Przerażające przeżycia w trakcie zbycia, czyli notka ortograficzna
Nie mogę się oprzeć potrzebie podzielenia się z Wami moimi wczorajszymi doświadczeniami albowiem wydają mi się one absolutnie wyjątkowe. Może wcale nie będziecie tak uważali i dojdziecie do wniosku, że jestem chowana pod kloszemi i życia nie znam, niemniej mnie samą przygoda ta wbiła w grunt i pozostawiła tam na dłuższy czas. Otóż… postanowiliśmy sprzedać samochód . Sama czynność nie jest zbytnio oryginalna ani emocjonująca, robiłam to już parokrotnie i myślą przewodnią, która przyświeca mi w takich sytuacjach jest jednynie: zakończyć to jak najszybciej. Oczywiście nie każdym kosztem, w końcu mamy tu klasyczny konflikt interesów: kupujący chce kupić jak najtaniej, ja chcę sprzedać jak najdrożej, on kupuje starego, rozlatującego się trupa, ja sprzedają cud techniki jak spod igły. Ale że nie lubię tego robić, to jestem skłonna do ustępstw. No to Szef obfotografował ten nasz dziesięcioletni cud techniki i zamieścił ogłoszenie na allegro w niedzielę, wyceniając go w sposób przyzwoity ...