2065
Trauma.
Wychodzę sobie spokojnie od rodziców, którzy są akurat pokłóceni i nie odzywają się od tygodnia. Nawet zabawnie się z nimi rozmawia, kiedy tak siedzą obok siebie przy stole naprzeciwko mnie i udają, że się nie widzą. Rozumiem, że jest to element gier i zabaw ludu polskiego oraz iż że koniecznie trzeba to robić po siedemdziesiątce. Coś jak podchody, przy czym matka ślepa, a ojciec głuchy. Zapodaję kontekst, gdyby ktoś się kiedyś zastanawiał, dlaczegóż, och, dlaczegóż mam tak nierówno pod sufitem. Jak się człowiek wychowa w takim domu, nie może mieć równo. A zauważyłam, że Zuzi się już udziela - znaczy: gwarancja z ruletki genetycznej. Dziś umarłyśmy ze śmiechu zespołowo. W kuchni. Z czego się śmiejecie, z samych siebie się śmiejecie, jesteśmy samowystarczalne, ale świat nas nie rozumie. Za to nie ma nudy.
No więc wychodzę od tych rodziców, jaja niosąc w reklamówce, bo mi matka dała. Podobno nie ojcowskie, ale włożyłam do lodówki bez zaglądania. Na wszelki wypadek. Co prawda nic nie ciekło, lecz matka mogła koagulować, ja ją o wszystko podejrzewam. Każdziusieńki remont w domu został przeprowadzony w ojcowej nieprzytomności, a żyje. Ojciec, znaczy. Zatem koagulacja wchodzi w grę, nic mnie nie zadziwi.
Wychodzę. Jaja. Samochód. Pacze, z przeciwka nadciąga sąsiad rodziców, trochę starszy ode mnie. Z trzydzieści lat z nim nie gadałam, a i trzydzieści lat temu niewiele, gdyż albowiem jest dziwnym i się czai. Coś w guście szpiega z Krainy Deszczowców. Na mój widok przemyka pod ścianą w milczeniu, lekko przygarbiony i wzrok ma dziki. Przywykłam, więc zdziwienia nie ma. Ale i czujność osłabła.
Wychodzę, jaja, samochód, sąsiad. I nagle, w tych sprzyjających okolicznościach przyrody, on mówi do mnie cześć. Minimalnie się spłoszyłam, bo jakże to tak? Cześć po trzydziestu latach zaledwie?! Ale co tam! Nie takie my rzeczy ze szwagrem... Cześć - odpowiadam i niezrażona zmierzam ku pojazdowi. A tu sąsiad, jak nie...
- Co u ciebie?
No, luuuuudzieeeeeeee...
W głowie szalona galopada myśli, jak ja mu te trzydzieści lat streszczę?! Ile mam czasu? Czy można prosić o powtórzenie pytania? Zanim się spostrzegłam, sąsiad zaczął mi opowiadać o swojej pracy. Jak gdyby nigdy nic. Takie tam tararara, o drugiej w nocy zadzwonili i musiałem zapierdzielać do dwudziestej trzeciej.
Stupor.
Ja nie jestem przygotowana na to, żeby obcy chłop gadał do mnie, jak do swego!
Wzięłam tę traumę przywiezłam do domu i mówię do Prezesa, że jaja, samochód, sąsiad, trzydzieści lat, o drugiej w nocy, do dwudziestej trzeciej, cześć, co u ciebie.
A Prezes:
- Trzydzieści lat się chłopina zbierał, żeby zagadać, weź nie krytykuj.
Ale czy ja krytykuję? Czy krytykuję ja?! Otóż nie! Po prostu boję się teraz staruszków odwiedzić, bo kto wie, kogo spotkam i co mi opowie! To jest pożądana dzielnica i ludzkość zamieszkuje w niej przez pierdziesiąt pokoleń. Łatwo nie wypłoszysz. A jak tam się czają po krzakach jacyś faceci, co od ćwierć wieku chcieli zagadać? Nie jestem na to przygotowana!!!
Mężczyźni - terra incognita.
