobity - możecie mi wierzyć na słowo. Kto nie zna, oczywiście. Bo kto zna, ten wie.
Oczywiście kolejny raz podkreślam, że nie wolno być kulinarnym Hitlerem. Mnie na przykład ktoś wyżarł wszystkie gruszki i orzechy, więc bez cienia skrępowania zastąpiłam je słonecznikiem i jabłkami. Brak składników potraw nigdy mnie przed niczym nie powstrzymał.
W międzyczasie robi się pranie, ogląda jakiś śmieszny film, pije wino czy tam inną kawę. I jest się zadowolonym z życia, mimo że trawnik nieskoszony, a mroczny kosiarz udał się na imprezę integracyjną i powróci jutro. Zapewne nieświeży.
Teściowa pojechała, a Zuzanna urządziła swoją norę. Z grubsza to tam ładnie wygląda, gdyby nie permanentny bajzel. Jednak takie drobiazgi nie będą psuły mi humoru - mamy wszakże drzwi do nory. I możemy je zamknąć, co nas pozbawi możliwości oglądania. Wtedy wystarczy zapomnieć i już!
Idę, podmucham na węgle. Oraz uzupełnię kieliszek. A Wy leniuchujcie, bo poniedziałek nadejdzie czy tego chcemy, czy nie.
* Zaraz to pewnie przeczyta i będzie wrzeszczeć z wyrzutem przez okno na cało wieś coś w stylu: maaaamoooooo...
EDIT
Owszem, już wrzeszczała.
- W garażu stoją dwa pudła oznaczone "Zuzia". Może sobie rozpakuj?
- Nie mam czasu, idę leżeć.
Pstrąga robi się następująco:
Bierze się pozbawioną flaków padlinę, obsypuje pieprzem cytrynowym i zostawia w zlewie, przykrywając szczelnie deskami do krojenia, bo koty już się zgromadziły. Kiedy "przejdzie", trochę się soli (lub nie), do środka wkłada pokrojony w plasterki czosnek, kawałeczki masła i posiekaną natkę (której nie miałam, więc nie włożyłam). Bierze się boczek, kroi w cienkie plastry i owija nimi pstrągi. A potem zamyka w łódeczki z folii aluminiowej. Jeśli ktoś ma, bo ja jeszcze nie, to wkłada takiego gotowca w specjalne grillowe trzymaczki do ryb. I na grilla z nimi.
Po przepis na sałatkę leci się do Dwóch Chochelek, bo obie dobrze gotują i je lubię, albowiem są to fajne kobity - możecie mi wierzyć na słowo. Kto nie zna, oczywiście. Bo kto zna, ten wie.
Oczywiście kolejny raz podkreślam, że nie wolno być kulinarnym Hitlerem. Mnie na przykład ktoś wyżarł wszystkie gruszki i orzechy, więc bez cienia skrępowania zastąpiłam je słonecznikiem i jabłkami. Brak składników potraw nigdy mnie przed niczym nie powstrzymał.
W międzyczasie robi się pranie, ogląda jakiś śmieszny film, pije wino czy tam inną kawę. I jest się zadowolonym z życia, mimo że trawnik nieskoszony, a mroczny kosiarz udał się na imprezę integracyjną i powróci jutro. Zapewne nieświeży.
Teściowa pojechała, a Zuzanna urządziła swoją norę. Z grubsza to tam ładnie wygląda, gdyby nie permanentny bajzel. Jednak takie drobiazgi nie będą psuły mi humoru - mamy wszakże drzwi do nory. I możemy je zamknąć, co nas pozbawi możliwości oglądania. Wtedy wystarczy zapomnieć i już!
Idę, podmucham na węgle. Oraz uzupełnię kieliszek. A Wy leniuchujcie, bo poniedziałek nadejdzie czy tego chcemy, czy nie.
* Zaraz to pewnie przeczyta i będzie wrzeszczeć z wyrzutem przez okno na cało wieś coś w stylu: maaaamoooooo...
