Odcinek piąty, czyli podwodne życie ssaków

Od razu mówię, że zdjęć nie będzie, bo nie udało nam się kupić aparatu do zdjęć podwodnych. Pamiątkę mamy jedynie w postaci filmu, którego nie zdążyliśmy jeszcze sami obejrzeć. Może dziś. Do obiadu zarządzę.

Już na samym początku pobytu mózgi nam się gotowały, więc ochoczo przystaliśmy na plażową propozycję Khaleda, związaną z rejsem pt. „Cztery wyspy” (za jedyne 75 baksów na troje). Mieliśmy nadzieję, że na pełnym morzu (Czerwonym oczywiście) będzie ciut chłodniej i nie pomyliliśmy się. Niemniej aż do startu nie mieliśmy pewności, czy na pewno popłyniemy, ponieważ w Egipcie wszystkie transakcje odbywają się na gębę i jakby cuś, to szukaj sobie wiatru w polu. Tym razem okazało się jednak, że plażowy Khaled nie robił z gęby cholewy, otrzymaliśmy płetwy, maski, fajki i zostaliśmy zaokrętowani na bosaka.
Pierwszy przystanek po godzinie rejsu na Rajskiej Wyspie. Cholera zresztą wie, dlaczego nazywają ją Rajska – kupa piachu w kolorze żółtym (ale nie tam taki miękki, delikatny piaseczek, nic z tego), na plaży jest kibel oraz knajpa, gdzie za jedyne „obedrę-cię-ze-skóry” można kupić sobie coś do picia. Natomiast żeby nie było żadnej pomyłki, ustawiono na wyspie hollywoodzki napis, że to właśnie tu, człowieku, trafiłeś do raju (ani źdźbła trawy).
Na wyspę dopływa się motorówkami, bo statku nie da się przycumować przy brzegu, a wehikuły te są zaiste zadziwiające. Rolę baku pełni np. bańka z benzyną ustawiona na wysokości oczu klienta. Plus 100 stopni. Plus palący kapitan. Niezapomniane wrażenia.
Wyprysnęliśmy radośnie i dziarsko do raju, wyznaczyliśmy sobie obozowisko i ruszyliśmy do wody celem przeszkolenia w snorklingu. Naciśnięto nam maski, pouczono, żeby się nie szczerzyć głupawo i nie oddychać przez nos, bo nam woda wlezie i wpuszczono do wody sięgającej do pasa. W miarę szybko udało mi się opanować kilka czynności i tylko raz mi się woda nalała do oka, ale za to po nalaniu wydaliłam się natychmiast na brzeg, bo piecze jak ocet siedmiu złodziei.
Gwoździem programu były postępowe rodziny egipskie. Postępowe to są takie, w których mąż zabiera żonę w rejs, żeby sobie posnorklowała. W stroju kąpielowym*. Nie mogłam się napatrzeć, słowo daję. Jak on jej wciska tę maskę…
Droga powrotna na statek była emocjonująca z dwóch powodów:
1. nagle w pobliżu pojawiły się delfiny, które mogliśmy oglądać w pełnej krasie;
2. kapitan motorówki postanowił nas uszczęśliwić i ruszył w pogoń pełną parą, przechylając łupinę z zapałem. A i nikt nie usiedział na miejscu. Bajka.

A potem przepływaliśmy z miejsca na miejsce, za każdym razem na nielichą głębinę i skakaliśmy ze statku prosto do wody. Trochę było strasznie za pierwszym razem, ale szybko okazało się, że do utopienia w Morzu Czerwonym trzeba wiele samozaparcia i przekonania. No i… było cudownie! Na wyciągnięcie ręki bajecznie kolorowa rafa, zaciekawione rybki, które przypływały bliziutko, żeby obejrzeć sobie te nowe wieloryby (ekhm, ekhm!), ogromne ryby (z półtora metra długości, słowo) o bojowym imieniu Napoleon i barakudy. Jednym słowem – jeśli się kto wybierze do Egiptu – snorkling to jazda obowiązkowa. Jest wart swojej ceny, wspaniałe przeżycie, niezapomniane wrażenia. Bosko.
Wróciliśmy zmęczeni, oblepieni solą i szczęśliwi.

A zdjęcia nie spod, a znad wody są po prostu kiepskie, światło było tak ostre, że nie mogliśmy ustawić aparatu. Więc w niczym nie oddają uroku wyprawy.
Jeśli jednak kogoś to ciekawi „na sucho”, to proszę wpisać w wyszukiwarkę słowo „snorkling” – wyskakuje dużo interesujących zdjęć.
Polecam.

* strój kąpielowy postępowej Egipcjanki składa się z:
legginsów do kostek,
bluzki z długim rękawem,
luźnej tuniki do kolan
i nieśmiertelnej chusty szczelnie opasującej głowę

Komentarze