2000
Święta się zbliżają, więc nadeszła pora na sernik po wiedeńsku. O ile sobie przypominam, on w końcu nie zaistniał, a jest wart wzięcia pod uwagę. Mnóstwo osób mówi, że sernik nigdy im nie wychodzi, bo się - dajmy na to - zapada, więc sprzedam Wam sposób, jak temu przeciwdziałać. Najistotniejsze w całych przygotowaniach do pieczenia tego pysznego, wyjątkowego ciasta jest to, żeby gnojka lekceważyć! Przez lata się napinałam jak cholera, chuchałam, dmuchałam, do serca przytulałam - zawsze dziura. Pewnego dnia coś we mnie pękło i zaczęłam olewać temat. Przepycham produkty z poczucie wyższości, piekarnik nogą zamykam, nie wpatruję się czy rośnie. Od tego czasu - jak malowany. Zostałam główną specjalistką do spraw sernika i to nie tylko w rodzinie.
Więc tak - proponuję, jak zwykle, zacząć od wina. Tym razem całe będzie dla Was, bo idzie tylko "pod" ciasto. Rąbnijcie sobie kielonek ZANIM zabierzecie się do czegokolwiek, włączając wyjęcie produktów z lodówki. To stwarza dystans.
I teraz wyjmujecie z lodówki i szafek uprzednio kupione:
- 10 jaj,
- kostkę masła,
- 1 kg sera (byle nie homogenizowany, polecam taki z kubełków, nie trzeba go zemleć, czyli lekceważenie),
- cukier (tu nie ma właściwej ilości, spróbujcie ciasta, żeby poziom słodyczy Wam odpowiadał),
- cukier wanilinowy (1 torebka),
- 1 opakowanie tzw. keksówki (opcjonalnie, jeśli ktoś lubi, bo można dodać rodzynki solo lub skórkę pomarańczową solo albo też i nic - byle z wyrazem twarzy pełnym wyższości),
- 1 łyżeczkę proszku do pieczenia,
- ok. 3 - 4 łyżek mąki (tak, zwykłej - czy jakiej tam chcecie, bo macie to olewać),
- szczyptę soli,
- formę (zaraz się wypowiem na ten temat),
- papier do pieczenia.
Człowiek się męczy wyjmując, więc leci kolejne winko. Można włączyć piekarnik na 180 stopni, bo sernik wchodzi do ciepłego. Przygotowania nie zajmują więcej niż kwadrans - trzeba piekarniku dać szansę.
Pamiętajcie o jednej, bardzo istotnej sprawie: pieczenie nie znosi skąpstwa. Margaryną to można schody wysmarować, żeby się nielubiany sąsiad wypierdolił, ale na pewno nie dodawać do ciasta, bo to czuć. Pod uczciwym sernikiem nie ma ciasta, a w środku nie ma żadnych margaryn. Fuj. Zresztą na wierzchu nie ma też żadnej czekolady. Phi! Natomiast forma... Oczywiście są szkoły, które mówią, żeby sernik piec w tortówce. Wiecie, gdzie ja to mam? Mogę określić co do centymetra. Biorę uczciwą, dużą, prostokątną formę, bo się łatwiej potem operuje nożem. I żadnego wąwozu nie odnotowuję.
I teraz tak: dwa duże gary. Jeden na białka, które muszą mieć miejsce, bo w trakcie ubijania rosną. Drugi na całe ciasto, żeby się nie wylewało. Duży. Białka na prawo, żółtka na lewo. Do białek sól, robot w garść i jedziecie. Piana ma być sztywna. Teoretycznie sztywność właściwą poznaje się po tym, że można gar obrócić do góry dnem i nie wyleci, ale jeśli się ma wprawę, to obracać i nie trzeba. Gdy białka są już ubite, do żółtek wsypujemy cukier normalny i wanilinowy, a potem wrzucamy masło. I na w miarę gładką masę. Później ser i mieszamy robotem, bo po to go kupujemy. Posiadanie bezużytecznego robota kuchennego jest bez sensu. Mieszanie ręczne znamionuje troskę - unikamy.
