2034
Odkryłam dziś na fejsbuniu kolejną cudowną grafikę Marty Frej, mojej rówieśnicy i siostry w myśli. Darzę ją uczuciem szczerym i trwałym, a tym obrazkiem zaskarbiła sobie mą miłość na wieki!
Kiedyś o takich przejawach myśli artystycznej mówiło się "bardzo trafne", a dziś aż palce świerzbią, by napisać "w punkt".
Mam 41 lat i nigdy nie czułam się lepiej. To jest mój czas - świadomej, dojrzałej, mądrej kobiety, która wiele w życiu przeszła, wiele zrozumiała, zapamiętała, wyciągnęła wnioski i odkryła, że najlepsze, co może zrobić, to kochać siebie i o siebie dbać. Potrafię już powiedzieć głośno: "Czym ja się właściwie denerwuję? Czy to mi służy? Czy jest mi z tym lepiej? Czy na pewno warto?", a potem odpuścić, machnąć ręką, świadomie mieć lub nie mieć, i czerpać z życia garściami, bo jest jedno, jedyne, moje, najmojsze i zamierzam je przeżyć najlepiej, jak tylko potrafię.
Zrobiłam się wyrozumiała. Znalazłam w sobie ciszę i chętnie po nią sięgam. Dużo się uśmiecham, bo mi się chce. Otwieram się na ludzi, ale pilnuję własnych granic i nie pozwalam nikomu ich naruszać. To wcale nie jest związane z agresją, czasami z milczeniem czy spojrzeniem, które nie pozostawia wątpliwości. Wypowiadam swoje racje, już się tego nie boję, bo nie muszę zasługiwać na niczyją akceptację. Bronię rzeczy, które są dla mnie ważne. Nauczyłam się kulturalnie i spokojnie słać niektórych w kosmos. Wybaczam. Bardzo mi z tym dobrze.
Staję nago przed lustrem i uśmiecham się do siebie. Moje ciało jest piękne. Ciężkie, niesterczące piersi, które pamiętają dotyk dziecięcych ust. Wystający brzuszek, poorany rozstępami, po których przesuwam palce, przypominając sobie, jaki był wielki, goszcząc w sobie lokatorkę. Mocne łydki, na które tak trudno kupić kozaki, ale od przeszło czterdziestu lat niosące mnie wszędzie, gdzie tylko zechciałam, wolne od żylaków i niezmordowane w maratonie na szpilkach. Kształtne dłonie, do których tulą się zwierzęta, które wszystko potrafią, którymi dotykam najukochańszych. Blizna na policzku, przypominająca o ospie, godnie odbytej w dzieciństwie, a więc o mamie i tacie, wciąż jeszcze mieszkających nieopodal. Zmarszczki wokół oczu, tak dobrze widoczne, gdy się śmieję (bardzo je lubię). Siwe włosy - moja lekcja pokory i przemijania.
Już nie potrzebuję sprostać czyimś oczekiwaniom, mam własne. Nie chcę się nikomu przypodobać, wolę żyć w zgodzie ze sobą. Paradoksalnie, to właśnie okazuje się kluczem do atrakcyjności, którą mężczyźni potwierdzają na każdym kroku. Przyjmuję ich atencję z przyjemnością i bez zaskoczenia - potrafię docenić własne piękno, nie czekam na jego potwierdzenie w czyichś oczach. Długo się tego uczyłam. Wiele lat nienawidziłam swojego ciała i rozpaczliwie pragnęłam akceptacji, za jedno dobre słowo potrafiąc zaprzedać duszę. Zbyt długo. Ale nie żałuję, bo teraz wiem, jak celebrować każdą chwilę i niewiele rzeczy wyprowadza mnie z równowagi. Już nie robię niczego pod czyjeś dyktando, wybijam szpilkami własny rytm, a mężczyźni to czują i to im się podoba.
Uczcie się kochać siebie.
Tylko ze sobą będziecie przeżywać całą wędrówkę.
