2008
Dzik i jego matka wyprowadzają się dzisiaj. Mam doła.
Oczywiście cieszę się, że będą mieli śliczny, mały domek, ogródek, blisko do przedszkola, miejsce, żeby się ruszyć i przyjąć gości oraz tysiąc innych fajnych rzeczy. Ale przeżyłyśmy z Justyną kawał życia razem, dzieliłyśmy tyle ważnych, intymnych spraw, miałyśmy pewność, że ta druga jest nieomal za ścianą i można do niej o każdej porze dnia czy nocy... będzie mi tego CHOLERNIE brakowało. Straciłam resztki sentymentu do tego mieszkania.
Tyle wspólnie spędzonych godzin, tyle pomocy, udzielanej sobie nawzajem, wsparcia w trudnych chwilach, tyle śmiechu i wycierania jedna drugiej nosa chusteczką, powierzania tajemnic... z nikim tak nie miałam przez lat czterdzieści z hakiem. Jej samotna ciąża, wspólne rodzenie Dzika, mój brak pracy i kłopoty rodzinne, imprezy, hektolitry wina i tiry fajek, faceci, choroby, drobne i większe radości, ta nienamacalna więź, która pozwalała się przytulić i wygulgać przez nos: "ty tam już wiesz co", "gdyby nie ty..." - to wszystko połączyło nasze życia w szczególny sposób.
Do dziś, metodą Scarlett, spychałam świadomość zmiany do bliżej nieokreślonego jutra.
No i beczę.
Oczywiście cieszę się, że będą mieli śliczny, mały domek, ogródek, blisko do przedszkola, miejsce, żeby się ruszyć i przyjąć gości oraz tysiąc innych fajnych rzeczy. Ale przeżyłyśmy z Justyną kawał życia razem, dzieliłyśmy tyle ważnych, intymnych spraw, miałyśmy pewność, że ta druga jest nieomal za ścianą i można do niej o każdej porze dnia czy nocy... będzie mi tego CHOLERNIE brakowało. Straciłam resztki sentymentu do tego mieszkania.
Tyle wspólnie spędzonych godzin, tyle pomocy, udzielanej sobie nawzajem, wsparcia w trudnych chwilach, tyle śmiechu i wycierania jedna drugiej nosa chusteczką, powierzania tajemnic... z nikim tak nie miałam przez lat czterdzieści z hakiem. Jej samotna ciąża, wspólne rodzenie Dzika, mój brak pracy i kłopoty rodzinne, imprezy, hektolitry wina i tiry fajek, faceci, choroby, drobne i większe radości, ta nienamacalna więź, która pozwalała się przytulić i wygulgać przez nos: "ty tam już wiesz co", "gdyby nie ty..." - to wszystko połączyło nasze życia w szczególny sposób.
Do dziś, metodą Scarlett, spychałam świadomość zmiany do bliżej nieokreślonego jutra.
No i beczę.
Rozumiem. Można napisać, że prawdziwa przyjaźń przecież się nie kończy, ale to nie to samo.
OdpowiedzUsuńWłaśnie.
UsuńJa to samo zrobilam mojej najlepszej przyjaciółce od lat 31. Wzięłam i się za chłopem nad morze zabrałam. I jej jest smutno, i mnie. Ale taka kolej życia jest, chociaż okrutna, niesprawiedliwa i smutna.
OdpowiedzUsuńAmelia
Wiem, wiem. Ale mogę sobie trochę poślimtać, nie?
UsuńMożesz.
UsuńPewnie, że możesz.
Usuńa.
To dziękuję. Niuch, niuch, smark, smark.
UsuńJa też to zrobiłam moim przyjaciółkom i sobie. Wyprowadzka do innego kraju. Rozmowy na Skype i maile.. nie, to nie to samo. Nie mogę już powiedzieć, hej, mam problem, spotkajmy się dziś, co? Albo nawet bez problemu, ot, pogadać.
UsuńNo ale co zrobić. Pocieszam się, że i tak mam nieźle, bo jednak ta sama strefa czasowa, samoloty latają i mnie na nie stać.
Jak Twoja przyjaciółka nie wyprowadza się zbyt daleko, to dacie radę. Będzie inaczej, zawsze jest inaczej. Ale jeśli będziecie chciały wymyślicie swoją nową "formułę".
Może nie przez ścianę, ale za to teraz będziesz u niej częściej nocować? Wiesz, na zasadzie, rzadziej, ale intensywniej?
Trzymaj się......
Zuzanna
Nie, nie wyprowadza się daleko. Zuzia mówi, że będzie mnie wozić w kapciuszkach, żebym za bardzo nie odczuła różnicy.
UsuńPrzytulam cieplo.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuńukochiwam
OdpowiedzUsuńByś przyjechała lepiej. Ja wkroczę w nowy rok z ośmioma dniami starego urlopu. Brać, nie marudzić.
Usuń7 dni starego urlopu i z 11 dni nadgodzin...
UsuńZamierzam jechać do Krakowa na shanties, ale choć geolokalizacyjnie to niedaleko, to pewnie ciężko będzie kupą dostać tyle. Ale intensywnie myślę. Se nie myśl.
Jesteśmy skłonni oddać Ci sypialnię, a sami spać w dużym, żebyś nie miała zaburzonej prywatności.
Usuń(Z grubej poszłam).
och!
OdpowiedzUsuńTo teraz jej się wybuduj za płotem, a jak już ma sąsiadów, to w ogródku!
OdpowiedzUsuńMa za mały ogródek :)
UsuńDaleko ? No i niech tam ma rękę na pulsie w sprawie domku dla Ciebie. i nie rycz,żeby jej się dobrze tam mieszkało, a nie tak opłaczesz chałupę i będzie maiła z miejsca smuty,że no fajnie ,ale..
OdpowiedzUsuńNie, niedaleko. Jakieś 20 km. Różnica tkwi pomiędzy 15 m a 20 km.
UsuńJa oczywiście wiem, że znajdziemy na to nową formułę, ale tak, jak było, nie będzie już nigdy. A tego mi żal.
Przytulam do piersi i podaję chusteczki.
OdpowiedzUsuńNo, dzięki. Teraz z rozpaczy będę odwiedzać po kolei wszystkich czytelników :D
UsuńJoanno ! nie ślimacz się !!!!!!!!!!! Ale chusteczki podaję ,łączę się w bólu. Moja bratnia dusza od 12-tu lat mieszka w Holandii(serce nie sługa), ale dajemy rade . . . Pozdrawiam,Dorota ze Szczecina
OdpowiedzUsuńAleż my damy radę. Smutek dotyczy zakończenia pewnej epoki.
UsuńBiedactwo. Przytulam.
OdpowiedzUsuńPpM
Biedna ja :(
Usuń