Nie zapominajcie pociągnąć z kieliszka.
No to jeszcze mąka - ona jest potrzebna, żeby ciasto się nie rozlatywało, proszek do pieczenia, bakalie (nieobowiązkowo, ale ja lubię - nie wiem, jak domownicy, lecz ich olewam, w czym pomaga mi wino). Robota można odstawić, bo ubite białka są już na takie mieszanie za delikatne. Więc teraz dodajemy te białka i mieszamy sobie łyżką. Chodzi o to, żeby beza z sernika miejscami nie wyłaziła. Pomieszane? To łyk winka i wyścielamy formę papierem, wylewamy ciasto, wkładamy do piekarnika i sprawdzamy, co tam na fejsie.
Nie wiem, ile piecze się sernik, bo za każdym razem przypominam sobie o sprawdzeniu tego, gdy wyłączam ciepło. Trzeba po prostu pilnować, żeby się nie przypalił. Kiedy jest rumiany i wyrośnięty, wyłączamy grzanie i zostawiamy go na pół godziny w zamkniętym piekarniku. A potem uchylamy trochę i idziemy spać (zawsze piekę wieczorami lub w nocy - lubię, bo nikt do mnie nie gada).
Rano wyjmujemy formę, zamykamy folią i wystawiamy gotowe ciasto na parapet albo balkon - sernik lubi zimno. Zaufajcie mi, powinnam mieć już z tego doktorat honoris causa.
Podczas Wigilii możecie się już zająć wyłącznie laniem rózgą po łapach, żeby nie zeżarli całego kilograma od strzału, bo komu by się chciało piec na Boże Narodzenie. Ma starczyć - bydło nienasycone!
PS Lekceważenie doskonale się sprawdza również przy drożdżowym. Kiedyś, gdy wyprowadziłam się z domu, gdzie w kuchni była połówka pieca grzewczego, na którym ciasta rosły IDEALNIE, do mieszkania w bloku z kaloryferami, dostawałam ataków histerii, że mi drożdże nie buzują. Obecnie OLEWAM. Rośnie jak opętane. Aha! W przepisach na drożdżowe stoi, żeby dodawać produkty ogrzane i w odpowiedniej kolejności. BUCHACHA!!!
Więc tak - proponuję, jak zwykle, zacząć od wina. Tym razem całe będzie dla Was, bo idzie tylko "pod" ciasto. Rąbnijcie sobie kielonek ZANIM zabierzecie się do czegokolwiek, włączając wyjęcie produktów z lodówki. To stwarza dystans.
I teraz wyjmujecie z lodówki i szafek uprzednio kupione:
- 10 jaj,
- kostkę masła,
- 1 kg sera (byle nie homogenizowany, polecam taki z kubełków, nie trzeba go zemleć, czyli lekceważenie),
- cukier (tu nie ma właściwej ilości, spróbujcie ciasta, żeby poziom słodyczy Wam odpowiadał),
- cukier wanilinowy (1 torebka),
- 1 opakowanie tzw. keksówki (opcjonalnie, jeśli ktoś lubi, bo można dodać rodzynki solo lub skórkę pomarańczową solo albo też i nic - byle z wyrazem twarzy pełnym wyższości),
- 1 łyżeczkę proszku do pieczenia,
- ok. 3 - 4 łyżek mąki (tak, zwykłej - czy jakiej tam chcecie, bo macie to olewać),
- szczyptę soli,
- formę (zaraz się wypowiem na ten temat),
- papier do pieczenia.
Człowiek się męczy wyjmując, więc leci kolejne winko. Można włączyć piekarnik na 180 stopni, bo sernik wchodzi do ciepłego. Przygotowania nie zajmują więcej niż kwadrans - trzeba piekarniku dać szansę.
