Bumerang to jest taki zakrzywiony patyk

Ciekawe kto z Szanownych Czytelników odgadnie, o czym będzie dzisiejsza notka. Pewnie nikt, oczywiście. Nie żebym uwłaczała Waszej inteligencji. Bynajmniej.
Kot powrócił jak zakrzywiony patyk.
Jest zachwycony.
Nawet się nie zaniepokoił kolejnymi przenosinami.
Nawet mu powieka nie drgnęła, gdy wyniosłam drania z budynku (z klatki do klatki przechodzimy).
Wpadł do chałupy, podskoczył z ukontentowania i natychmiast skoczył Karolowi na głowę. Potem spadł z Karola i skoczył Zośce na głowę. Potem dostał w ryj od Zośki. Potem skoczył za Tusieńką i był wielce rozczarowany, że zwiała przed nim na szafkę naścienną w kuchni. Odwrócił się i wskoczył Karolowi na głowę. 13 razy. Potem wskoczył Zośce na głowę, dostał w ryj, ale się nie zniechęcił. Zniechęciła się natomiast widownia i rozeszła się po kątach do swoich zajęć.
Trwa rozbudowana dyskusja na temat imienia dla kota, ponieważ poprzednie nam się nie podoba. Pod uwagę brane są następujące wersje:
- Potomstwo sądzi, że to jest Józio;
- Szef podejrzewa, że kot jest Florianem, bierze również pod uwagę nazwanie go Wojtusiem (po dziadku ze swojej strony*),
- ja z kolei nadal jestem zdania, że kota nie należy nazywać, bo mu przylgnie, a w ostateczności winien on nosić jakieś szlachetne imię typu Jan Nepomucen lub ewentualnie Jan Kanty Pawluśkiewicz, bo nie wolno traktować kota przedmiotowo i kto w ogóle mówił, że kot ma nie mieć nazwiska.

Dysputa została zawieszona ze względu na późne godziny nocne i nie osiągnięto konsensusu pomimo wypicia pigwówki produkcji rzeczonego dziadka Wojtusia. Za wyjątkiem Potomstwa oczywiście. Picia oczywiście.

A w pracy?
W pracy jest taka kupa, że sekretarka, po moich rozmowach z dyrekcją, donosi mi chusteczki higieniczne do pokoju, bo wstyd się pokazać.

* chodzi oczywiście o ojca Szefa, który w wypadku kota jest dziadkiem, naturalnie. Kota.

Komentarze