Szczęśliwe zbiegi okoliczności


Wczorajszy dzień zakończyłam we własnym łóżku, smakowicie pochłaniając lekturę i rozważając, jak to się czasem plecie, że wszystko układa się po naszej myśli. Opowiadam po kolei.
Opuściłam pracodawcę punktualnie i to jest duży plus.
Nikt mnie nie zastawił na parkingu, więc mogłam odjechać w siną dal bez zdenerwowania, że ktoś gdzieś czeka, a ja utknę w korkach.
Przemieściłam się do centrum handlowego (miejsce parkingowe jakby na mnie czekało – teraz, w okresie przedświątecznego szału!), gdzie miałam nadzieję zastać dwa miłe talerzyki deserowe, z których jeden miał stać się zwieńczeniem prezentu dla mojej Mamusi, a drugi – prezentem własnym dla moi. Były! Czekały!
Nabyłam pędem i nie stłukłam, mimo wizyty w Empiku, gdzie cichaczem wepchnęłam do torby trzeci tom Pilipiuka (kończę drugi), który właśnie był, mimo że gdzie indziej go nie ma.
Bez większych przeszkód przemieściłam się do centrum miasta, w którym zamieszkuję i udałam się spacerkiem do banku, by dokonać operacji finansowej oraz życzyć różnych miłych rzeczy moim ulubionym paniom z oddziału lokalnego.
Kolejka była nieobecna.
Zupełnie przypadkiem dogadałam się z moimi ulubionymi paniami, że posiadam lokal do wynajęcia, a nie posiadam chętnych do wykonania tej czynności, natomiast panie odwrotnie. Samorzutnie zobowiązały się do podjęcia działań, które mogłyby zbliżyć mój lokal z ich klientami.
Bardzo zadowolona spacerkiem udałam się w stronę parkingu, ale nie wiadomo dlaczego – zupełnie nie tą drogą, co zawsze. Ide sobie, patrzę, a tu jak byk – salon autoryzowany (sprzedaż i serwis) Nokia (nigdy go tam wcześniej nie spotkałam). Mając na uwadze ten telefon, o którym w poprzedniej notce, myślę sobie – wejdę, a co mi tam. Weszłam. Okazałam miłemu panu rozpadniętego grata i oczekiwałam zastrzelenia suma niestrawną oraz terminem nieprzyjmowalnym. Pan telefon zabrał, udał się na zaplecze, wrócił po chwili i powiedział:
- Mamy wszystkie części. Zrobimy, nie ma sprawy.
- Za ile?
- Za stówę.
- Tak? – ucieszyłam się, przewidując poważniejsze kwoty – A na kiedy?
- A za 5 minut.
Bajka. I jeszcze utargowałam 10% zniżki. Mam wreszcie kontakt ze światem bez stania na rękach i nie muszę wypruwać sobie flaków. I nawet mogłam zapłacić kartą. Kredytową, oczywiście – jak to o tej porze wiosny.
No to jeszcze wstapiłam do kolektury, bo świeciła napisem, że stawka wynosi 6 milionów.
To co? Idę, sprawdzę czy – być może na fali sukcesu – nie mogłabym już pójść do domu, co?

Komentarze