Przyzwyczajam się do ludzi

To nie moja wina. Taki mam układ organizmu. Robię zakupy stale w sklepie niedaleko domu, od lat chodzę do tego samego dentysty, od mojej fryzjerki jestem uzależniona. Nie bardzo lubię tłumaczyć, o co mi chodzi. Ludzie, których znam od lat, zwyczajnie to wiedzą. Do załamania nerwowego doprowadza mnie potrzeba wytłumaczenia, jaką chcę mieć fryzurę. Aneta nie pyta. Strzyże mnie od lat, wie co lubię, a czego nie i w tych granicach składa mi różne oferty oraz proponuje nowe rozwiązania. Zaprzyjaźniona pani w sklepie nie wpycha mi szynki nie pierwszej świeżości. Moja dentystka nie docieka, czy wytrzymam wiercenie bez znieczulenia (nie wytrzymam).
Lubię, jak ludzie się do mnie uśmiechają i nie jest to wyłącznie uśmiech służbowy. Dlatego przeprowadzki są dla mnie kłopotliwe. Muszę albo poznawać nowych ludzi, albo dojeżdżać do tych poprzednich. Zmieniłam kosmetyczkę – bardzo duże osiągnięcie. Nowa oczywiście rozpoznaje mnie z kilometra, wiem, że ma dwoje dzieci – synków – w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Zmieniłam sklep spożywczy – tu dojeżdżanie byłoby bez sensu. Sklep jest duży, o czym już kiedyś pisałam, ale najważniejsze, że rozpoznaje mnie pani od chleba.
Od lat chodzę do tego samego szewca i dojeżdżam do niego z sąsiedniego miasta! No co? Szewc jest solidny i nie zdziera skóry – nie tylko z butów.
Od lipca zeszłego roku mam nowych sąsiadów. Znam wszystkich nie tylko z racji pełnionej funkcji. Z większością jestem po imieniu.
No i praca. Mam bardzo dobry słuch, więc większość osób rozpoznaję w telefonie, zanim zdążą się przedstawić. Zwracam się do nich na wpół familiarnie, po imieniu z przedrostkiem pan i pani. Nie do wiary, jakie można osiągnąć efekty takim działaniem. Każdy czuje się wyjątkowy, nie zdając sobie sprawy, że takich wyjątkowych, jak on (w samych jednostkach, które nam podlegają) jest pewnie z 50 osób :o)
Wszscy są grzeczni, nikt się ze mną nie spiera i nikt nie kwestionuje moich poleceń – przynajmniej dopóki jestem na nasłuchu hihihi.
Ogólnie chyba lubię ludzi. Oczywiście na piechotę. W samochodzie ludzi nienawidzę i ogłaszam to codziennie całemu światu. Ale to już, jak mawiał Kipling, zupełnie inna historia.

PS do Dary: ciśnij TU.

Komentarze