Wychodzę sobie spokojnie od rodziców, którzy są akurat pokłóceni i nie odzywają się od tygodnia. Nawet zabawnie się z nimi rozmawia, kiedy tak siedzą obok siebie przy stole naprzeciwko mnie i udają, że się nie widzą. Rozumiem, że jest to element gier i zabaw ludu polskiego oraz iż że koniecznie trzeba to robić po siedemdziesiątce. Coś jak podchody, przy czym matka ślepa, a ojciec głuchy. Zapodaję kontekst, gdyby ktoś się kiedyś zastanawiał, dlaczegóż, och, dlaczegóż mam tak nierówno pod sufitem. Jak się człowiek wychowa w takim domu, nie może mieć równo. A zauważyłam, że Zuzi się już udziela - znaczy: gwarancja z ruletki genetycznej. Dziś umarłyśmy ze śmiechu zespołowo. W kuchni. Z czego się śmiejecie, z samych siebie się śmiejecie, jesteśmy samowystarczalne, ale świat nas nie rozumie. Za to nie ma nudy.
No więc wychodzę od tych rodziców, jaja niosąc w reklamówce, bo mi matka dała. Podobno nie ojcowskie, ale włożyłam do lodówki bez zaglądania. Na wszelki wypadek. Co prawda nic nie ciekło, lecz matka mogła koagulować, ja ją o wszystko podejrzewam. Każdziusieńki remont w domu został przeprowadzony w ojcowej nieprzytomności, a żyje. Ojciec, znaczy. Zatem koagulacja wchodzi w grę, nic mnie nie zadziwi.
Wychodzę. Jaja. Samochód. Pacze, z przeciwka nadciąga sąsiad rodziców, trochę starszy ode mnie. Z trzydzieści lat z nim nie gadałam, a i trzydzieści lat temu niewiele, gdyż albowiem jest dziwnym i się czai. Coś w guście szpiega z Krainy Deszczowców. Na mój widok przemyka pod ścianą w milczeniu, lekko przygarbiony i wzrok ma dziki. Przywykłam, więc zdziwienia nie ma. Ale i czujność osłabła.
Wychodzę, jaja, samochód, sąsiad. I nagle, w tych sprzyjających okolicznościach przyrody, on mówi do mnie cześć. Minimalnie się spłoszyłam, bo jakże to tak? Cześć po trzydziestu latach zaledwie?! Ale co tam! Nie takie my rzeczy ze szwagrem... Cześć - odpowiadam i niezrażona zmierzam ku pojazdowi. A tu sąsiad, jak nie...
- Co u ciebie?
No, luuuuudzieeeeeeee...
W głowie szalona galopada myśli, jak ja mu te trzydzieści lat streszczę?! Ile mam czasu? Czy można prosić o powtórzenie pytania? Zanim się spostrzegłam, sąsiad zaczął mi opowiadać o swojej pracy. Jak gdyby nigdy nic. Takie tam tararara, o drugiej w nocy zadzwonili i musiałem zapierdzielać do dwudziestej trzeciej.
Stupor.
Ja nie jestem przygotowana na to, żeby obcy chłop gadał do mnie, jak do swego!
Wzięłam tę traumę przywiezłam do domu i mówię do Prezesa, że jaja, samochód, sąsiad, trzydzieści lat, o drugiej w nocy, do dwudziestej trzeciej, cześć, co u ciebie.
A Prezes:
- Trzydzieści lat się chłopina zbierał, żeby zagadać, weź nie krytykuj.
Ale czy ja krytykuję? Czy krytykuję ja?! Otóż nie! Po prostu boję się teraz staruszków odwiedzić, bo kto wie, kogo spotkam i co mi opowie! To jest pożądana dzielnica i ludzkość zamieszkuje w niej przez pierdziesiąt pokoleń. Łatwo nie wypłoszysz. A jak tam się czają po krzakach jacyś faceci, co od ćwierć wieku chcieli zagadać? Nie jestem na to przygotowana!!!
Mężczyźni - terra incognita.
To faktycznie trauma. Żeby mi języka w gębie brakło - to udało się nielicznym, a jednak. Spotykasz gościa - wczesna podstawówka - od tego czasu zmężniał w talii i wirtualnieje zakolami i wypala do Cię, co u Cię i ...ta pustka w głowie... Może trzeba zawczasu jakiś tekst przygotować? Mam piątkę dzieci po sześciu mężach, wychowujemy je z siódmym i jego trzema żonami, rzuciłam fotel prezesa konsorcjum bankowego, by zgłębiać energię drzew, żyję praną, piję tylko deszczówkę? Może to jakaś gra, kto kogo pierwszy w osłupienie wprawi?
