1290

Przepraszam, jakoś nie mam melodii do pisania. Komentarze czytam i odpowiadam na nie, ale to mogę przez telefon. Pewnie gdyby się notki dało wrzucać w taki sposób - wrzucałabym, choć dziubdziolenie nie jest moją mocną stroną.

W kwestii, która wszystkich najbardziej interesuje. Babcia Sąsiadka odbyła zabieg oszczędzający. Całkiem nieźle się po nim czuła. Niestety badanie histopatologiczne usuniętego guza przyniosło wyrok - amputacja konieczna. Na takie dictum Babcia Sąsiadka wypisała się ze szpitala.
Owszem, rolę w tej sztuce odegrało nakręcenie się na lepsze rozwiązanie, ale nie bez znaczenia pozostawał sam szpital - absolutne kuriozum. Choć może nie wiem, bo nie bywam. Może to powszechne. W każdym razie warunki były skrajnie niesprzyjające i skończyło się, jak wiadomo.
Ponieważ pozostaję w stałym kontakcie z Badylem, ustalamy m.in. styl działania, który doprowadzi do szczęśliwego zakończenia, czyli wykorzystania terminu mastektomii, przydzielonego Babci Sąsiadce na miejscu. W sumie logistycznie to nawet głupie nie jest. Tylko musimy ją namówić.

Oczywiście zbieram się, żeby opisać drogę krzyżową przyjęcia do szpitala, ale chwilowo mnie to raczej przygnębia niż śmieszy. Strach pomyśleć, że człowiek w potrzebie się znajdzie i trafi w takie miejsce. Fu. Myślę, że jeszcze chwila i poczucie humoru zwycięży.

Tymczasem córka jednorodna studiuje pełną gębą (zajęcia ruszyły od pierwszego, a nie od drugiego października), w związku z powyższym strach się po domu plątać, bo paznokcie człowiekowi ogląda, na temat schorzeń wątroby się wypowiada i ogólnie mądrzy.
A dziś zapytałam lekkomyślnie:
- Do której masz lekcje?
I dostałam wklepy, aż echo poniosło.
No, cóż... Lekcje się skończyły nieodwracalnie.


Update
Ach! Kupiłam płaszcz na Allegro. Za 9,50 zł. Wygląda bardzo przyzwoicie, co się skontroluje, jak spłynie. Ponieważ udało mi się tak tanio, dokupiłam trzy bluzeczki. Jestem gruba, w nic się nie mieszczę, a goła nie zamierzam. O.

Komentarze

  1. to nie fair!
    ja w końcu kupiłam jeden z tych, co Ci podrzucałam linka. Za 9,50 i jeszcze trochę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też się nastawiłam na lepsze rozwiązanie i smutno mi się zrobiło...

    OdpowiedzUsuń
  3. Płaszczyka gratuluję:) Osobiście preferuję co prawda ciucholandy, bo to jednak przymierzyć i POMACAĆ można;) W sprawie Babci, no cóż - jak mus, to mus, niech zdrowa długo żyje!! O przyjmowaniu się do szpitala chętnie poczytam, więc się zbierz w sobie;) Jak się przyjmowałam, to była głucha noc, razem ze mną inne 3 babeczki, w stanie zbliżonym do mojego i chociaż wszystkie 3 byłyśmy dość bliskie powicia potomstwa - ja (ostatnia przybyłam) dostałam się na oddział po 2 godzinach;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nawet nie o czas chodzi, tylko o nastawienie personelu.

      Usuń
  4. Szkoda,ale jak ma pomóc to niech ciachną,trzymam kciuki (głupio to brzmi) za Babcię Sąsiadkę i jej decyzję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ona musi sama ją podjąć. Też uważam, że jak trzeba, to trudno. Ale myślę, że ona po prostu boi się tego wszystkiego.

      Usuń
    2. Wiadomo,wcale się nie dziwie,ja bym się bała do imentu,na sama myśl lekarz-szpital,robie się blada.

      Usuń
    3. A tu wiek dochodzi, więc świadomość, że do końca bliżej.
      Nie wiem naprawdę, co to będzie.

      Usuń
  5. Nastawienie personelu powiadasz, a to w niewielu przypadkach znajduje się przyjazne, naoglądałam się i nasłuchałam, potwierdzam jest wrednie i olewacko.

    OdpowiedzUsuń
  6. jakieś forum by się przydało czy cuś. co chwilę potrzebuję konsultingu w kwestiach wszelakich, a blog do tego się średnio nadaje. mi się też nie chce blogować, a rozmowy forumowe to coś innego. Zresztą my się z Martą na forumie zapoznałysmy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Forów wszelakich pewnie dostatek. Ja akuratnie bardzo. Skorzystałam dwa razy w życiu, oba nieudane. Pewnie mam specyficzny charakter. Ba! Charakterek!

      Usuń
    2. Zabawnie wyszło. Miało być: AKURAT NIE ;)

      Usuń
    3. Jestes pewna, ze na forumie? A nie najpierw blog, a ppotem forum?

      Moja pierwsza sieciowa miłość była z forum. To bbyły czasy. Nie było fejsbuka, naszejklasy, za to było gadugadu. Wzdech.

      Usuń
    4. Mój związek pochodzi z czasów, gdy GG było programem do wysyłania SMSów. GG powstawało na moich oczach. Wcześniej były czaty, gdzie poznałam parę fajnych osób. A rok był dwutysięczny :)

      Usuń
    5. Wy sobie czasem zdajecie sprawę ILE się zadziało na naszych oczach? Kurczę, a przecież dwutysięczny był dopiero co, to nie jest EPOKA temu, raptem dekada, no dobra - półtorej dekady. Że znamy czasy sprzed internetu, sprzed owcy Dolly, sprzed fejsbuków, sprzed ludzkiego DNA, gdy na świecie nie było cioteczki Acid, paradokumentalnych seriali w stylu wakacyjnych pamiętników i ukrytych dlaczego ja, a w Polsce autostrad i hipsterów?
      Mnie to czasami uderza z całą mocą. Tak, że WOW.

      Usuń
    6. A wiesz, że jak ja byłam mała, to wciąż niewiele osób miało TE-LE-WI-ZOR? A kolorowy, to fiu, fiu. Wydaje mi się, że to ja jestem z pokolenia przełomu. Za mojego życia świat zmienił się diametralnie. Szczególnie Polska.

      PS Pamiętam, jak rodzice kupili mi pierwszy kaseciok. To było coś.

      Usuń
    7. Tak, i przełom tysiącleci nie jest najistotniejszym.

      Usuń
    8. Przeżyłam już kilka przełomów. Każdy jest tak samo istotny ;)

      Usuń
    9. dziecko starsze pyta kiedy żyły dinozaury. mówię że bardzo, bardzo, bardzo dawno temu. on znów: to wtedy kiedy byłaś małą dziewczynką?

      Usuń
    10. Jakoś tego nie przeżyłam, ale Chuda już o tym pisała. O ile pamiętam, chodziło o wynalazek, jakim jest papier.

      Usuń

Prześlij komentarz