2013
Sprawozdania z oglądania domu nie będzie, gdyż mam dobre serce, na okoliczność czego muszę posiadać twardą dupę. W piątek rano zelektryzował mnie telefon Justyny.
- Załatw mi urlop. Dzik od wczoraj rzyga. I przyjedź do mnie po południu.
Załatwiłam. Przygruchałam receptę na Nifuroksazyd, gdyż z doniesień wynikało, że do wymiotów dołączyła sraczka. Wykupiłam co trzeba w aptece i pojechałam. Dzik rzeczywiście rzygał i nawet uczcił w ten sposób moje przybycie, po czym zapytał:
- A kiedy Asia sobie jedzie?
I zamiast rozważać jego uprzejmość, miałam wyjść. Gdyż dziecko intuicyjnie radziło dobrze.
Wczoraj wieczorem poczułam, że strasznie jestem obżarta. Ilość spożytego pokarmu na to nie wskazywała. Pół godziny później zaczął mnie boleć żołądek.
- Zemsta? - napisałam do matki Dzika.
Ludzie! Nie pamiętam takich atrakcji jako żywo. Wiemy na pewno, że to był wirus, a wcześniej rozważałyśmy różne zatrucia. Nie, to nie były zatrucia.
Nie wymiotuję już 12 godzin, a od 9. nie mam sraczki. Właściwie trudno to sraczką nazwać - nie znajduję słowa. I ta panika: czy zdążę zmienić pozycję... Cudownie.
Słaba jestem jak szczeniaczek, organizm mam oczyszczony do cna. Domu nie pojechaliśmy oglądać, bo Prezes uznał, że to niefajne tak do kogoś pojechać i obrzygać mu chałupę. Wstałam z łóżka. Mówię Wam - fajnie jest siedzieć! Gardło mnie boli jak cholera. Myśl o zjedzeniu różnych rzeczy jest odrzucająca, ale dostała latte i nieźle wchodzi. Wybieram teraz produkty bez zaangażowania mózgu, bazując wyłącznie na instynkcie. Odrzuca - nie odrzuca.
Zjadłam ryż.
I kromkę chleba.
Wypiłam dwie szklanki coli.
Byle do wiosny.
- Załatw mi urlop. Dzik od wczoraj rzyga. I przyjedź do mnie po południu.
Załatwiłam. Przygruchałam receptę na Nifuroksazyd, gdyż z doniesień wynikało, że do wymiotów dołączyła sraczka. Wykupiłam co trzeba w aptece i pojechałam. Dzik rzeczywiście rzygał i nawet uczcił w ten sposób moje przybycie, po czym zapytał:
- A kiedy Asia sobie jedzie?
I zamiast rozważać jego uprzejmość, miałam wyjść. Gdyż dziecko intuicyjnie radziło dobrze.
Wczoraj wieczorem poczułam, że strasznie jestem obżarta. Ilość spożytego pokarmu na to nie wskazywała. Pół godziny później zaczął mnie boleć żołądek.
- Zemsta? - napisałam do matki Dzika.
Ludzie! Nie pamiętam takich atrakcji jako żywo. Wiemy na pewno, że to był wirus, a wcześniej rozważałyśmy różne zatrucia. Nie, to nie były zatrucia.
Nie wymiotuję już 12 godzin, a od 9. nie mam sraczki. Właściwie trudno to sraczką nazwać - nie znajduję słowa. I ta panika: czy zdążę zmienić pozycję... Cudownie.
Słaba jestem jak szczeniaczek, organizm mam oczyszczony do cna. Domu nie pojechaliśmy oglądać, bo Prezes uznał, że to niefajne tak do kogoś pojechać i obrzygać mu chałupę. Wstałam z łóżka. Mówię Wam - fajnie jest siedzieć! Gardło mnie boli jak cholera. Myśl o zjedzeniu różnych rzeczy jest odrzucająca, ale dostała latte i nieźle wchodzi. Wybieram teraz produkty bez zaangażowania mózgu, bazując wyłącznie na instynkcie. Odrzuca - nie odrzuca.
Zjadłam ryż.
I kromkę chleba.
Wypiłam dwie szklanki coli.
Byle do wiosny.
Bidulko, moje instynktem wiedzione dziecię kiedyś podczas jelitówki zażyczyło sobie ananasa i banana i to już - natentychmiast. Monsz był uprzejmie pognał, bowiem sklepy zamykali zaraz. Dostarczył. Zażyła. Pomogło. Kilka lat później przeczytałam, że oba te owoce pomocne są: ananas zatrzymuje biegunkę, a banan zawiera potas, pierwiastek niezbędny przy odwodnieniu. Więc słuchaj organizmu i jedz na zdrowie!
OdpowiedzUsuńCiekawe, co zawiera jabłko, bo - owszem - zjadłam. Z bananem.
UsuńNie idziesz jutro do fabryki, prawda?
OdpowiedzUsuńSkąd. 10 km na piechotę?!
Usuńmyśmy to całą trójką przeżyli jakis miesiąc temu. ze 2 tygodnie dochodziłam do siebie - chociaż atrakcje były jednodniowe!
OdpowiedzUsuńJa miałam atrakcje dwunastogodzinne + kolejne 12 godzin gorączki. Jest OK, ale czuję się ciut osłabiona. Trudno się dziwić.
UsuńBiedna Ty... jedyna pociecha, że teraz to już tylko lepiej.
OdpowiedzUsuńIwona
Biedna ja. Ale jestem z siebie dumna, bo tylko raz wymiotowałam do umywalki.
Usuńchciałam powiedziec że u nas już wiosna jest ;-)
OdpowiedzUsuńI dzień się wydłuża!
UsuńWracaj do zdrowia:)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńDziś już wiem (niestety nauczona na błędach własnych) dom z chorym na jelitówkę dzieckiem omijać szerokim łukiem. Dziecko za chwilę było jak nowe, a ja dogorywałam długo. Co do instynktu tee zawsze ż się zgadzam, tylko nie zawsze słyszymy głos organizmu.
OdpowiedzUsuńPoszczuł całą rodzinę i matkę chrzestną!
UsuńTo piękny weekend przedświąteczny miałaś... teraz niech Ci instynkt podpowie, że do roboty dopiero po świętach...
OdpowiedzUsuńTak - mam przerwę do poniedziałku. Co za radosna wizja! Ile zdążę napisać zaległych rzeczy! Jakże się wydawnictwo ucieszy! ;)
UsuńU,to kolorowo.Jest okazja do odwołania świąt:)
OdpowiedzUsuńMowy nie ma! Przypomninam, że ja mam TYLKO w wigilię dyspensę na śpiewanie.
UsuńOj. Nad wyraz się łączę w bólu bardzo dosłownie. Mnie niestety odrzuca nawet od wody, a coli nie ma mi kto przynieść. A z żadnymi wymiotującymi dziećmi nie miałom nic wspólnego. Uważajcie, to musi wisieć w powietrzu.
OdpowiedzUsuńWirus jak dzwon.
Usuń