Tegesy

Dzień w terenie. Realizuję swój plan wynijścia. Wierzcie mi, że w gruncie rzeczy to jest plan męczący. Bo nie dość, że człowiek musi szukać dziury w całym, to nagle się okazuje, że co za szczęście, że przyjechał, bo jest do niego 18 tysięcy pytań. I do tego muszę się przemieszczać. Jutro dubel. Tym razem również dwa miasta, z tym, że inne niż dziś. A w jednym to nawet będzie fajnie. A w drugim to nie. Czyli tak, jak dziś. Zaczynam od niefajnego, żeby dobrze skończyć. Czyli tak, jak dziś.
A w czwartek wrócę do pracy i znów usłyszę, jaka to jestem nieudolna i że dyrekcja wyciągnie konsekwencje.
Boże, daj mi cierpliwość, żebym z zamkniętym pyskiem doczekała, aż go wywalą.
Albo, żeby mi materiału do kontroli nie zabrakło.
Skontrolować was? Czy cuś?

Aha – kot się wyprowadził. Pisałam czy nie? Bo już tracę rozeznanie w tym, co sama gadam. Lub nie. No więc, tak jak przewidywałam, zawładnął sercem swojej nowej właścicielki niepodzielnie. Kobita już nie ma innych tematów do rozmowy. Dobrze, dobrze! Jakby się ten rudy pojawił, to też go będzie trzeba gdzieś upchnąć, no nie?

Komentarze