2283

Drogie dziatki!
Dziś odpowiemy sobie na pytanie, dlaczego nigdy nie dojdzie do porozumienia pomiędzy grupą walczącą o całkowity zakaz aborcji (anti-choice*), a zwolennikami prawa wyboru (pro-choice). Nie, nie mam zamiaru analizować wszystkich argumentów. Zajmę się tylko jednym, ale za to koronnym, co pomoże wszystkim zrozumieć, że rozmawiamy o zupełnie różnych sprawach i nici porozumienia za cholerę tu nie będzie.

Aborcja to morderstwo, bo zarodek to człowiek.
Aborcja to aborcja, bo zarodek to zarodek.

Różnica pomiędzy poglądami grup anti- i pro-choice w tym względzie bierze się z operowania zagadnieniem człowieczeństwa na zupełnie innych poziomach. Jeden z nich jest stricte biologiczny: dostrzega człowieka w zarodku, dąb w żołędziu, kurę w jaju. Z tego punktu widzenia teoria jest słuszna. Rzeczywiście nie podlega dyskusji, że z ludzkiego zarodka magnolii nie będzie, a ze strusiego jaja nie wylęgnie się korzeń mandragory. Kiedy przedstawiciele grupy pro-choice mówią, że zarodek to nie człowiek, nie znajdują więc zrozumienia u fanów życia od poczęcia (a może i jaja oraz plemnika) do naturalnej śmierci**. Z bardzo prostej przyczyny nie znajdują go - bo myślenie na poziomie biologicznym rządzi się zupełnie innymi prawami.

Tymczasem zwolennicy wyboru postrzegają człowieczeństwo jako pewne dojrzewanie, stawanie się. Powiedzenie Gorkiego "człowiek - to brzmi dumnie" nie odnosi się przecież do debila na dwóch nogach; ono mówi o pewnym zespole cech, które wyróżniają gatunek homo sapiens spośród innych gatunków. I są to cechy zdecydowanie nabyte.

Myśl ta zyskuje odzwierciedlenie w stosunku do istot ludzkich w krajach Dalekiego Wschodu. Upraszczając: gdy tonie dziecko i starzec, w tym rejonie geograficznym ratuje się starca. Dziecko to zaledwie potencjał - tymczasem stary człowiek jest pewnym nośnikiem doświadczeń, wartości, wiedzy, umiejętności. Posiada życiową mądrość, może być nauczycielem. Jego szala na wadze społeczeństwa natychmiast rusza w dół. Bo dziecko to dopiero materiał na człowieka.

Nie oburzajcie się i nie angażujcie w to rozważanie emocji. Kultura świata zachodniego jest pajdocentryczna. Przyzwyczajono nas myśleć, że dziecko to dobro największe. Tymczasem logice Dalekiego Wschodu trudno coś zarzucić. Mały człowiek pozostawiony samemu sobie najpewniej zginie, z punktu widzenia grupy, prócz przedłużenia gatunku (a i to niepewne), niczego nie wnosi. Osoba, która ma za sobą całe życie, doświadczyła już tak wiele***, że może uchronić społeczność od niejednej katastrofy. Gdy tak o tym pomyśleć, trudno zaprzeczyć, że dla grupy jest cenniejsza.

Przedstawiciele grupy pro-choice, czasem nawet nieświadomie, hołdują teorii, że człowiekiem się staje. Rośniemy, doświadczamy, dojrzewamy i dopiero nasze uczynki zaczynają świadczyć o człowieczeństwie lub jego braku. Z tego punktu widzenia zarodek, niezdolny w dodatku do samodzielnej egzystencji, ma zdecydowanie mniejszą wartość niż ukształtowana istota ludzka, jaką jest matka. Nie jest człowiekiem - może się nim stać, ale niekoniecznie. Więc tu i teraz winien po prostu ustąpić.

Każda dyskusja powinna zaczynać się od ustalenia pojęć, którymi będziemy operować. Jeśli tak nie jest, każdy gada po swojemu i zwykle nie można odnaleźć płaszczyzny porozumienia.

A (tak na marginesie) zakaz aborcji nie ma nic wspólnego z ochroną życia. Ma za to wiele z władzą.
Ale to temat na zupełnie inne rozważania.


* Nie ma czegoś takiego jak "pro-life". Wszyscy jesteśmy pro-life z przyczyn oczywistych. Nie mówicie o zwolennikach zakazu aborcji pro-life, bo słowa mają znaczenie. To są ludzie zainteresowani zakazem wolnego wyboru. Tyle.
** Czasami się zastanawiam czy jak mi samochód przypierdoli na pasach, to jest to naturalna śmierć. Ale oj.
*** Rozmawiamy oczywiście o sytuacji wyidealizowanej.