Tylko siebie nie opuścicie i tylko przez siebie nie będziecie opuszczeni.
Uwierzcie - miłość jest piękna i potrafi mnożyć się w nieskończoność.
Warto.
Kiedyś o takich przejawach myśli artystycznej mówiło się "bardzo trafne", a dziś aż palce świerzbią, by napisać "w punkt".
Mam 41 lat i nigdy nie czułam się lepiej. To jest mój czas - świadomej, dojrzałej, mądrej kobiety, która wiele w życiu przeszła, wiele zrozumiała, zapamiętała, wyciągnęła wnioski i odkryła, że najlepsze, co może zrobić, to kochać siebie i o siebie dbać. Potrafię już powiedzieć głośno: "Czym ja się właściwie denerwuję? Czy to mi służy? Czy jest mi z tym lepiej? Czy na pewno warto?", a potem odpuścić, machnąć ręką, świadomie mieć lub nie mieć, i czerpać z życia garściami, bo jest jedno, jedyne, moje, najmojsze i zamierzam je przeżyć najlepiej, jak tylko potrafię.
Zrobiłam się wyrozumiała. Znalazłam w sobie ciszę i chętnie po nią sięgam. Dużo się uśmiecham, bo mi się chce. Otwieram się na ludzi, ale pilnuję własnych granic i nie pozwalam nikomu ich naruszać. To wcale nie jest związane z agresją, czasami z milczeniem czy spojrzeniem, które nie pozostawia wątpliwości. Wypowiadam swoje racje, już się tego nie boję, bo nie muszę zasługiwać na niczyją akceptację. Bronię rzeczy, które są dla mnie ważne. Nauczyłam się kulturalnie i spokojnie słać niektórych w kosmos. Wybaczam. Bardzo mi z tym dobrze.
Staję nago przed lustrem i uśmiecham się do siebie. Moje ciało jest piękne. Ciężkie, niesterczące piersi, które pamiętają dotyk dziecięcych ust. Wystający brzuszek, poorany rozstępami, po których przesuwam palce, przypominając sobie, jaki był wielki, goszcząc w sobie lokatorkę. Mocne łydki, na które tak trudno kupić kozaki, ale od przeszło czterdziestu lat niosące mnie wszędzie, gdzie tylko zechciałam, wolne od żylaków i niezmordowane w maratonie na szpilkach. Kształtne dłonie, do których tulą się zwierzęta, które wszystko potrafią, którymi dotykam najukochańszych. Blizna na policzku, przypominająca o ospie, godnie odbytej w dzieciństwie, a więc o mamie i tacie, wciąż jeszcze mieszkających nieopodal. Zmarszczki wokół oczu, tak dobrze widoczne, gdy się śmieję (bardzo je lubię). Siwe włosy - moja lekcja pokory i przemijania.
Już nie potrzebuję sprostać czyimś oczekiwaniom, mam własne. Nie chcę się nikomu przypodobać, wolę żyć w zgodzie ze sobą. Paradoksalnie, to właśnie okazuje się kluczem do atrakcyjności, którą mężczyźni potwierdzają na każdym kroku. Przyjmuję ich atencję z przyjemnością i bez zaskoczenia - potrafię docenić własne piękno, nie czekam na jego potwierdzenie w czyichś oczach. Długo się tego uczyłam. Wiele lat nienawidziłam swojego ciała i rozpaczliwie pragnęłam akceptacji, za jedno dobre słowo potrafiąc zaprzedać duszę. Zbyt długo. Ale nie żałuję, bo teraz wiem, jak celebrować każdą chwilę i niewiele rzeczy wyprowadza mnie z równowagi. Już nie robię niczego pod czyjeś dyktando, wybijam szpilkami własny rytm, a mężczyźni to czują i to im się podoba.
Uczcie się kochać siebie.
Tylko ze sobą będziecie przeżywać całą wędrówkę.
Tylko siebie nie opuścicie i tylko przez siebie nie będziecie opuszczeni.
