Cholera jasna, co za dzień

Donoszę uprzejmie, że fajnie się poniedziałek zaczął – palcem sobie do nosa nie moge trafić, że o innych otworach nie wspomnę. Bardzo zły znak – wiadomo powszechnie, że jaki poniedziałek, taki cały tydzień. Ludziom się coś chyba w główkach pomieszało, latają jak z pieprzem i mnie tez każą! Najbardziej rozbawił mnie dziś kierowniczek, który zaproponował mi szkolenie dotyczące czasu pracy. W piatek. I w sobotę. Zważając na fakt, że w przyszłym tygodniu wszyscy z działu oprócz mojej skromnej osoby są nieobecni i się długołikendują (ładny polski wynalazek), wydałam błyskawiczny sąd w sprawie tej sytuacji, określający z dokładnością co do centymetra, gdzie mnie może kierowniczek pocałować. O! Sam se w sobotę na szkolenie! Zwłaszcza, że potem ma osiem dni wolnego. A ja pójdę następnym razem. Jak dożyję.

W odchudzaniu zastój jakiś bolesny nastapił. Do czwartku szło jak po sznurku, a potem się zatrzymało i stoi. Niestety. Ja wiem, wiem, że to musi trwać, ale z racji charakteru żądam natychmiastowych wyników powalających na kolana!!! Przestoje mię bowiem zniechęcają.

Wyobraźcie sobie, że zdążyłam w weekend z paroma sprawami, naprawdę. Serce rośnie. I dom posprzątany, i zakupy zrobione, i rodzina ugłaskana, i obiad ugotowany niedzielny, i księgowość uaktualniona, i nawet z rodzicami udało mi się spotkać. Nie napisałam niestety pisma do komornika, bo już mi się nie chciało. To zostawiam sobie na dzisiejszy wieczór. Tu wzdycham.

Jutro z kolei czeka mnie popołudnie, a może i wieczór, w spółdzielni, gdzie dziś jeszcze pracuję, a jutro będę pracowała, jak mnie wybiorą :o)
W sumie, po wstepnym wymiotowaniu krwią, że już tego robić nie będę i koniec, doszłam do wniosku, że tak naprawdę to ja bardzo lubię tę pracę. To już prawie pięć lat, kiedy dzielę czas pomiędzy dwie firmy i mimo braku czasu wiem na pewno, że byłoby mi przykro, gdyby się to skończyło. Nauczyłam się przez te lata naprawdę wielu rzeczy i wykorzystuję je na codzień. Np. obecnie w trzeciej pracy :o)
Przywykłam do rytmu dwóch, a obecnie trzech zajęć, nauczyłam się dzielić swój czas, a właściwie rozciągać go tak, żeby na wszystko starczyło. I na dom, i na bliskich, i na przyjaciół. To naprawdę da się zrobić – jeśli ktoś uważa, że się nie wyrabia, niech sobie kupi kozę – jak w tym żydowskim dowcipie. Wszystko jest kwestią odpowiedniej organizacji.

Dobra, wracam do pracy, bo jak opuszczę ręce – nagle coś dziwnego zaczyna się dziać na moim biurku i zasłania mi widoczność.

Adieu!

Komentarze