Komentarze

  1. Teraz napiszę coś okropnego, no i wiem, że pewnie będę się tego wstydzić, ale tak już mam, że preferuję szczerość. A więc tak (wiem, wiem, nie zaczyna się zdania... bla bla bla), wiem, że mam dużą wiedzę, na różne tematy, a szczególnie dotyczące tego materiału jakim jest człowiek, ale tym postem otworzyłaś mi oczy na wiele spraw o których dotąd nigdy nie myślałam i się nad nimi nie zastanawiałam nawet! Aksjomatem dla mnie do tej pory było "przede wszystkim chronić dziecko". Wiadomo, jako matka, jako Polka... Nigdy przez myśl by mi nie przemknęło nic takiego o czym napisałaś. Ale to naprawdę ma sens! Oczywiście z punktu widzenia specyficznej społeczności, ale jednak. No i teraz całe wnętrzności mi się sprzeciwiają, ale rozum podpowiada, że coś jest na rzeczy. Ja nie wiem czy nie pozwę cię, jak jutro zaśpię do pracy!

    Toterama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O wszystkim da się rozmawiać spokojnie, a to może otwierać oczy na wiele aspektów, o których nigdy nie pomyślałoby się samodzielnie. Problem w tym, że dyskusja o aborcji nader szybko angażuje emocje.

      Usuń
  2. Dokładnie tak! Najbardziej dołujące jest jednak to, że właśnie o władzę chodzi, nie o to poczęte życie :((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to zupełnie inny kąt widzenia tej sprawy. Nie da się spokojnie i rzeczowo wyczerpać całości problemu w jednej notce.

      Usuń
  3. ładnieś to ujęła.

    W Nauce Świata Dysku jest zgrabna dyskusja o życiu, jako procesie. I że pro-choice z anty-choice się nigdy nie dogadają, ponieważ homo sapiens chciałby rysować wyraźne granice: do tego miejsca nie było życia, od tego miejsca jest życie, gdy tymczasem ono jest stawaniem się i granicy nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Zdaję sobie sprawę, że nie odkrywam Ameryki, choć nie pamiętam tej wypowiedzi.
      (Jest przyczynek do przeczytania Świata Dysku na nowo).

      Usuń
  4. Generalnie byłam długo pro-choice czterema nogami. Granica mi się wahała - kiedy to już człowiek? Na 100% byłam i jestem za ratowaniem najpierw matki w sytuacji wyboru (chociaż podejrzewam, że sama wolałabym, żeby ratowano moje dziecko, gdyby była szansa, ale to bardziej hormony niż myślenie).
    W wieku 38 lat dowiedziałam się, że nie urodziłabym się, gdyby w tamtym czasie aborcja była bezpieczniejsza (bo dostępna była) i w lepszych warunkach przeprowadzana. Że to strach przed bólem i powikłaniami zaważył na tym, że żyję.
    Minęło trochę czasu. Nadal nie wiem, co myślę. Nie myślę. Zostały mi uczucia. Mam pewność, że to byłam ja. Nawet, jeśli nie byłam jeszcze człowiekiem.
    Biologia, filozofia, ideologia, prawo i co tam jeszcze poszły się czochrać.
    Staram się nie wypowiadać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasadniczo - gdybyś się nie urodziła - to nic by się nie stało. Bardzo proszę, abyś nie odbiareła tej wypowiedzi emocjonalnie, bo ona nie dotyczy personalnie Ciebie, tylko kolejnego aspektu rozważań aborcyjnych. Nic by się nie stało, bo by Cię nie było i nawet byś nie wiedziała. Świadomość jest tu kluczem. Byt kształtuje świadomość - nie ma bytu, nie ma różnicy.

      PS A prywatnie to przytulam. Rzeczywiście spore wyzwanie takie wyznanie.

      Usuń
    2. zgadzam się z Woterloo. z pierwszym i drugim akapitem. i dołączam swoje uściski.

      Usuń
    3. Aż się chce kontynuować temat ;)

      Usuń
    4. Hmm...
      Potrafię sobie spokojnie wyobrazić świat istniejący beze mnie. Oraz nie uważam, ze jestem konieczna światu.
      Uznaję, że gdybym się nie urodziła 4 osoby miałyby mniej problemów w życiu, miałyby łatwiej.
      Mój rozum to wie. Rozum mógłby dyskutować.
      Reszta mnie nie kupuje. Wyciąga nienaukowe i nierozumowe argumenty.
      Dlatego, nawet jak będzie trzeba, nie zagłosuję. Bo mam dwa przekonania na raz.
      I właściwie to o tym chciałam - że ta kwestia należy do takich, o jakich często nie da się na rozum, nawet, jak się chce.
      Pozdrawiam.
      Przytulenie przyjmuję :)
      I tylko dodam, ze o takich rzeczach mimo wszystko lepiej wiedzieć niż tylko podejrzewać.