Pamiętajcie o jednej, bardzo istotnej sprawie: pieczenie nie znosi skąpstwa. Margaryną to można schody wysmarować, żeby się nielubiany sąsiad wypierdolił, ale na pewno nie dodawać do ciasta, bo to czuć. Pod uczciwym sernikiem nie ma ciasta, a w środku nie ma żadnych margaryn. Fuj. Zresztą na wierzchu nie ma też żadnej czekolady. Phi! Natomiast forma... Oczywiście są szkoły, które mówią, żeby sernik piec w tortówce. Wiecie, gdzie ja to mam? Mogę określić co do centymetra. Biorę uczciwą, dużą, prostokątną formę, bo się łatwiej potem operuje nożem. I żadnego wąwozu nie odnotowuję.
I teraz tak: dwa duże gary. Jeden na białka, które muszą mieć miejsce, bo w trakcie ubijania rosną. Drugi na całe ciasto, żeby się nie wylewało. Duży. Białka na prawo, żółtka na lewo. Do białek sól, robot w garść i jedziecie. Piana ma być sztywna. Teoretycznie sztywność właściwą poznaje się po tym, że można gar obrócić do góry dnem i nie wyleci, ale jeśli się ma wprawę, to obracać i nie trzeba. Gdy białka są już ubite, do żółtek wsypujemy cukier normalny i wanilinowy, a potem wrzucamy masło. I na w miarę gładką masę. Później ser i mieszamy robotem, bo po to go kupujemy. Posiadanie bezużytecznego robota kuchennego jest bez sensu. Mieszanie ręczne znamionuje troskę - unikamy.
Nie zapominajcie pociągnąć z kieliszka.
No to jeszcze mąka - ona jest potrzebna, żeby ciasto się nie rozlatywało, proszek do pieczenia, bakalie (nieobowiązkowo, ale ja lubię - nie wiem, jak domownicy, lecz ich olewam, w czym pomaga mi wino). Robota można odstawić, bo ubite białka są już na takie mieszanie za delikatne. Więc teraz dodajemy te białka i mieszamy sobie łyżką. Chodzi o to, żeby beza z sernika miejscami nie wyłaziła. Pomieszane? To łyk winka i wyścielamy formę papierem, wylewamy ciasto, wkładamy do piekarnika i sprawdzamy, co tam na fejsie.
Nie wiem, ile piecze się sernik, bo za każdym razem przypominam sobie o sprawdzeniu tego, gdy wyłączam ciepło. Trzeba po prostu pilnować, żeby się nie przypalił. Kiedy jest rumiany i wyrośnięty, wyłączamy grzanie i zostawiamy go na pół godziny w zamkniętym piekarniku. A potem uchylamy trochę i idziemy spać (zawsze piekę wieczorami lub w nocy - lubię, bo nikt do mnie nie gada).
Rano wyjmujemy formę, zamykamy folią i wystawiamy gotowe ciasto na parapet albo balkon - sernik lubi zimno. Zaufajcie mi, powinnam mieć już z tego doktorat honoris causa.
Podczas Wigilii możecie się już zająć wyłącznie laniem rózgą po łapach, żeby nie zeżarli całego kilograma od strzału, bo komu by się chciało piec na Boże Narodzenie. Ma starczyć - bydło nienasycone!
PS Lekceważenie doskonale się sprawdza również przy drożdżowym. Kiedyś, gdy wyprowadziłam się z domu, gdzie w kuchni była połówka pieca grzewczego, na którym ciasta rosły IDEALNIE, do mieszkania w bloku z kaloryferami, dostawałam ataków histerii, że mi drożdże nie buzują. Obecnie OLEWAM. Rośnie jak opętane. Aha! W przepisach na drożdżowe stoi, żeby dodawać produkty ogrzane i w odpowiedniej kolejności. BUCHACHA!!!
Ha! Mój przepis!
OdpowiedzUsuńZ wyjątkiem tego, że zamiast proszku do pieczenia i mąki dodaję budyń waniliowy (mąka ziemniaczana jak wiadomix).
