1525

Oto nadejszła wieść radosna, serce me roście i świat wydaje się jakiś lepszy. To ja może od początku. Prawie.

Otóż otrzymałam kiedyś w spadku po Prezesie, który nad urok osobisty i czar sprzętu przedłożył tempo pracy, przecudnej urody Jabłuszko w wersji AirBook. Nad wyższością świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiejnocy nie będę się rozwodzić, bo już to robiłam. (Se Państwo same szuka, bo mnie się nie chce). Trochę czasu zajęło mi przestawienie się na klawiaturkę jabłeczną, która posiada klawisz CMD w miejscu pecetowskiego ALTA, a ja piszę bezwzrokowo, więc nieustanne otwieranie się różnych okienek zamiast ęąów z początku doprowadzało mnie do minimalnej irytacji. Jednak gdy człek dużo pisze, to dość szybko może skorygować pamięć mięśniową.

Potem zabrałam się za pracę nad sobą w zakresie jabłkowskiego pakietu Office i dało radę. Opanowawszy komplet czynności rozsiadłam się dumnie, wielce z siebie zadowolona. I wtedy... się spierdzieliło. Znaczy czasło, prasło i zawisło. Do widzenia się z panią.

Zaniosłam Prezesu sprzęt w ząbkach, gdyż jestem osobą rozsądną i uważam, że nie ma co się kopać z koniem, gdy ktoś może człowieka zastąpić. Wziął się Prezes skopał i to nie tak, że rzecz nie wymagała ode mnie pewnej dozy samozaparcia. Wiecie, te powiedzonka, że gdy mężczyzna powie, że coś zrobi, to zrobi i nie trzeba mu o tym przypominać co pół roku. Najpierw zaniósł do serwisu i tam mu powiedzieli, że oni nie wiedzą, o co kaman, ale mogą zacząć wymieniac części i może się naprostuje. Pierwsza część - 1.000 zł.

Jasne. Już lecę. Opamiętam się przy dysze. A notebook, dajmy na to, dalej nie dysze. W związku z powyższym dobitnie wyraziłam swoje niezadowolenie i już po kilku miesiącach Prezes znalazł źródło problemu. Radość nastała, wino polało się strumieniami, półnagie nimfetki zatańczyły w takt, a niedorostki poniosły wśród gości winne grona. Ustaliliśmy, że Prezes zaniesie Jabłko do serwisu, ale w Warszawie, bo tam się gada bezpośrednio z serwisantem (on musi, bo ja mówię w polskim i nie jestem w stanie dogadać się z serwisem komputerowym, który mówi w dziwnym - serwis natomiast może nie ogarnąć mojej żywiołowej natury). No i każe mu wymienić WŁAŚNIE TO. Na swoją odpowiedzialność. Koszt - 1.000 zł.

Zaledwie po kilku miesiącach, oscylując wokół wysokiego C, doprowadziłam do wymarszu komputera z domu. W tak zwanym międzyczasie katowickie Jabłko dokonało rozwoju systemowego i podzieliło się na sklep oraz całkowicie odrębny serwis. W związku z powyższym jest z kim gadać na miejscu i nie trzeba do tego być słoikiem. Może bardziej stoikiem. Poszli.
Serwis, podniecony zapewne faktem, że Prezes mówi w dziwnym, zlecenie przyjął. Mało tego - powiedział, że część wymieni i nawet sprawdzi, czy wszystko jest OK. Koszt... 650 zł.

Ach. Czekam.


PS Czy wspominałam, iż otrzymałam pierwszą wypłatę i zanierzam ją wydać na spirytus, z którego wyprodukuję nalewkę? Prezes bardzo zadowolony, ponieważ wyliczył właśnie stosunek mojej wypłaty do swojej wypłaty i teraz mówi do mnie:
- Do kuchni, kobieto, gdzie twoje miejsce.
Odbija sobie za długie lata, gdy stosunek ów był zdecydowanie odwrotny.

Komentarze

  1. jak najbardziej pierwszą wypłatę należy przepić !
    pamiętaj jednak żeby zawsze pić w towarzystwie ;-)
    na zdrowie !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy to zakamuflowana opcja wpraszająca?
      Się?!
      ;))))

      Usuń
  2. przyznam że bywam raz na dwa lata w Gliwicach ale bez obawy teraz przewiduję być w 2015 :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli się do tej pory nie przeprowadzę w siną dal, to będziesz mieć całkiem blisko.
      PS Przepraszam, że się wtrancam, ale jeśli jeździsz do Gliwic w tej sprawie, co pomyślałam, to sprawdź, czy nie masz bliżej do Warszawy. Albowiem Gliwice są pod tym względem silnie przereklamowane.

      Usuń
  3. A jak się skończyła historia z reklamacją do Centrali? Bo coś pamiętam, choć mgliście.
    PpM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeeee...
      Yyyyyy...
      Japka?!

      Usuń
    2. Chyba nie, ale ręki sobie nie dam uciąć. Chodziło o coś Zuzi może? Wybacz, ale nie chce mi się szukać ;)

      Usuń
    3. O telrfon chodzilo

      Usuń
    4. O telefon? Raczej o radyjo.
      Odpowiedź nadeszła. Tak niegrzeczna, że doprawdy zadziwiło mnie, jak można AŻ TAK nie szanować klienta. Wybieram się z nią do rzecznika. Byłabym to zrobiła wcześniej, ale rozumicie.

      Usuń
    5. Czekamy na ciąg dalszy zatem!

      Usuń
    6. On nastąpił. Troje klientów już stracili, poskarżę też tacie, opowiem wszystkim znajomym, napiszę przydługą notkę na blogu i sprzedam na fejsie. Z wyrażeniem prośby o rozpowszechnianie. O.

      Usuń

Prześlij komentarz