      Usuń
    5. Nie chciałabym umniejszać, tylko chcę zrozumieć. Moja matka też rozważała aborcję, ale mnie to w ogóle nie dotyka. Rozumiem matkę, miała 46 lat, męża alkoholika a ja byłam piątym dzieckiem. Zdecydowała się urodzić i jestem. Jakie emocje może poruszać fakt, że mogło mnie nie być? Nie rozumiem. Czy chodzi o to, że nie byłaś (jak i ja nie byłam) chcianym i miłośnie wyczekiwanym dzieckiem??

      Decyzja należała do mojej mamy i miała do niej prawo. Nie wiem co bym zrobiła na jej miejscu, bo nie byłam na jej miejscu. Trudno mi ocenić nawet czy to była dobra decyzja. Na pewno wiązała się z innymi konsekwencjami.
      A ja? Cóż, ja tak jak matka chcę mieć wybór.

      Usuń
    6. Ikada: I dlatego właśnie uważam, że nikomu nie wolno decydować za nikogo. Emocje, które ta sprawa budzi, są dostępne wyłącznie narodzonym - nienarodzeni maja to absolutnie i serdecznie w poważaniu.

      Odwodnik: Otóż właśnie. Ja to sobie myślę, że mi wszystko jedno czy byłam wyczekiwanym przez matkę dzieckiem. Ważne, jaka była dla mnie, kiedy już mnie powiła. A to są dwie odrębne rzeczy.

      Usuń
  5. W pełni się z Tobą zgadzam.

    Moim zdaniem zwolennikom poglądu anti-choice (a może obu stronom) umyka, że obecna dyskusja w zasadzie nie dotyczy umożliwienia aborcji na życzenie, tylko utrzymania obecnych - wciąż dość rygorystycznych- uregulowań. I na dodatek nie wywołali jej nawet zwolennicy poglądu pro-choice.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tu się mylisz, Kochana. Duża część kobiet bardzo się zdenerwowała i chce legalizacji aborcji. To się tak nie skończy, jak się Kaczku wydaje.

      Usuń
    2. tak, bo rodzi się poczucie zagrożenia i potrzeba, żeby w takim razie na wszelki wypadek i dla zamanifestowania sprzeciwu przesunąć granice w drugą stronę. we mnie osobiście lekkie przerażenie (bo przecież jestem jeszcze w wieku rozrodczym!) miesza się z dziką ciekawością (jak to się w końcu skończy). ale jakoś dobrych przeczuć nie mam. chociaż myślę, że "oni" wiedzą, że gdyby jednak zaostrzyli przepisy, to po śmierci pierwszej kobiety w efekcie np. ciąży pozamacicznej mogłoby dojść do rozlewu krwi na ulicach :(

      Usuń
    3. Nie ukrywam, że jestem zwolenniczką aborcji na życzenie.
      Oraz edukacji, edukacji i jeszcze raz edukacji. Że już nie wspomnę o dostępie do atykoncepcji (oraz jej refundowania przez państwo).

      Niczego jeszcze nigdy nie uzyskano zakazem "nie, bo nie".

      Usuń
    4. Tam, gdzie rodzina (nie ograniczajmy si do matki!) ma pewność realnego, solidnego wsparcia w opiece nad niepełnosprawnym (dzieckiem, staruszkiem, wszystko jedno) powodów do aborcji czy eutanazji jest znacznie mniej...
      Swoją drogą, rozmawiałam z takim człowiekiem, który pomimo naprawdę wysokiego IQ jest tak ortodoksyjnie pro-life, jak tylko można być. Beton jest miękki, porównawczo... Ale ja nie o tym, tylko o jego jednoczesnym stosunku do niepełnosprawnych wszelakich. Otóż, jego zdaniem społeczeństwo powinno takiego człowieka z definicji obsługiwać w jego domu (urzędnik / lekarz przyjdzie do domu w razie potrzeby, zakupy zostaną dostarczone itd.), natomiast ułatwianie mu integracji społecznej jest marnowaniem pieniędzy. Z czego wnioskuję, że takie chore dziecko ma się urodzić, a potem należy praktycznie uwięzić je w domu razem z opiekunami. "W zamian" zapewniając wysoki poziom obsługi. Już nie chciałam mu wrzucać, że nawet aspołeczny Breivik narzeka na izolację, bo i tak by nie dotarło... Ale tak zadaje się być odpowiedź na pytanie "urodzić, i co dalej?" Otóż dalej, to zniknąć z oczu... Widocznie estetyka nie ta, albo cuś. Łaskawca, pewnie z powodu inteligencji, był skłonny przyznać, że potrzeby fizjologiczno-organizacyjne istnieją i powinny zostać zaspokojone. O społecznych ani słowa. Tjaaa...

