2242
Doszło w końcu do spotkania na szczycie, czyli w wiatrołapie. Dodatkowe atrakcje polegały na przechodzącej po nas Zuzi i skaczącym po nas psie, od którego oganiałyśmy się jak od upierdliwej muchy, by w końcu zamknąć go, a właściwie siebie dla świętego spokoju. Średnio świętego, gdyż wydawał odgłosy - w końcu miał dla siebie tylko 160 m, a my aż 5.
W międzyczasie stałam się szczęśliwą posiadaczką drugiej flikflakowej torebki w stylu lekko psychodelicznym, w związku z czym weszłyśmy na wyższy stopień wtajemniczenia składając buty z torebkami. Ogólnie było bardzo zabawnie. Widać, że niewprawiona, bo gdy otwarłam szafę obuwniczą, to się zapowietrzyła. A przecież to zaledwie ze 100 par. Na oko.
No co? Jak nas przyciśnie, zrobię kiermasz i trochę jeszcze pożyjemy.
Tak gdzieś po dwóch godzinach zadzwonił do niej mąż z wyraźnie słyszalnym okrzykiem: Gdzie ty jesteś?!!!, na co bez zmrużenia oka odparła: U pacjenta. Byłoby to nieomal prawdą, bo usiłowała nawet wypytać o zdrowie poszczególnych członków naszej rodziny, ale wytłumaczyłam jej, że nie po to umawiamy się na kawę, żeby świadczyła usługi objazdowe. Co zreszta przyjęła z wyraźną ulgą (zakładam, że ma ten sam problem co lekarze od ludzi, czyli zawsze ktoś o coś pyta lub coś pokazuje).
Genialnego podsumowania tej sytuacji dokonała moja córka, nieświadoma z początku celu towarzyskiego tego spotkania*. Zeszło nam mianowicie na jednego z uczelnianych wykładowców, zamieszkałego nieopodal, który niedawno natarczywie wszedł w posiadanie naszego adresu.
- Zaproś go, skoro taki ciekawy - podsunęłam progeniturze.
- Mowy nie ma.
- Czemu?
- Bo ty się z wszystkimi zaprzyjaźniasz.
To źle?
* - A kto jest chory?
- Nikt.
- To ona do twoich butów tu przyszła, tak?
W międzyczasie stałam się szczęśliwą posiadaczką drugiej flikflakowej torebki w stylu lekko psychodelicznym, w związku z czym weszłyśmy na wyższy stopień wtajemniczenia składając buty z torebkami. Ogólnie było bardzo zabawnie. Widać, że niewprawiona, bo gdy otwarłam szafę obuwniczą, to się zapowietrzyła. A przecież to zaledwie ze 100 par. Na oko.
No co? Jak nas przyciśnie, zrobię kiermasz i trochę jeszcze pożyjemy.
Tak gdzieś po dwóch godzinach zadzwonił do niej mąż z wyraźnie słyszalnym okrzykiem: Gdzie ty jesteś?!!!, na co bez zmrużenia oka odparła: U pacjenta. Byłoby to nieomal prawdą, bo usiłowała nawet wypytać o zdrowie poszczególnych członków naszej rodziny, ale wytłumaczyłam jej, że nie po to umawiamy się na kawę, żeby świadczyła usługi objazdowe. Co zreszta przyjęła z wyraźną ulgą (zakładam, że ma ten sam problem co lekarze od ludzi, czyli zawsze ktoś o coś pyta lub coś pokazuje).
Genialnego podsumowania tej sytuacji dokonała moja córka, nieświadoma z początku celu towarzyskiego tego spotkania*. Zeszło nam mianowicie na jednego z uczelnianych wykładowców, zamieszkałego nieopodal, który niedawno natarczywie wszedł w posiadanie naszego adresu.
- Zaproś go, skoro taki ciekawy - podsunęłam progeniturze.
- Mowy nie ma.
- Czemu?
- Bo ty się z wszystkimi zaprzyjaźniasz.
To źle?
* - A kto jest chory?
- Nikt.
- To ona do twoich butów tu przyszła, tak?
Życzę sobie zdjęcie OTWARTEJ szafy 👞👟👠👡👢!
OdpowiedzUsuńZnalazłam pełno emotikonkowych bucików wkleiłam a tu jakieś znaki zapytania wyszły! Do cholery z tą techniką!
OdpowiedzUsuńPo-kazać szafę! Po-kazać szafę!
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa! Zawartości szafy oczywiście :)
OdpowiedzUsuńAgata
Buty?
OdpowiedzUsuńButy sa chore?:P
OdpowiedzUsuńPlanuję Śląsk nawiedzić tej wiosny, szykuj szafę, przywiozę wino!!
OdpowiedzUsuńPo-każ szafę! Po-każ szafę! Po-każ szafę!
OdpowiedzUsuńSzafa! Żądamy zdjęcia szafy! :D
OdpowiedzUsuńHarpie.
OdpowiedzUsuń