Czuję się wypompowana

Późno poszliśmy spać, bo jak wiadomo, cisza wyborcza się przedłużyła, a dla nas tym razem wynik wyborów był kwestią osobistą. Wynik nocny był znacznie bardziej optymistyczny niż poranny, więc zasnęliśmy spokojnie. Kolejne obsesje włączyły mi się oczywiście z rana.
No bo tak to już w tym kraju jest, że z wyborów na wybory coraz bardziej głosujemy przeciw, a nie za. Tym razem to nawet socjologowie się włączyli w ogólnonarodową dyskusję na temat tego oporu.
Bez względu na wszystko tym osobom, które wcale nie chciały iść do urn, a poszły, bo mnie lubią i widziały, że się miotam – dziękuję. Pisiory wylatują.
Inną zupełnie sprawą są te moje wspominane obsesje, które dotyczą tego, co się będzie działo PO wyborach. Nie leciałam tym razem na żadna kiełbasę wyborczą i naprawdę nie interesowało mnie to, co tam PO obiecuje. Mam to gdzieś, bo spodziewam się niestety, że i tak niewiele z tego zostanie wykonane. Interesuje mnie jedynie jak szybko i jak bardzo skutecznie usunięte zostaną PiSowskie aparatczyki. I kiedy wreszcie będzie można w miarę normalnie żyć. Nie oczekuję niczego specjalnego.
Szef przywlókł zwłoki do łóżka jako ostatni i w odpowiedzi na moją uniesioną brew zakomunikował:
- Irlandia jeszcze trochę musi sobie poradzić bez nas. Zostajemy.
A mnie się marzy demokracja z prawdziwego zdarzenia. Chcę móc głosować na konkretnego człowieka, wysłuchać jego wyborczych obietnic i, co najważniejsze, móc go potem rozliczyć z ich realizacji. Nie interesują mnie plany stronnictw i ugrupowań politycznych. Chcę zdroworozsądkowego rządzenia, odpowiedzialności za działania lub ich zaniechanie, ostrego spojrzenia na ludzkie bolączki. Możecie sobie myśleć, że jestem niereformowalną idealistką, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto głośno powie, że moje oczekiwania są bezsensowne.
Mam nadzieję, że za mojego zycia dojdzie do zmiany ordynacji wyborczej i będzie można dzieciom i wnukom zostawić Polskę murowaną, choć zastaliśmy ziemianki. Chciałabym móc przejść do historii jako pokolenie, które poszło po rozum do głowy i wreszcie trafiło. Kiedyś, za czasów młodości durnej i chmurnej, sądziłam, że to właśnie moje pokolenie wystąpi w roli rewolucyjnej. Długo tak myślałam. Aż przyszło opamietanie, bo zobaczyłam u sterów moich rówiesników (przedział wiekowy, oczywiście). I uciekłam z krzykiem.
Inna rzecz, że sama mam wyrzuty sumienia. Nie wystarczy wsadzić tyłek w fotel przed telewizorem i zająć się krytyką. Bo ona nie jest konstruktywna. I tak pewnego dnia stanęłam przed lustrem i zapytałam:
- A co ty zrobiłaś, żeby wyciągnąć nas z tego bagna?
No właśnie. Czy coś zrobiłam?
A co wy zrobiliście?

Komentarze