W weekend byłam nieobecna

Czy ktoś zauważył?
Jeśli tak, oto notka dla spostrzegawczych.
Zepsuło się. Tak wiem, to pomyłka jakaś jest. Zepsuło się i to tragicznie, boleśnie i na niewiadomo jak długo.
Najpierw zepsuło się wszędzie. Trzasło, prasło i wysiadło w całym domu. Potem przyszedł Prezes. Podumał, pokiwał głową i udał się do sąsiada, który (jak wiadomo) jest dawcą. Wrócił po jakimś czasie, zupełnie trzeźwy i oznajmił, że negocjacje zakończyły się pomyślnie i będzie. Następnie przystapił do działań mających na celu będzie. I rzeczywiście, po jakimś czasie było. Na laptopie służbowym Prezesa.
W tym momencie nastąpiło zdecydowane weto cześci damskiej mieszkańców. Wobec powyższego Prezes udał się na kolejne negocjacje. Wrócił niebawem, nadal trzeźwy i oznajmił, że negocjacje zakończyły się pomyślnie i będzie. Następnie przystapił do działań mających na celu będzie. I rzeczywiście, po jakimś czasie było. Na komputerze Potomstwa.
Wszelkie próby, których celem miałoby się stać będzie na komputerze, z którego korzystam ja, spełzły na niczym. Na szczęście Prezes sam doszedł do właściwych wniosków i skwitował, że bez sensu, jakby miało nie być na stałe. Niestety żadne negocjacje już w grę nie wchodziły, ponieważ problem leży po naszej stronie. Niestety nadal nie stwierdzono – jaki. Pojawiła się mglista wizja potrzeby zakupu płyty głównej. Gwałtownie złapałam się za portfel i dostałam ataku kontrolowanej histerii.
Niestety nic z tego nie wynikło, bo nadal nie ma.
Wszyscy mnie przeganiają ze stanowisk komputerowych, tak? W tej sytuacji praca staje się błogosławieństwem. Tylko przelewu nie mogę tu zrobić. Więc muszę żebrać w domu. Każden sobie bierze za punkt honoru upokorzyć mnie maksymalnie poprzez przeciąganie czasu żebrania.

Oprócz tego w piątek kolejna impreza klasowa, przez co jestem ciagle niewyspana. W sobotę czułam się nietęgo, a tu zakupy na cały tydzień, obiady na cały tydzień i kto by tam sprzątał. W niedzielę dziecko wzięło i wyszło, zabrawszy telefon, co mnie odcięło od drugiej-mamy i kryni02. Potem wróciło, więc wysłuchałam lokalnie od jednej pani na swój temat licznych uwag i normalnie bałam się zadzwonić do tej drugiej pani.
Więc upiekłam ciasto i zrobiłam sałatkę owocową. O obiadach nie wspomnę. I o IKEA, gdzie akurat się zjechała Polska cała.
Nikt naturalnie mnie nie docenił, żeby była jasność.
A Internetu nadal nie mam.

Komentarze