Dodaj kiedyś brzoskwiniowy i nie przyznawaj się, skąd ten posmak ;)
UsuńA teraz mi Pani Doktor Causa z honorem odpowie, w jakim celu dodaje do białek sól.
OdpowiedzUsuń;)
Legenda głosi, że szybciej się ubijają i sztywnieją mocniej :)
UsuńDla smaku. W cieście musi być trochę soli, bo inaczej jest do dupy.
UsuńMój przepis to taki, że w ogóle olewam, bo go nie piekę,od serników jest mój mąż:))
OdpowiedzUsuńZupełnie inny przepis jeśli chodzi o składniki ,żadnego proszku do pieczenia, 4 gotowane kartofle, nie wszystkie białka dodajemy ,bo za duzo, ser koniecznie zwykły twaróg- wyciskamy przez praskę raz, komu by sie chcialo maszynke wyciągać i mielić ser i to wielokrotnie.
Ja lubię serniki konkretne, ten jest ok,ale i tak nie taki jak robila kiedys siostra mojej babci.Wypieczony z kratką serową na wierzchu.
No i zero bakali,nie lubie bakali w ciastach. Pieczemy na tzw.oko:)
Nie opada,dziura sie nie robi.Jest ok.
Każdy ma jakiś własny sposób. Nawet na układanie naczyń w zmywarce ;)
UsuńTak jest!
Usuń( nie posiadam zmywarki i już chyba nie bedę potrzebowała,zadziwiające ,jak nagle mało rzeczy jest człowiekowi potrzebnych ,kiedy mieszka praktycznie sam))
Cóż się tu dziwić, że nie pieczesz serników :)
Usuń(I tak Cię podziwiam, że dla siebie gotujesz).
Mnie tez ten rodzaj sernika nie opada, tyle że jajek daje 12, mąki tortowej 2 łyżki a ser tłusty przeciskany przez praskę.
OdpowiedzUsuńObecnie ćwicze przepisy na ule cieszyńskie, z dzisiejszej produkcji zostały dwa :))
Wiesz przecież, że ja się do niczego nie przywiązuję, a już szczególnie do ilości produktów. Starałam się dla Was tym razem :)
Usuńcoś jest w tym olewactwie bo mię się też nie udawały serniki ale kiedyś jak miałam taką chcicę na sernik a wiadomo te kupione czasem przy serze nie leżały to machnęłam se sernik ot tak w tygodniu z założeniem że jakkolwiek wyjdzie to i tak tylko my domownicy go będziemy szamać i wyszedł tak zajebisty że gdybym nie była cały czas w kuchni to pomyślałabym że ktoś mi go podmienił :-) i
OdpowiedzUsuńTo jest Wielka Życiowa Prawda. Jak ma przyjść teściowa, to Ci zawsze ciasto klapnie ;)
UsuńTo jest sernik taki jak lubię - sernikowy, bez ciasta - stasta, brzoskwiń i innych udogodnień. A nigdy nie robiła, bo wszyscy zawsze mówili, że do sernika trza mieć rękę. A ja nie wiem czy mam, to nie próbowałam. Może by tak spróbować? Olewanie mi świetnie będzie szło, zwłąszcza jak się zabiorę za niego wieczorem, kiedy moje dziecię zamiast spać snem błogim drze japę co 15 minut, bo jej zęby wyłażą i jedynie matczyna pierś koi bóle i smutki wszelakie. Więc sernik by był co chwilę olewany. Tak by dobrze było? A, te 180 stopni to takie zwykłe stopnie czy z termoobiegiem? Bo mnie termoobieg korki w domu wywala, więc się gniewamy i jest w niełasce.
OdpowiedzUsuńKochana... ja mam stary piekarnik, wszystkie znaczki wymyte do idealnej czystości. Coś włączam, może i termoobieg. Jak rozumiesz - olewam to.
UsuńNooo dobra, to ja to też oleję i skoro nie mam termo to sobie zrobię bez, ale na 190, bo zazwyczaj muszę dać o 10 więcej niż w przepisie, bo jakiś taki ten mój piekarnik do rzyci. Docieramy sie ponad 4 lata i ciągle mnie skubany zaskakuje. Nieprzyjemnie.