Uwierzcie - miłość jest piękna i potrafi mnożyć się w nieskończoność.
Warto.
Amen
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak mi się podoba Twoja, niedawno odkryta, postawa :) Czerpię z tego satysfakcję. Garściami!!!
UsuńJakie to ładne. A ja nie zawsze tak potrafię, niestety.
OdpowiedzUsuńIwona
Nie szkodzi. Droga wcale nie jest mniej piękna niż cel.
UsuńWarto...
OdpowiedzUsuńByło dzisiaj tu do Ciebie zajrzeć, tzn . zawsze warto :-) ale dzisiaj szczególnie. Bardzo mi się podoba ten wpis. Ela.
Cieszę się. Dziękuję.
UsuńA ja sie pochwale,ze jesli chodzi o cialo to stan opisany przez Ciebie mam od zawsze. Psycha potrzebuje jeszcze troche pracy,bom troche pokiereszowanaa z dziecinstwa. I ta droga,ktora przede mna tez mi sie podoba. Bardzo poboba mi sie Twoj tekst!!!
OdpowiedzUsuńZ serca Ci gratuluję i bardzo podziwiam - w naszych czasach, w tym społeczeństwie osiągnęłaś coś zgoła nieprawdopodobnego. Szacun. Za resztę trzymam kciuki.
UsuńRacjonalnie trzeba podejść do tematu - jak się ma rodziców takich jakich ma, którzy figury mają takie jakie mają to co mam się szczypać? Z Matrioszki Barbie nie zrobię. :)
UsuńA co do zwisów i blizn pociedzieciowych - cóż, tu akurat współsprawca dzieci dba, abym nadal wierzyła, że to co mam jest piękne.
A kto powiedział, że to Barbie jest piękna? Każdy jest piękny i jedyny na świecie :)
UsuńNasze społeczeństwo twierdzi.Kolorowe magazyny itepe. Na szczęście, nie to mi wyznaczyło kurs w fizyczności. :) I zdecydowanie piękno jest w nas, jeśli siebie akceptujemy, to reszta to widzi i... tłumy może nie, ale gawiedź szaleje. :D
UsuńNo tak... Gazet też nie czytuję. No i mam własne zdanie, to cudze mi niepotrzebne :)
UsuńAch, jak pięknie, dzięki Asiu!! I Dzięki :) Ja dziś podobnie jak Ty, o tym samym w sumie! Ja to się światu udałam! Ty to się światu udałaś!!! Gratulacje!!
OdpowiedzUsuńTakie już jesteśmy udane - niechże świat się cieszy :D
Usuńa pewnie, na zdrowie;)
UsuńZa kilka lat chciałabym tak właśnie móc mówić o sobie. Wewnętrzny spokój powoli odnajduję. Z ciałem długo toczyłam różne różniste boje braków i nadmiarów. Stosunkowo niedawno nabyta blizna na brzuchu i to co z nią związane uczy mnie większej pokory i zrozumienia, że to co mam jest fajne. Jeszcze kilka tematów z tej szkoły życiowej zostało mi do przerobienia.
OdpowiedzUsuńKolejna notka, którą czyta się smakując każde zdanie. Fajna z Ciebie babka :)
Widzisz, jak to działa? Ledwo się człowiek ze sobą pogodzi, a już wszyscy myślą, że fajny ;))))
UsuńWiesz, treść Twoich wcześniejszych wypowiedzi już na to wskazywała, a teraz to już nabywam pewność :)
UsuńNie daj się oszukać. Przesz wszyscy wiedzą, że jestem łysym, grubym i niedomytym sześćdziesięciolatkiem w podkoszulku z siateczki!!!
UsuńW punkt. Sama przyjemność z rana taki tekścik. Ja siebie dzielę na tą Pierwszą ( tak do 17 roku życia ) taką nieokreśloną i tą Jedyną ( od pierwszych wagarów) do zawsze. Lubię się i już .....ale przyznaję pomógł ten jedyny, nadal obecny - oby taki do zawsze.
