2135

Na życzenie Zacofanego w lekturze (kokiet taki) miała być cebulowa. Jednakże w aspekcie zaistniałych wydarzeń, musimy ją przesunąć na inny dzień. Gdyż Dzieje Się.

Otóż przyjechalim z fabryk do domu i rzucilim się do prac różnorakich. Koty - do jedzenia i włóczenia się po ogrodzie. Zuzanna - do bezwstydnego gnicia. Prezes - jak to prawdziwy mężczyzna, do garów. Ja - jako ta wątła kobietka (nieomal kobieciątko), do przygotowania dużego gabarytu, gdyż pojutrze wywóz.
Kursuję sobie spokojnie (dysząc, słaniając się i powłócząc nogami) pomiędzy wiatą a bramą, aż tu nagle Zocha koło mnie przebiega lisim truchcikiem i, imaginujcie sobie, mówi PI.
Ej.
Zocha robi różne zaskakujące rzeczy, ale - jako żywo - nie mówi PI. Nie myśląc wiele (oraz z chęcią) porzuciłam targany balast i nuże za Zochą, która celowała prościutko w drzwi wejściowe. Udało mi się przydybać ją zanim zabunkrowała się na zawsze w jakiejś dziurze. Patrzę, a tu z Zochy wystaje obcy.
- Zocho - przemówiłam więc czule do czterech oczu. - Oddaj obcego.
- Wrrrrrrrr... - odpowiada Zocha, łypiąc jednym z (obecnie) czterech oczu.
- Zocho - podjęłam kolejną próbę. - Oddaj, ja cię proszę, nie bądź torba.
Wierzg, wierzg, odpowiedziały malutkie stopki, wyrastające z pyska Zochy.
Wreszcie dała się ubłagać. Wypluła ciałko i kichnęła rozgłośnie.
- Dobra Zośka, dobra - pochwaliłam. - Pyszne mięsko. Teraz idź się pobawić, a ja przetworzę.

Zadowolona z siebie bohaterka dnia powędrowała do domu, a pyszne mięsko łypało na mnie ze schodów udając trupa. Nawet nieźle mu szło, bo profesjonalnie zesztywniało i powykręcało kończyny w różne strony. Może bym się i nabrała, gdyby nie hiperwentylacja i tachykardia.
- No, dobra, myszo czy kim tam jesteś. Uratowałam ci życie. Spierniczaj, ile fabryka dała.
Mysza wykręciła nogi jeszcze bardziej Żeby Dać Mi Do Zrozumienia. Westchnąwszy, udałam się po rękawicę roboczą, bo nie wiadomo czy w trupim szale mnie taka nie użre. Gdy wracałam, rączo nadbiegł Czesław, który odważnie oddalił się trzy kroki od schodów. Kicał radośnie i gapił się na mnie, dumny ze zdobytej sprawności. Po czym... potknął się o trupa, wrzasnął, podskoczył i zwiał do domu. Trup załapał stan przedzawałowy.

Podniosłam go delikatnie. Był martwy od siedemnastu lat. Łypał dyskretnie bez mrugania, nóżki miał powykręcane i głowę też wykręcił, żeby było bardziej malowniczo. Wiadomo - trza się starać, gdy trafisz na tępaka.


Obejrzałam malucha na ile się dało. Sprawdziłam czy Zocha nie zrobiła mu jakiegoś dodatkowego otworu, ale chyba nie ma wprawy.
- Idziemy na wycieczkę, myszo - podsumowałam i udaliśmy się na koniec ogrodu (czyli jakieś siedemdziesiąt cztery kilometry). Wybrałam miejsce tuż przy płocie, z widokiem na łąkę, tam, gdzie trawa nieskoszona, a latem była dżungla i subtelnie ułożyłam trupa nogami do dołu.


Następnie pogłaskałam delikatnie, jednym paluszkiem po głowie i życzyłam spokojnej podróży. Trup przyjął moje karesy bez rozszalałego entuzjazmu.