      Usuń
    5. Oczywiście zgadzam się z Tobą. Chcę zaakcentować dwie rzeczy. To ja jestem pro-life! Pro-life = pro-choice Język jest ważny i zamierzam o język walczyć. Anty choice nie ratują życia (nawet jeśli się zgodzę z ich definicją człowieka)Całkowity zakaz aborcji nie sprawi, że urodzi się więcej (niechcianych) dzieci. Niechcianych dzieci urodzi się tyle samo a więcej kobiet zginie, próbując sobie poradzić z nielegalną aborcją. Pro-life jest edukacja, dostępna antykoncepcja, invitro i legalna, bezpieczna aborcja.

      Usuń
    6. Iza: Ludzie są niesłychanie ograniczeni i co pan im zrobisz, nic nie zrobisz.

      Odwodnik: Tak, język ma znaczenie. Od nazwania wszystko się zaczyna (przecież ponoć na początku było słowo, prawda?).

      Usuń
  6. O, świetnie napisane. Też tak uważam. Zarodek to dopiero potencjał na potencjał. Nosicielka zarodka już tu jest, społeczeństwo ileś w nią zainwestowało, niezależnie od wieku/statusu/itd coś sobą przedstawia i ma na koncie życia jakąś sumę doświadczeń. Z mojego punktu widzenia jej zdanie i jej dobro są ważniejsze od praw potencjału na potencjał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziło mi po prostu o to, żeby uzmysłowić czytelnikom różnicę w postrzeganiu świata pomiędzy tymi grupami. Finalnie obie mają rację, tylko każda na swojej płaszczyźnie.

      Usuń
  7. Uzupełnię Twoją wypowiedź o detal: zarodek to nie dziecko i dopóki zestaw komórek nie jest w stanie funkcjonować poza ciałem żywiciela, trudno tu się doszukiwać prawdy w hasłach anti-choice. I tak, jak napisałaś, problem jest złożony, rozpatrywany na różnych płaszczyznach może przechylać szalę na każdą ze stron sporu, jednak rozum i logika oraz doświadczenia pokoleń stanowią o konkretach, które są kluczowe w rozwiązaniu tej kwestii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powtórzę to, co napisałam wyżej: chodziło mi po prostu o to, żeby uzmysłowić czytelnikom różnicę w postrzeganiu świata pomiędzy tymi grupami. Wiesz, jak jest z przekonywaniem przekonanych? Myślę raczej o wytrącaniu wszystkich z dobrego samopoczucia ;)

      Usuń
    2. Przepraszam, nie przeczytałam komentarzy, już o tym wcześniej wspomniano.

      Usuń
    3. Nic nie szkodzi. Pisz sobie, ile chcesz :D

      Usuń
  8. Świetnie to napisałaś. Zgadzam się z Tobą całkowicie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie nie wygłosiłam żadnej opinii, tylko przedstawiłam sposoby oglądu sprawy :)

      Usuń
  9. Dziękuję. To się bardzo przyjemnie czytało.
    Jestem matką i jako matka zawsze będę krzyczała żeby ratować moje dziecko. Mimo wszystko jednak jestem za ratowaniem życia matki i dawaniem kobiecie wyboru. Bo uratowana kobieta ma szansę dać życie jeszcze wielu dzieciom. Bo ta sama kobieta w komfortowych warunkach da życie wielu maluchom, nawet niepełnosprawnym. Bo zgwałcona dziewczynka, której życia nie obciąży się niechcianym potomkiem oprawcy ma szansę dorosnąć i założyć normalną, pełną, a nawet liczną rodzinę.

    Nie dając żadnego wyboru liczmy się z tym, że inteligentne kobiety przestaną rodzic.

    Wedle projektu ustawy powinnam pójść siedzieć. Nosiłam w sobie przez kilka tygodni dziecko, które przestało się rozwijać. Miałam pełną świadomość, że to dziecko nie rozwija się prawidłowo i może być różnie. Gdy zaczęłam ronić znalazłam lekarza, który dał maluchowi szansę przepisując leki podtrzymujące i dając odpowiednie zalecenia. Jednocześnie podarłam skierowane do szpitala wystawione przez innego. Dzięki takiej decyzji nie było traumy u starszaka czy męża, a i mnie dane się było godnie pożegnać z tamtym dzieckiem, którego serduszko nigdy nie zabiło. Dzięki temu kilka miesięcy później urodziłam kolejne zdrowe dziecię. I marzę o następnym.

    I nigdy się na kolejną ciążę nie zdecyduję jeśli będzie mi groziła więzieniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem matką i też bym się nie zawahała. Nie wiem, kto to wymyślił, że zwolennicy prawa wyboru są jakimi nałogowymi skrobaczami. Szaleństwo i obłęd.

      Bardzo mocno Cię ściskam i współczuję.

      Usuń

Prześlij komentarz