OdpowiedzUsuńGratuluję i winszuję owego zawszecia :)
UsuńPięknieś to napisała. Tylko się podpisać. Mi jeszcze chwilki do czterdziestki brakuje, no i dziecka się nie dorobiłam, ale generalnie też mi dobrze że sobą. I chłop też nie narzeka :-)
OdpowiedzUsuńAmelia
Do zaakceptowania siebie nie trzeba mieć dzieci. Byle to akceptować ;)
UsuńPieknie! Trwaj, nie popuszczaj :) !!!
OdpowiedzUsuńMi jeszcze troche do celu brakuje, ale w porównaniu z tym klębkiem kompleksów i strachów, który przed dwudziestoma laty opuscil dom rodzinny przekonany doglebnie ze "ty NIC nie potrafisz" - to i tak niezle juz szarpnęlam.
Jesteś BARDZO dzielna.
UsuńZazdroszczę Tak bardzo jestem niepewna siebie Wszystko sprawdzam kilka razy, bo pewnie się pomyliłam W dyskusjach często używam "chyba" "nie mam pewności" "może", zresztą rzadko biorę w nich udział, bo pewnie nie mam racji Tak bardzo zależy mi, żeby wszyscy mnie lubili i byli ze mnie zadowoleni Jedno krzywe spojrzenie potrafi popsuć mi cały dzień... K
OdpowiedzUsuńKażda droga zaczyna się od pierwszego kroku. Ze wszystkich sił kibicuję Twojemu!
UsuńPS A co się stanie, jeśli ktoś nie będzie Cię lubił?
Wtedy mi smutno, bardzo... i przeżywam, bardzo... i ciągle analizuję dlaczego, co źle zrobiłam, powiedziałam Tylko, żeby było jasne to wszystko staram się ukryć, żeby nie wiedzieli, że ja taka beznadziejna, ale co myślę to już moje Tak się postanowiłam otworzyć przed Tobą, anonimowo ;)
UsuńOtwieraj się, proszę uprzejmie, mam pełne szafy naleśników. Możesz się nawet otworzyć anonimowo (lub nie) mailem, adres znajdziesz w profilu (klikaj w zdjęcie i potem w "wiadomość e-mail").
UsuńZwróć uwagę, że nie udzieliłaś odpowiedzi. Ja nie pytałam, co zrobisz albo jak się będziesz czuła, tylko co się stanie :)
Baardzo dziękuję.
OdpowiedzUsuńZa receptę.
Idę z SIĘ napić.
Sprawę detalicznie rozgadać.
I pogodzić.
Bo to już.
A na wzburzonym morzu same wraki się kolebią..
Dużo szczęścia.
Megg
Rozkminiaj! Na zdrowie!
UsuńMam 42 lata i liczne defekty urody, których brak na pewno ułatwiłby mi życie. Bardzo się kocham, ale nieszczególnie się sobie podobam, bo wolę młodego Mariana Glinkę i czasem nawet niezbyt się lubię. Ale biorę to wszystko na klatę. I nikt mnie nie zmusi do bycia sexi.
OdpowiedzUsuńKażdy ma własny wzór układanki, a im szybciej nauczymy się, że wszystkie elementy są równie dobre i potrzebne, tym lepiej dla nas samych.
Usuń"Już nie potrzebuję sprostać czyimś oczekiwaniom, mam własne."
OdpowiedzUsuńBardzo! To zdanie i cała reszta.
Ale łydek bez żylaków jednak zazdraszczam ;)
Nie mam też halluksów, więc obalam mit, jakoby rosły one od łażenia na szpilkach.
UsuńPrzykładam się do obalania. Co ma wisieć, nie utonie. Nigdy w życiu nawet nie miałom szpilek na nogach, a z halluksami właśnie idę zapisać się na operację. Za to żylaków nie mam chociaż.
UsuńNormalnie nie wpadłaś do spamu. Zadziwiające. A już sobie maile nawet zostawiłam, żeby nie zapomnieć Cię wydłubać.
Usuń