Rozleniwiłam się przez to wolne

Och tak, tak, jestem wam coś winna. Choćby wytłumaczenia. Ale tak naprawdę, nie mam nic na swoją obronę – zwyczajnie tak się rozlazłam i rozleniwiłam, że nic mi sie robić nie chciało – nawet odpalać komputera. Dobrze mi było z rodziną w domu i tyle.

Jasne, wiecie przecież, prawda? No byłyśmy u drugich, byłyśmy.
Od pierwszej chwili podróż była niezwykle udana, bo pogoda zadbała o nas wyjątkowo. Tzn. o pasażera, bo kierowcy słońce w oczy. Jechałyśmy sobie z Krynią okrężnymi drogami, przez lasy i pola, gadałyśmy do upadłego niespiesznie, aż się drudzy zniecierpliwili i upomnieli nas telefonicznie, że się czajnik spalił. I już nie było wymówek, więc wyskoczyłyśmy na główną trasę, odważnie pokonałyśmy korki i zaparkowałyśmy, blokując bramę.
A potem to już były same przyjemności. Ściskanie drugich, dzieci drugich, zwierząt drugich i nawet mamy drugich, która pędem przybyła. Posiłki wydawano z podziwu godną regularnością. I nawet był wyszynk. Choć dla niektórych niedostępny.
Salony… powiadam wam! Jest się czym chwalić. Twórca salonów napalił w kominku, doglądał nas czule i nawet pozwolił mi zostawić wieczorem pół sławetnego gołąbka ziemniaczanego, bo oczy już mi z orbit wychodziły z powodu przejedzenia. Przez grzeczność nie wskażę chętnego, co go pożarł z mojego talerza, obrzydliwości nie czując (gołąbka oczywiście, a nie drugiego-tatę). Najciekawsze dyskusje wybuchły naturalnie w chwili, gdy Krynia zaczęła się kręcić nerwowo na okoliczność obowiązków opiekuńczych. Własnych. Ponieważ okropnie nie chciało jej się opuszczać gościny, to uznała intuicyjnie, że na kogoś trzeba zwalić i, przerywając wpół słowa kolejnemu mówcy, nakrzyczała na mnie potwornie, aż podskoczyłam na schodku (okupowanym właśnie) i udławiłam się poczuciem winy. Pisnęłam tylko nieśmiało, bo wiadomo, że najmłodszy nie ma głosu i racji, że litości i litości. Ale rzeczywiście trzeba już było jechać.

Obiad i gołąbki.
Słodycze dla dziatwy.
I inne.
Za to zapłacisz kartą MasterCard.

Parę zdjęć i garść rozgrzewających wspomnień… BEZCENNE.

Kochani Moi!
Nadchodzi Nowy Rok, a ja nie mam żadnych próśb. Mam za to całe mnóstwo podziękowań.
Za zdrowie.
Za miłość.
Za stabilizację.
Za zaufanie.
Za przyjaciół – najlepszych na świecie.
Za naukę, doświadczenia – choć bolesne, ale jakie dla mnie ważne.
Za cały ten rok – taki trudny, ciężki, ale jakże pouczający i otwierający nowe perspektywy.
Za to, że życie jest cudowne, a świat taki piękny.
Za to, że jak się obejrzę przez ramię, to coś chwyta za gardło i nie pozwala mówić. I tylko się człowiek usmiecha przez łzy wzruszenia.

DZIĘKUJĘ…

Och, jaka jestem bezbrzeżnie wdzięczna.
Tyle łask, naprawdę. Nie wiem, czym zasłużyłam.

I tego wam właśnie na następny rok życzę: żeby było za co dziękować.

Komentarze