1291

Przypomnijcie mi, błagam, przypomnijcie mi, jak się cieszyłam, że wraca, że już jest tuż, tuż.
Przypomnijcie mi, zanim zaplombuję ten przybytek razem z całym, zgromadzonym w nim burdelem. Albo też wyniosę ją do garażu i każę sobie płacić za najem.
Ile? Ile okryć wierzchnich, w postaci bluz i swetrów, można zużyć dziennie, by następnie, zbulone, rzucić na komodę? Ile par spodni? Ile koszul, T-shirtów, bokserek? DZIENNIE!!!
Cholera. Cholera jasna i psiakrew.

A wczoraj mi mówi, żeby zlikwidować tę komodę i ach! będzie pani zadowolona - zniknie miejsce do rzucania. Przecież znam tę małpę, rzuci na podłogę. Podłoga w niczym jej nie przeszkadza.
Zamiast tego proponuje duże lustro.
I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby jeden (słownie: jeden) krok dalej nie miała luster o wysokości dwóch i długości pięciu metrów.

Zabiję się. Albo ją. Albo jakiegoś kota, niech no się który nawinie.


Update
Wracam do domu po dziewiętnastej. Cisza, ciemność. Jedyne źródło światła na wysypisku odzieży.
- Ogarnęłam.
Czyta, czyta, śledzi mnie.

Komentarze

  1. obawiam się, że jedyne skuteczne to odmówić sprzątania, prania i całej reszty. Ale ile to wymaga cierpliwości to mogę sobie tylko wyobrazić.
    Próbowałam kiedyś przeczekać współlokatorkę. A mam dość dużą tolerancję na syf. Nie dałam rady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyż, ach, gdybyż miała drzwi. Zamknęłabym je na cztery spusty i uchylała na chwilę jeno, żeby przez szparę wrzucać różne rzeczy. I niech zarośnie. Ale, jak wiesz, nie ma. I to jest właśnie źródło problemu.

      Usuń
  2. Asiu nie jest tak źle - czyta i na szczęście ze zrozumieniem. To bardzo dobry objaw.
    A może w ramach jak Kuba to zacznij wrzucać za te lustra swoje rzeczy?
    Jak Zet czyta to chyba mam przechlapane ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz