A teraz z zupełnie innej beczki

Przygotowałam już sobie wczoraj zdjęcia, bo miało być o tych zjeżdżalniach, basenach i plażach, ale wpadła do mnie z wizytą pani pracująca w jednej z naszych jednostek i nastroiła mnie na przemyślenia.
Pani rok temu miała zdiagnozowany nowotwór i od roku czeka na operację – nie w sensie braku wolnych terminów, tylko z powodu powagi schorzenia. Od roku już blisko bierze chemię, naświetlania, leki – żeby zmiejszyć zmianę, która w chwili obecnej nie nadaje się do operacji ze względu na zagrożenie życia.
Obserwuję zmiany w jej osobowości, to – jak wpłynęła na nią choroba. Zawsze była niebywale irytującą osobą, taką, której nie można przerwać potoku wymowy, nikogo nie słuchała i na nic nie zważała.
Spokorniała.
Przycichła.
Słucha i uśmiecha się spokojnie.
Jest zupełnie innym człowiekiem.
Jednocześnie uznała, że będzie walczyła, że się nie podda. Jest pogodna, spokojna i jednocześnie zawzięta w swoich postanowieniach. Nabrałam do niej wielkiego szacunku, którego wcześniej nie żywiłam. Rozmawiam z nią o chorobie, ale nie o rokowaniach, tylko o tym, jak znosi kolejne leki, jak ustawia sobie rozkład dnia, jakie odczuwa uciążliwości, co ją cieszy, czym się zaiteresowała w ciągu ostatniego roku. Przyznaje się do chwil słabości, nie mówi o tym, lecz ja wiem, że miewa załamania. Ale trzyma się życia uparcie i nie chce ustąpić. Życzę jej jak najlepiej, mam nadzieję, że zwycięży w tym maratonie, choć dziś się dowiedziałam, że rokowania są naprawdę złe. Mam nadzieję, że starczy jej sił, że wokół niej są ludzie, którzy będą ją wspierali w najtrudniejszych momentach.
Trzymam kciuki.

Moja Mama już po drugim zabiegu, wróciła do domu. Następna wizyta w szpitalu na przełomie sierpnia i września. Lekarze odnotowują poprawę i mam nadzieję, że to wszystko pójdzie w dobrą stronę. Dla urozmaicenia stale kłócą się z Tatą, co trochę mnie już męczy, ale wtrąciłam się tylko raz, komunikując Protoplaście, że jeszcze trochę i zwymiotuję mu na kolana. Poza tym staram się nie angażować.

Krynia też dziś na zabiegu. Po przejściach z czerniakiem usuwa podejrzane znamiona i bardzo się tym denerwuje. Kochana – też potrzebuje odpoczynku i mam nadzieję, że już w sierpniu uda jej się trochę złapać powietrza na luzie. Bardzo jej się to należy. Może wtedy druga-mama znajdzie trochę czasu, to sobie urządzimy sabat we trzy czarownice. Już się cieszę na każdą spędzoną z dziewczynami minutę.

A my w ramach samobiczowania jutro wstawiamy nowe okno. Obym nie przeklęła marzeń o świetle w sypialni. Mam nadzieję, że uda mi się sporządzić stosowną dokumentację fotograficzną i jak odzipnę, to wam zademonstruję przez co człowiek przechodzi na własne życzenie i za własne pieniądze – czyli: jak sobie higienicznie zrobić krzywdę ;o)

Potomstwo w niedzielę powraca z zaświatów, czy z tygodniowego wypadu z ojcem nad zalew, a potem wyjeżdża na kolonie. Jak jest w domu – doprowadza mnie do szału, ale jak jej nie ma… Wiecie jak to jest: z babami źle, a bez babów jeszcze gorzej. Inna rzecz, że i tak się cieszę, że trwają wakacje albowiem rok szkolny napawa mnie rozpaczą.

Sprzedajemy samochód, trzymajcie kciuki, żeby się udało jak najszybciej.
Kotów nie sprzedajemy, bo nie moglibyśmy żyć bez ich głupawych min pełnych zaskoczenia (przoduje w tym Karolek).

Tak się życie toczy powoli i niemrawo. I bardzo dobrze! Wolę to niż nieustanną gonitwę za własnym ogonem! O!

Komentarze