1332
Wczorajsze popoludnie z martuuhą - cudowne, jak zawsze. Ciepłe, w zrozumieniu własnych i cudzych słabości, zabawne, odświeżające intelektualnie.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała, że - rechocząc jak wściekła nad posiłkiem - opluła mi salon, SALON!, nie żałując i nie pomijając ścian, a następnie twarz otarła rękawem, a rękaw w fotel, ale oj tam. Nie bądźmy drobiazgowi, wszakże nie wpada częściej niż raz na tydzień.
Mitenki - pigwówka.
By ukoić uporczywą myśl o malowaniu, przywiozła nalewkę oraz trzy słoiki malin. Naturalnie zakładam dobre intencje - nie musiała myśleć, że jestem na diecie, przecież to nie jej dieta, ona ma odchudzanie w gdziesiu, jest piękna i bez tego. Jak tylko drzwi trzasnęły, rzuciłam się na pierwszy z brzegu słoik (rodzinę wdeptując w kafle), że niby przypadkiem po blacie się potoczył, ratować musiałam, ojezusmaria, pyszne. Nie wiem, na ile herbat mi starczy, rodzina podłączyła się na krzywy ryj, nie ma z nich żadnego pożytku, tylko człowiekowi wyżrą. Nic się nie ma własnego. Pokoju nawet nie mam, a wszyscy mają. Dziwne. W każdym razie, jak mnie zirytują, to się wyprowadzę - będę wtedy miała dla siebie całe mieszkanie (ciasne, ale własne). Maliny zabiorę, cały alkohol z barku i koty. Kto bogatemu zabroni.
A potem zażądam łożyć. Na. Każdy ma takie dzieci, na jakie sobie zasłużył. Nie wnoszę reklamacji.
Martuuha ma obecnie samochód w kolorze nadziei i rzeczywiście coś na kształt człowiek czuje, jak mu się do domu wtarabania. Potem jest smutno, bo jedzie sobie w siną dal i tylko o północku, tak sama z siebie, donosi, że dojechała bezpiecznie i w sumie to fajnie było. Wierzę, fotela nie piorę, nie po to mam koty, żeby tego nie wylizały. Kupuję stopery do uszu, bo systematyczny odgłos szurania kocim językiem po pozostałościach po matuusze i aksamicie fotela jest nie do zniesienia.
Nie wiem doprawdy, jak to zniesę, że ona już nie w tym Krakowie, że jeździć mimo nie będzie. Zdecydowanie nie lubię. Całkiem osobiście rzecz odbieram, czyli, że do siebie. Żądam martuuhy i dostępu do morza.
Tak na złość, to się być może zwalę na łeb odwodniku. I martuuhę ze sobą przywlokę, niech odwodnik też ma ściany oplute, co ma mieć czyste. Zrobimy jej instalację ze spożytego posiłku i alkoholu. Bo alkohol jest myślą przewodnią tego przedsięwzięcia.
Owszem, notki na trzech blogach mogą być barwne.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała, że - rechocząc jak wściekła nad posiłkiem - opluła mi salon, SALON!, nie żałując i nie pomijając ścian, a następnie twarz otarła rękawem, a rękaw w fotel, ale oj tam. Nie bądźmy drobiazgowi, wszakże nie wpada częściej niż raz na tydzień.
Mitenki - pigwówka.
By ukoić uporczywą myśl o malowaniu, przywiozła nalewkę oraz trzy słoiki malin. Naturalnie zakładam dobre intencje - nie musiała myśleć, że jestem na diecie, przecież to nie jej dieta, ona ma odchudzanie w gdziesiu, jest piękna i bez tego. Jak tylko drzwi trzasnęły, rzuciłam się na pierwszy z brzegu słoik (rodzinę wdeptując w kafle), że niby przypadkiem po blacie się potoczył, ratować musiałam, ojezusmaria, pyszne. Nie wiem, na ile herbat mi starczy, rodzina podłączyła się na krzywy ryj, nie ma z nich żadnego pożytku, tylko człowiekowi wyżrą. Nic się nie ma własnego. Pokoju nawet nie mam, a wszyscy mają. Dziwne. W każdym razie, jak mnie zirytują, to się wyprowadzę - będę wtedy miała dla siebie całe mieszkanie (ciasne, ale własne). Maliny zabiorę, cały alkohol z barku i koty. Kto bogatemu zabroni.
A potem zażądam łożyć. Na. Każdy ma takie dzieci, na jakie sobie zasłużył. Nie wnoszę reklamacji.