UsuńJa swój odziedziczyłam w stanie wytartym po poprzednich właścicielach lokalu i jest to mój pierwszy piekarnik elektryczny, albowiem nie posiadamy tu gazu. Jestem miłośniczką zarówno piekarnika, jak i płyty. Już do gazowych nie wrócę, taki mam plan.
UsuńTo jako i ja odziedziczyłam piec, albo żeby było precyzyjniej to jest on poniekąd służbowy, bo wynajmuję go i całą chałupę od mojego pracodawcy - żywiciela rodziny mej. Darowanemu piekarnikowi, a tym bardziej słuzbowemu, w grzałki się nie zagląda, ale skubany coś ma potentegowane i nie grzeje tak jak powinien, bo zawsze musze mu wyższą temperaturę ustawić, a ciasto takie normalne, nie typu ciasteczko, muffinka tylko solidna keksówka albo blacha, jeszcze nigdy mi nie wyszło. Zakalce pierwsza klasa, na wpół surowe. Twój sernik to będzie dopiero wyzwanie.... Może wyjdzie...
UsuńCzymam kciuki :)
UsuńRobię sernik bardzo podobnie. Taki jest najlepszy, bez ciasta! I oczywiście zgadzam się - żadnych margaryn w porządnych wypiekach.
OdpowiedzUsuńDo masy dodaję jeszcze skórkę z 1 cytryny, świeżą, drobno utartą.
Mniammmmmmmmm....
No i proszę. Można nadać również lekko cytrynowy posmak. I ile radości :)
UsuńTermoobieg czy bez? Muszę go upiec, ślinka leci :)
OdpowiedzUsuńNota bene ja mam taki przepis na drożdżowe, kiedyś dostałam. Jeden garnek, jeden mikser, zero bajzlu, wychodzi zawsze. Miód malina, innego nie piekę! 15 minut przygotowań, 30 - 40 pieczenia, żarcia do rozparcia:)
Dorotko, nie mam pojęcia, chyba tak. To samo pytanie zadała Agulec. Ja to olewam, kochana ;)
UsuńPodpowiem, że jak 180 to raczej bez termoobiegu, a jak z to jakieś 20 mniej. Cyrka ebałt.
UsuńA co jest pierwsze na przełączniku?
UsuńHa! U mnie na pierwszym jest grzałka dolna albo górna (wytarte lekko, nie pamiętam dokładnie), a termoobieg jest trzeci. To ja jak się zbiorę i popełnię to bez termoobiegu. Bo go oleję ;) ... będę piekła sernik, będę piekła sernik, se se se se...
UsuńI to jest słuszne podejście!
UsuńMnie nie wyjdzie. Za cholerę nie wypiję tyle wina... :>
OdpowiedzUsuńHehe. To nie pij, tylko pamiętaj o wyrazie twarzy pełnym wyższości :D
Usuńzdaje się że namówiłaś mnie na pieczenie na święta :)
OdpowiedzUsuńTo się cieszę. Moja kuchnia, zasadzająca się na dwóch prawach: "byle się nie spocić" i "napijmy się wina" bywa kusząca.
Usuń'Margaryną to można schody wysmarować, żeby się nielubiany sąsiad wypierdolił, ale na pewno nie dodawać do ciasta, bo to czuć.' Cwierczakiewiczowo, kocham cie!
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi, żeby znów poczytać Ćwierciakiewiczową. W czasach kryzysowych robiła za komedię romantyczną. Rozumiesz: w sklepach haki i ekspedientki, a ona... "gdy niespodziewanie wpadną goście, a ty nie masz nic w domu, poślij pannę do spiżarni po ćwierć cielęcia". Pałam do kobiety do dziś.