OdpowiedzUsuńWyprowadzają mnie takie sytuacje z równowagi, bo sądzę, że jeśli nie pożądało się kogoś widzieć od podstawówki, to wystarczy poprzestać na uprzejmym powitaniu, rzuconym w przelocie. Ja nawet na spotkania klasowe nie jeżdżę, wychodząc z założenia, że to tylko targowisko próżności. Aczkolwiek, nie powiem, mam kilka kontaktów od przedszkola!
UsuńJa to nazywam nagłą potrzebą zagadania. Ot tak,kto się po drodze znajomy nawinie, wtem i nagle dopada ich wewnętrzny impuls.
OdpowiedzUsuńCześć a pół życia udawali,że nie pamiętają/nie rozpoznają. Nie dopuszczam do ,,co słychać" umykam w pospiechu,niekiedy na to cześć nie odpowiadam. Taka jestem.
Mam nadzieję, że mu minie.
UsuńPopieram postulat Psa w Swetrze: przygotowany zawczasu tekst czy dwa może traumy oszczędzić. I brawo dla tego pana. Trzydzieści lat się zbierał, ale w końcu wykrztusił. Autoterapia. Karramba!
OdpowiedzUsuńA w dodatku zrobił to zupełnie niepotrzebnie ;)
Usuń:-)))) Piękna story!
OdpowiedzUsuńPrawda?
UsuńA może takie zadanie od psychoterapeuty dostał, część terapii czy coś? "Wybierz najdawniej niezagadywanych i daj głos". Zachowaj spokój, nie okazuj zbytnio emocji... luz w... wszędzie ;)
OdpowiedzUsuńI niech zagadywani się martwią ;))))
UsuńEeeee, bo nie umiecie odpowiadać. Się mówi "Wszystko w porządku, a u Ciebie?".
OdpowiedzUsuńZawsze tak robię i zawsze taka rozmowa jest krótka :)
No co Ty! Przesz zaczął mi opowiadać bez zachęcania!!!
UsuńTy się ciesz, że wiesz kto zagadał. ja ostatnio jak do mnie taki jeden zagaił z imienia to trzy dni chodziłam i się zastanawiałam kto zacz zanim zbudowałam konteksty. a w ogóle chyba coś jest w powietrzu, bo ostatnio ludzie (znaczy chłopy, może nie wszystkie ludzie) jakieś takie rozmowniejsze się zrobiły ogólnie. ola
OdpowiedzUsuńNie mam jakoś pamięci. Nie powiem, że do twarzy, bo do wielu rzeczy - ot, eliminuję, co wydaje mi się zbędne. To prowadzi do wysoce ambarasujących sytuacji. Kiedyś koledze byłego małżonka przedstawiłam się trzykrotnie...
Usuń(Tak, w końcu się obraził).
W okropnym dole jestem ostatnio ale tak mnie rozśmieszyła Twoja historyjka, że aż kot patrzył zdziwiony. Waterloo, jesteś jedyna i niepowtarzalna, dzięki!
OdpowiedzUsuńCudny komentarz, mój ulubiony. Rozśmieszyć kogoś jest o wiele trudniej niż wzruszyć czy przestraszyć. Polecam się, do nóżek padam, rączki całuję.
UsuńJeżeli wyglądał na szpiega z krainy deszczowców, to sporo tłumaczy. Jak się w pracy musi wyznawać podstawową szpiegowską zasadę "w naszej robocie nie należy za dużo mówić", to przez trzydzieści lat ciśnienie werbalne mu wzrosło w ch. Pewnie tego dnia przeszedł na emeryturę, to se wreszcie mógł ulżyć, a że trafił na Ciebie, to już kismet, kismet, rachatłukum, dodoni i ceres.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że owszem, przyszło mi do głowy, iż być może był 30 lat bezrobotnym, a tu nagle... jaka niespodzianka. I radość. Warunki bytowania, te sprawy. Musiał się z kimś podzielić. Po prostu.
UsuńHoh uwielbiam to 'co u Ciebie' <3
OdpowiedzUsuńCzasem się zastanawiam czy wole idiotę zagajającego, czy idiotę bezbrzeżnie szczerego, obnażającego przede mną zakątki swej robaczywej duszy. Których, jak zapewne podejrzewasz, nie chciałam poznać.
Usuńbyło nie było stało się to WYDARZENIEM skoro doczekało notki;)))
OdpowiedzUsuńZnaczy chłop efekt osiągnął;)
Ciekawe, o co tak naprawdę chodziło, ponieważ później dał mi spokój. Ufam, że na kolejne 30 lat. I wtedy już mnie nie zaskoczy, bo jestem przygotowana!
Usuń