Martuuha ma obecnie samochód w kolorze nadziei i rzeczywiście coś na kształt człowiek czuje, jak mu się do domu wtarabania. Potem jest smutno, bo jedzie sobie w siną dal i tylko o północku, tak sama z siebie, donosi, że dojechała bezpiecznie i w sumie to fajnie było. Wierzę, fotela nie piorę, nie po to mam koty, żeby tego nie wylizały. Kupuję stopery do uszu, bo systematyczny odgłos szurania kocim językiem po pozostałościach po matuusze i aksamicie fotela jest nie do zniesienia.
Nie wiem doprawdy, jak to zniesę, że ona już nie w tym Krakowie, że jeździć mimo nie będzie. Zdecydowanie nie lubię. Całkiem osobiście rzecz odbieram, czyli, że do siebie. Żądam martuuhy i dostępu do morza.
Tak na złość, to się być może zwalę na łeb odwodniku. I martuuhę ze sobą przywlokę, niech odwodnik też ma ściany oplute, co ma mieć czyste. Zrobimy jej instalację ze spożytego posiłku i alkoholu. Bo alkohol jest myślą przewodnią tego przedsięwzięcia.
Owszem, notki na trzech blogach mogą być barwne.
muszę wszystko wypić zanim postanowicie mnie odwiedzic. juz siorbię rieslinga. siiiiiiiioooooooorbbbbb
OdpowiedzUsuńSkąpiradło.
Usuńaw1`1112```````````````2qa
OdpowiedzUsuńto adas wali fklawiaturke
OdpowiedzUsuńMartuu, jestem zła. Tyle razy u mnie byłaś, spałaś i to nie na wycieraczce i ani kropelki śliny nie zostawiłaś. Se strzelam.
OdpowiedzUsuńMoże nie jest jakaś przesadnie rozrzutna.
UsuńGoliłam nogi w Twojej wannie, to nie dość?
UsuńW mojej wannie? Chyba w jakiejś wirtualnej ;)
UsuńDroga J. Dysponuję stałym dostępem do morza. Widzę je z okna. Czasem wyprawiam rodzinę z domu na weekend. To może wtedy z Martu pod pachą, czy też pod pachą Martu.
OdpowiedzUsuńZapraszaj, zapraszaj. Potem będzie za późno na żale i pretensje! HA!
UsuńAśka, robisz nam niezłą reklamę. Jeszcze kilka zaproszeń i możemy ruszać w podróż przez pół światu :)
UsuńKomu opluć salon, komu?
UsuńMam nadzieję, że się cieszysz z moich wrodzonych zdolności pi-arowskich, hę?
UsuńOd siebie dodam, że nie było mnie w internetach kilka dni, i tylko dlatego nie przybiegłam od razu się tu wzruszać i zawstydzać pod lałurką.
OdpowiedzUsuńWielką mam radość z tego, że jesteś i bardzo urosłam w środku, gdy usłyszałam (nie to, że podsłuchiwałam ;)) co powiedziałaś odbierając telefon :)
Ustaliłyśmy, jak sądzę, że za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, co tam bezmyślnie zeznałam.
UsuńMarta - tekst z salonem - cudowny! Też oplułam sobie. Monitor.
OdpowiedzUsuńno widzisz :) i też masz oplute! :D
UsuńI w dodatku nie musiałaś się wykosztować na obiad :P
UsuńPigwówka?! A toć u mnie wór tych pigwowych kulek stoi i zgnije niedługo...
OdpowiedzUsuńPrzepis można prosić?
Zupełni nie pamiętam, musiałabym poszperać. Ale to, co na pewno możesz zrobić teraz to umyć owoce, powycinać gniazda nasienne, pokroić je w plastry, ćwiartki, czy jakoś i zalać spirytusem ok 75% mocy. Płynu tyle, żeby przykrył owoce i jeszcze ciut (centrymetr-dwa) powyżej. Możesz sobie gdzieś zapisać ile to wyszło w litrach.
UsuńTak może postać z miesiąc, albo i pół roku. W międzyczasie spróbuję uzupełnić przepis, może być?
Pewnie, że może! Bardzo dziękuję :)
UsuńDługi ten proces produkcyjny, ale kiedyś próbowałam pigwówki, więc wiem że warto.
2:22 !
OdpowiedzUsuńJestem z Ciebie dumna!
UsuńProszę przybywać z ogolonym nogami, gdyż wanny nie posiadam. I jak mi która ścianę opluje to zamknę w piwnicy.
OdpowiedzUsuńDrzwi?
UsuńHyhy.
Przypomniało mi się, że nie mam piwnicy. Ani kotów. Ani foteli.
UsuńPrzesz na koty nie zamierzałyśmy plwać!
UsuńAlbo odetnę od internetu
OdpowiedzUsuńalbo odetnę głowy ;)
UsuńAlbo powoli wszystkie inne członki i będę się rozkoszować narastającym cierpieniem!
Usuń