UsuńCoś w tym jest - na odwal się piekła moja babka (żadnych przepisów, wszystko na oko), moja matka (już nie piecze, stwierdziła że skoro urodziła dzieci i nauczyła je piec to jej praca na tym odcinku jest skończona, ona może co najwyżej, cytuję: "Gęby dołożyć") a teraz tak samo robimy ja i siostra. Ludzie traktują pieczenie zbyt poważnie, to ma być rozrywka zakończona orgazmem w gębie a nie konkurs cukierniczy.
OdpowiedzUsuńGęby dołożyć! Genialne!!!
UsuńPodkreślam, że się bardzo dla Was starałam z tymi ilościami. Ja też wszystko na oko. A właściwie "na rękę". Wsadzam do pojemnika i ona sama wie :)
A ja myślę, że z tym ubijaniem białek jako pierwszych i czekaniem żeby domieszać to ściemniasz równo. Jak odstawisz ubite białka to nie ma możliwości żeby nie "podeszły wodą"
OdpowiedzUsuńPrzecież nie stoją trzy godziny w napiętym oczekiwaniu. Jak dobrze ubite to tak za moment się nie rozwarstwią, więc proszę nie zarzucać autorce nadmiaru fantazji. Ma jej akurat tyle, ile trzeba.
UsuńStoją około kwadransa. Podchodzą wodą. Kto czytał uważnie, ten wie, że ja w takich sytuacjach... No, co robię? ;)
UsuńPS Ubijam je pierwsze, bo z lenistwa nie myję końcówek robota pomiędzy garami. Takimi z masy słabo by się mieszało w białku. Ot i cała tajemnica.
Tak to napisałaś, że może się odważę... Ale napisz ile cukru dajesz!
OdpowiedzUsuńNie mogę tego napisać, bo nie wiem. Przesz uzasadniłam. Wsadź palucha do masy i spróbuj czy wystarczająco słodka. Albo... olej to ;)))))
UsuńRąbnę sobie kielonek i oleję dziada - takie rady lubię :D
OdpowiedzUsuńI rzeczywiście tak jest, im bardziej człowiek się spina, tym ciasto ma większy foch ;)
W dodatku z ludźmi tak samo ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa to bym się chętnie dała obsłużyć. Trawa u sąsiada zawsze bardziej zielona, nie? :)
UsuńToteż, fanfary, olewam to że u sąsiada zieleńsza :D
UsuńA czemu usunęłaś poprzedni komć?
UsuńMyślę, że byłabyś dumna ze mnie jak ja go pięknie olałam i ważyłam lekce! Do tego stopnia, że o sprawdzeniu czy aby nie mdły i cukru dałam odpowiednio sobie przypomniałam kiedy już przelewałam go do formy i kapnął mi na spodnie... A w trakcie robienia to mi się miska w robocie zacinała, więc jeszcze oprócz lekceważenia dołożyłam elementy znieważania. No a potem w tym piecu to nawet trochę o nim zapomniałam, bo zajęłam się kąpaniem Dziecięcia i usypianiem. Zapach przypomniał o serniku, śliczniutki wyrósł, zarumieniony jak Jagna w mróz, więc wyłączyłam go dumna z siebie i znów na trochę zapomniałam. Wchodzę uchylić mu drzwiczki, pacze, a on płaski! Całkiem wziął i oklapł :( Sukinsyn! Myslisz, że to przez to znieważanie?
OdpowiedzUsuńCholera wie. A zawistna sąsiadka nie była czasem pożyczyć cukru?
UsuńNo nie, nie ma na kogo zwalić. No chyba, że pies przełaził koło pieca, majtnął ogonem, przeciąg zrobił i się sernik zdenerwował? Ale klapnięty czy nie pyszny był! Zrobię znów, zobaczymy co to będzie :)
UsuńPamiętaj, że ja zrobiłam ze czysta zanim mi wyszło.
UsuńHa, pierwszy za mną, jeszcze tylko 299 i będzie super! Yeeeeaaahhhh!!!!
UsuńCzymże jest 299 serników w stosunku do wieczności!
Usuń