W domu pustki

Szef wyjechał do rodziców i jedną malutką duszą tak wiele ubyło ;o)
Cisza nieprawdopodobna. Żyjemy z Potomstwem w jednym rytmie, głodniejemy o tych samych porach i o tych samych porach zasypiamy. Gary jakoś nam się nie brudzą, na obiad skoczyłyśmy dziś do naszej ulubionej wegetariańskiej knajpki. Czytamy. Czasem coś oglądamy. Nawet koty jakby przycichły.
A jutro niestety – komu bozia nie dała – ten wstaje i rusza do pracy. Nie będzie zbyt kolorowo, bo to koniec miesiąca i zamknięcia trzeba porobić czy długi weekend, czy nie.
Auto nadal zepsute. Uwielbiam tę atmosferę warsztatów samochodowych, gdzie panowie usiłują udowodnić paniom, że są denne, żałosne i w ogóle nie wiedzą o co chodzi. Zupełnie od rzeczy wydaje mi się, żeby mi mechnik samochodowy tłumaczył, że mam zwidy, zwłaszcza, że to nie jest w jego interesie. Finansowym. Dziwne natomiast wydają mi się te chwile ciszy, które zapadają, gdy okazuje się, że zwidów nijakich jednak nie miałam. Czeka mnie w tym tygodniu jakiś remoncik – koszty zostaną mi podane do wiadomości w poniedziałek – 7 maja. Już się cieszę.
Potomstwo odbywa karne spotkania z literaturą. Ano – nie chciało się nosić teczki, trzeba ciagnąć dziś woreczki. Ja odbywam spotkania z literaturą, w dodatku nie tylko nie karne, ale wręcz radosne. Praca leży. Zatkam uszy, zamknę oczy, może się przyleży. Naiwna jestem, co?
W empiku nabyłam dwie pozycje, z czego jednej szukałam tak długo, że jak ją zobaczyłam na półce, to myślałam, że mi się tytuły pomyliły. Aż do Szefa chciałam dzwonić w celu dokonania uzgodnień, ale się spamiętałam na czas. Kupiłam tez drugi tom Kossakowskiej, co tam, potem będę myślała o chlebie i o czymś do chleba. Przy okazji Mama zwróciła mi pożyczonego dawno temu Cejrowskiego, więc wreszcie odczuwam chwilowy spokój czytelniczy. Zwłaszcza, że Tato coś tam mruknął na temat kończenia dość zabawnego ciągu dalszego „Mistrza i Małgorzaty”, co zaowocuje kolejnym tomem. Boleję nad brakiem wanny – zawsze godzinkę można było urwać na lekturę ;o)
Skąd się biorą te dzieci, które trzeba zmuszać do czytania? Nie rozumiem tego zupełnie. Potomstwo, wychowane w rodzinie moli książkowych, obczytywane od niemowlęctwa, odczuwa wstręt do słowa pisanego. Nawet mnie to nie złości, tylko zwyczajnie żal mi jej – tego ubogiego, szarego życia.
Trzeba mieć nadzieję, że się jeszcze kiedys nawróci.
Jeśli ktoś ma dziecko, które nawróciło się na jakiejś pozycji księgarskiej – proszę o podpowiedzi, co podsuwać, bo mi już ręce opadają.
Harry’ego nie podsuwać, bo ją nudzi.
Mnie też, ale nie mówcie nikomu!

Komentarze