Na drogach niebezpiecznie

Naprawdę go nie zauważyłam. Było ciemno, teraz wcześnie zapada zmrok, a lało jak z cebra. Ulica bardzo kiepsko oświetlona, te drzewa z obu stron. O krzakach nie wspomnę. I jeszcze wije się jak wąż. A ja byłam zmęczona, było późno, miałam ciężki dzień i chciało mi się spać. Marzyłam tylko o tym, żeby dotrzeć wreszcie do domu i walnąć się do łóżka. Nie jechałam szybko, ale w końcu wystarczająco, żeby nie móc tego uniknąć.
Wyskoczył mi przed maskę w ostatniej chwili. Nie miałam szans na żaden manewr. Ślisko. Uderzyłam go zderzakiem, zaklęłam i natychmiast pomyślałam o rudym kociątku, które miało się u nas pojawić z powodu lotów Karola. Był rudy – tyle zdążyłam zauważyć przez ułamek sekundy, kiedy mignął mi w światłach samochodu.
- Dlaczego wciąż zdarzają mi się takie rzeczy? – pomyślałam z wścikłością. – Dlaczego nigdy na nic nie mogę się przygotować? Wszystko mnie zaskakuje, mam tego dość!
Zatrzymałam się kawałek dalej i nabrałam powietrza do płuc pełnym haustem. Nie ma co się wracać, to i tak niczego nie zmieni. Ktoś zadecydował za mnie. Ogarnął mnie bunt i jakaś taka bezradność. Zwyczajnie nic nie mogłam zrobić.
- Cholerny liść!
Jesień przyszła w pełnej krasie, a ja nawet nie zauważyłam – kiedy.

Komentarze