EDIT
Owszem, już wrzeszczała.
- W garażu stoją dwa pudła oznaczone "Zuzia". Może sobie rozpakuj?
- Nie mam czasu, idę leżeć.
Powiedz, czy takiego pstrąga, to z braku grilla można też w piekarniku?
OdpowiedzUsuńI kiedy wiadomo, że przeszedł?
A kto Ci zabroni? No - powiedz: KTO?! ;)
UsuńNie wiem, ja robiłam na czuja. Mnie nie wolno pytać o wskazówki kulinarne, bo udzielam takich odpowiedzi, że ludzie potem biorą Prozac :D
Biorę antydepresant, więc jestem zabezpieczona, o!
Usuń:)))
Spryciara! :)
UsuńZ takimi drzwiami jest problem, że jak je zamkniesz, to potem możesz nie otworzyć, A jednak czasem trzeba to zrobić ;)
OdpowiedzUsuńMożna udrożnić otwierając okno. Posiadamy stosownych rozmiarów drabinę.
UsuńJa na szóste bez strażackiej bym nie dał rady :)
UsuńWyszło, że z powodu burdlu śmy se ten dom nabyli.
UsuńNie ja to napisałem ;)
UsuńPrzeprowadziłam dowód logiczny :)
UsuńPstrąg fajny, sałatka super, dzieci - hmm, tu się zastanowię, ale i tak szczególnie wielbię ten fragment o Hitlerze. Kulinarnym. Znaczy, o niebyciu Hitlerem. Ponieważ albowiem gdyż brak składników też mnie nigdy nie powstrzymał i w ten sposób rodzi się kulinarny geniusz. Dziedziczny, o czym wiesz, bo Check-in-kitchen :D
OdpowiedzUsuńOwszem - poszło Ci w geny :)
Usuńo zjadłabym pstrąga ! ale o 7 rano w niedzielę to u mnie nieosiągalne zatem zjem puszkę sardynek ! drzwi do "chlewika" też już posiadamy ( no remont mamy od maja więc pisze że już ) cwancysiem poszliśmy ,zamontowaliśmy przesuwane bo otwierane do środka nie zawsze miały siłę przebicia :D zastanawiający jest ogram "chlewiczych pokoi " czy nasza młodzież ma inne pojęcie estetyki ?
OdpowiedzUsuńTo przechodzi na swoim, wiesz?
UsuńTia mam nadzieje bo jak na razie chlew przeprowadzkowy młodego zalega jeden pokój i kuchnie gospodarczą i to na trzy tygodnie przed kolejnym weselem !!!
UsuńJemu przejdzie na jego, nie na Waszym ;)
UsuńZuziuuuuuuuuu, no daj się matce pocieszyć;)
OdpowiedzUsuńA co Ty! Przesz genetyka. Nie da.
Usuńjak ja lubię cię czytać:) . Buziaki
OdpowiedzUsuńNajbardziej bym chciała Wam te sytuacyjne, ale to się nie da. Żałuj, powiadam Ci ;)
UsuńNo dobrze, ale ja mam jedno pytanie. Czy przyjechala pod wlasciwy dom czy z rozpedu na stary? ;)
OdpowiedzUsuńCzasem bycie tym kulinarnym psychopata jest wskazane (podkreslam, ze czasem) albowiem jak sie do ciasta jezynowo migdalowego zapomni dodac substancji slodzacej to jednak przykrosc duza... ale w szerokopojetym kucharzeniu owszem nie trzeba.
Przyjechała pod właściwy, ale wjechała do sąsiadów, hehe.
UsuńNadrabiam zaleglosci. Jak zwykle z duza przyjemnoscia. A Tekst: "dzieci to zakała i wrzód na zdrowym organizmie, jak wiadomo" powiesilam sobie na karteczce zoltej. Ciekawe, kiedy mloda zobaczy i na mnie nakrzyczy :P
OdpowiedzUsuńPociesz ją, że jest tylko jednym wrzodkiem w grupie wrzodów ;))))
Usuń