Przy pracy upływa dzień
Niestety, zupełnie niezgodnie z założeniami, dzień okazał się pracowity. Co prawda dobrze się zaczynało, kierownik machnął dwie kawki, osobiście dostarczył do biurka, rozsiadł się i sprawiedliwie rozdzielił pomiędzy nas prasę codzienną. Obiecaliśmy sobie solennie, że zajęć służbowych będziemy unikali jak ognia, zatonęliśmy w interesującej dyskusji na temat mieszkania z kotami (też ma) i… na tym się skończyło. Nastąpiła bowiem eskalacja interesantów, których naspodziewanie wielu przybyło jednak do pracy i postanowiło podzielić się z nami wszystkimi problemami do siedmiu pokoleń wstecz. Po ósmej osobie doszliśmy milcząco do tego samego wniosku: nie ma to tamto, trzeba robić. I tak sobie robimy we dwoje, bo kierownictwu nie chce się przesiąść do własnego pokoju i własnego sprzętu komputerowego – pewnie mu tam smutno samemmu, biednemu misiu. Od czasu do czasu podrzucamy sobie celne uwagi, które trafiają oczywiście w próżnię, ponieważ jakoś tak jest, że nasze sinusoidy wkręcenia ...