Tak się rozstaliśmy. Po piętnastu minutach poszłam sprawdzić czy nie potrzebuje więcej wsparcia. Kilka metrów dalej, w wyższej trawie, coś zupełnie niewidocznego powiedziało PI.

***

Tymczasem dumny Krwawy Morderca Okrutny Mściciel Łowca o Niespożytej Energii Postrach Województwa udał się na drugi koniec ogrodu, wygrzebał w ziemi dziurkę i się zesrał. Tym samym, mam nadzieję, Rozpoczął Proces. (Dziewczynki wiedzą wcześniej).

***

W tym czasie Karol miał cały kominek dla siebie.

Komentarze

  1. "PIP" to mówił Śmierć Szczurów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trup to chyba nie mysza. Na orzesznicę wygląda mi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle się na tym nie nam. Na myszę nie wygląda, ale nie miałam nic innego pod zwojem.

      Usuń
  3. Cudne zwłoki, naprawdę cudne. I jakie żwawe jak na ofiarę polowania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście Byłoby mi przykro.
      Poleciłam łaskawej uwadze Zośki krety.

      Usuń
  4. W obliczu trupa wszystko schodzi na plan dalszy, nawet zupa cebulowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepis na zupę jest w poście nr 1981 chyba?
      Zuzanna

      Usuń
    2. Ale to miał być przepis z dedykacją, spersonalizowany, rzekłbym :D

      Usuń
    3. Fani - najlepszy gatunek człowieka. Wiedzą, co napisałeś, choć sam nie pamiętasz ;))))

      Usuń
  5. O matkobosko, jak ja Was uwielbiam :). PI.
    Amelia i sierście. Polujące tylko na siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, bo obok domu mamy autostradę Warszawa-Łeba (czyli DK 214), ktoś, nie daj Boże, dostałby zawału i wpadł pod coś...

      Usuń
  6. I nie przygarnęłaś? A może zakwitłaby przyjaźń międzygatunkowa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedzi
    1. Otóż. Nikt nie zwrócił na to uwagi, a było spektakularne. Niestety podejrzewam, że - prócz wrodzonego roztargnienia - są to kłopoty ze wzrokiem, wynikające z sytuacji wiadomej.

      Usuń
    2. :( Ojej... to nic dziwnego, że on, kocina biedaczysko, tak tylko na trzy kroki. Ale może wieś mu zmysły wyostrzy, jakoś zrekompensuje?

      Usuń
    3. To jest mamusi synek maminsynek. On woli na kolanka.

      Usuń
  8. Może to nornica,wyglada bardzo podobnie jak tu
    http://www.drapiezniki.pl/731-nornica-ruda.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Pięknie opisałaś, oplułam się herbatką:))
    Ale jaka z Zofii myśliweczka jedna, oj będzie się działo!

    OdpowiedzUsuń
  10. Cebulowa na myszy?

    Ujęło mnie bohaterstwo Czesława :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na myszy to jak na gwoździu, nie?
      (Czesław - mamusi syneczek, cium, cium, cium).

      Usuń
    2. Dobrze, że mysz uprzejmie udawała martwą, bo z naszym bohaterem byłoby jak z tym tutaj...
      https://www.youtube.com/watch?v=Gu79eCODySw

      :))))

      Usuń
    3. Wszyscy się śmieją z tego filmu, a mnie on przeraża. Jestem nienormalna.

      Usuń
  11. Również dostrzegłam bohaterstwo Czesława. Proszę nie imputować większej wady wzroku niż mam. Chociaż charakterologicznie bliżej mi do Zofii.
    wredna księgowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomijając wadę wzroku, bo Zofia nie ma ;)))) Ma za to wadę słuchu i to poważną. Kiedy jest w ogrodzie, a ja ją wołam - głucha jak pień.

      Usuń
  12. No ale co chcecie, jak się miał Czesiulek zachować w zetknięciu potknięciu o trupa, też bym się wzdrygła i wrzasnęła!
    Za to Karolek, patrzcie państwo, miał wszystko w odwłoku,piecuszek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jużci. Teraz też siedzi i patrzy na mnie wymownie czy się ruszę i rozpalę.

      Usuń

Prześlij komentarz