Notka na zamówienie – pacia

Pacia przypomniała mi, że jestem wam winna zakończenie historii Potomstwowych kolonii. Zdaje się, że opisywałam krótko okoliczności nadejścia pisma od organizatora, w którym całą winę zwalił na mnie, a nawet był uprzejmy napisać, że powinnam pamiętać, że mógł nie zabrać mojej córki na obóz, a jednak to zrobił, więc czas już najwyższy, żeby okazała stosowną wdzięczność, a nie podskakiwała jak pijany kogucik. Gwoli ścisłości informuję zainteresowanych, że za uprzejmość ze strony organizatora zapłaciłam żywą gotówką. Jedyne 1 644,46 zł. Ale nie bądźmy drobiazgowi, prawda? Cicho tam! Powiadam, nie bądźmy drobiazgowi! Pamiętać też należy, że pomimo mojej oczywistej winy organizator uchyli mi drzwi do swojego serca, proponując zwrot 75,46 zł (koszt poniesiony przeze mnie na bilety PKP w pociągu) oraz – w powołaniu na kartę frankfurcką * – zaproponował kwotę, która – jak od razu sprawdziłam, posiadała bliżej nieokreślona proweniencję. Karta frankfurcka proponuje bowiem, w wypadku zmiany na gorszą klasy podróży, zwrot do 15% wartości wypoczynku. Tymczasem nijak nie mogłam wyliczyć, jaki procent mi zaproponowano. Uznałam wobec tego, że nie ma to tamto – należy mi się 15%. A co! Poczekałam trochę, ponieważ organizator oświadczył, że załącza do pisma wyjaśnienia konwojentki**, a nie załączył i po ich dosłaniu szlag mnie trafił po raz drugi. Sytuacja zmieniła się znacznie od wyjazdu i było widoczne jak na dłoni, że konwojentkę pouczono na okoliczność zmiany miejsca pracy, jeśli zezna cos na niekorzyść organizatora. Nie są to czcze przypuszczenia, ponieważ już wcześniej do mnie dzwoniono i usiłowano „wziąć” mnie na argument, że ta właśnie pani za wszystko odpowie. Tymczasem ja, co już podkreślałam, nie żywię do tej osoby żadnej urazy i bardzo mi się nie podoba, że usiłuje się zrobić z niej kozła ofiarnego. Wobec powyższych faktów wysmarowałam pismo do mojego prawnika, w którym uprzejma byłam uzasadnić, dlaczego należy mi się odszkodowanie i że występuję o zadośćuczynienie wyłącznie z tytułu spieprzenia podróży, a nie przygody na dworcu, gdyż mam podstawy by podejrzewać, że ukarze się za to zupełnie niewinną osobę. W piśmie sprecyzowałam ostatecznie swoje oczekiwania wobec biura podróży. Prawnik niewiele dodał od siebie (właściwie to jedynie zmienił „ja” na „moja Mandantka”) i pchnął pismo do tych durniów. Po tygodniu na moje konto wpłynęła kwota 505,35 zł. Czyli tyle, ile zaśpiewałam. I tu właściwie historia się kończy. Nie mam zamiaru (i tak naprawdę nigdy nie miałam) sądzić się z organizatorem, bo ja, Proszę Szanownych Czytelników, nie mam zdrowia do takich szaleństw. W związku z tym przygodę na dworcu pozostawiam w sferze anegdotycznej i nie będę dociekała, kto jest największym matołem. Ani nie będę żądała żadnych zadośćuczynień.
Finalnie ostrzegam wszystkich przed biurem podróży Scout Tour oraz pośrednikiem – Koliba Travel i uważam ten rozdział za zamknięty. W przyszłym roku poślę młodą na wypoczynek z jakiegoś znanego już miejsca, a najchętniej w znajomej grupie. Nie mam, proszę ja was, cierpliwości do ludzkiej indolencji oraz okolicznych cech.

Z pracy. Panna, która mnie wygryzła, czuje się świetnie do tego stopnia, że dziś z ogromnym współczuciem w głosie zapytała:
- Zgubiłaś dokumenty?
Nie, querva, nie zgubiłam. Jak opuszczałam lokal w czwartek, wszystko było na miejscu. Jeśli coś zginęło, to ONA to zgubiła. Powstrzymałam się w ostatniej chwili i ostatni raz. Przy następnej okazji panna się popłacze. Słowo wam daję. Jak mnie wygryzła, to musi się liczyć z konsekwencjami. I tyle.

Dziś obchodzi urodziny mój maleńki bratanek. Pamiętam doskonale, jak się urodził, jak stawiał pierwsze kroki i – co najważniejsze – jak darł ryja. Obecnie ma 1,90 m wzrostu i 20 lat.
Wszystkiego najlepszego, Myszko-Kitku***.

*Przejrzyjcie sobie, bo nie wiadomo, kiedy się przyda.
** To taka pani, co konwojuje bachory, znaczy sprawuje nadzór.
*** No co??? To jego ojciec tak do niego mówi.

Komentarze