1508
Uwaga!
Za pięć minut kolejna zmiana nastroju*!
Otóż mam dziś do ustalenia z szefem dwa tematy, ale rano już mu się nie spodobało, że kwestionuję użycie w artykule słowa "sekwestracja". I teraz się zastanawiam, czy w ogóle tam iść. Bo może wpadnę w oko cyklonu, a mam chorobę lokomocyjną, więc jeśli mną pokręci, to mogę szefu wymiotnąć wprost na kolanko. I potem by było. To może spróbuję jutro. Albo wybadam na tę okoliczność jego sekretarki. Z zastrzeżeniem, żeby nie pozwoliły mu odebrać żadnego telefonu zanim się pojawię, jeśliby akurat był łaskaw dla świata.
Tymczasem w piątek było atrakcyjnie.
Po spotkaniu porannym, które odbywa się na trzecim piętrze, zdążam sobie do windy. Za mną jeden z kolegów (ten, co mnie nawet za stodołą). Drzwi windy otwierają się, patrzę, a tam testosteron i brak tlenu. Miski im się ucieszyły na mój widok podejrzanie. Zrobiłam krok ucieczkowy w kierunku klatki schodowej.
Ja: O, nie! Pójdę lepiej po schodach.
Komplet z windy: NATYCHMIAST WSIADAJ!!!
Kolega za plecami (wpycha mnie do windy siłą).
Drzwi się zamykają, oni dookoła, ja w środku. Chichoty.
Kolega M.: Jakby co, to ja trzymam ręce z tyłu.
Ja: Z tyłu czego?
Komplet: Buchacha!
Ja: Najatrakcyjniejsza podróż windą w życiu. Ilu was tu jest? Raz, dwa... Siedmiu!
Kolega P. (2 metry bieżące człowieka): Królewna i siedmiu krasnoludków.
Zapada cisza pełna napięcia, wszyscy podnoszą głowy i patrzą na kolegę P. Na parterze nikt nie ma siły wysiąść. Ze śmiechu.
Rozpowszechniłam dziś to opowiadanie i o poranku wpatrujemy się grupą damską w kolegę P., deliberując na poziomie murmurando, który mianowicie krasnoludek.
Kolega P.: No cooooo?!
Koleżanka J.: Śpioszek.
Ja: Nawet pasuje.
Kolega P.: No coooo?
Koleżanka J.: Gapcio.
Kolega P. (wydaje dźwięk zbliżony do łkania).
Ja: Raz coś ci się wypsnie i masz przerąbane.
Kolega P.: Ale cooo?
Koleżanka J.: Maruda. Jest taki?
* Łaska pańska na pstrym koniu jeździ, w związku z czym co rano odpalamy totalizator na okoliczność szefowskiego humoru. Czasem trafiamy. Jednakże radość jest ulotna, gdyż za pięć minut... itd.
Za pięć minut kolejna zmiana nastroju*!
Otóż mam dziś do ustalenia z szefem dwa tematy, ale rano już mu się nie spodobało, że kwestionuję użycie w artykule słowa "sekwestracja". I teraz się zastanawiam, czy w ogóle tam iść. Bo może wpadnę w oko cyklonu, a mam chorobę lokomocyjną, więc jeśli mną pokręci, to mogę szefu wymiotnąć wprost na kolanko. I potem by było. To może spróbuję jutro. Albo wybadam na tę okoliczność jego sekretarki. Z zastrzeżeniem, żeby nie pozwoliły mu odebrać żadnego telefonu zanim się pojawię, jeśliby akurat był łaskaw dla świata.
Tymczasem w piątek było atrakcyjnie.
Po spotkaniu porannym, które odbywa się na trzecim piętrze, zdążam sobie do windy. Za mną jeden z kolegów (ten, co mnie nawet za stodołą). Drzwi windy otwierają się, patrzę, a tam testosteron i brak tlenu. Miski im się ucieszyły na mój widok podejrzanie. Zrobiłam krok ucieczkowy w kierunku klatki schodowej.
Ja: O, nie! Pójdę lepiej po schodach.
Komplet z windy: NATYCHMIAST WSIADAJ!!!
Kolega za plecami (wpycha mnie do windy siłą).
Drzwi się zamykają, oni dookoła, ja w środku. Chichoty.
Kolega M.: Jakby co, to ja trzymam ręce z tyłu.
Ja: Z tyłu czego?
Komplet: Buchacha!
Ja: Najatrakcyjniejsza podróż windą w życiu. Ilu was tu jest? Raz, dwa... Siedmiu!
Kolega P. (2 metry bieżące człowieka): Królewna i siedmiu krasnoludków.
Zapada cisza pełna napięcia, wszyscy podnoszą głowy i patrzą na kolegę P. Na parterze nikt nie ma siły wysiąść. Ze śmiechu.
Rozpowszechniłam dziś to opowiadanie i o poranku wpatrujemy się grupą damską w kolegę P., deliberując na poziomie murmurando, który mianowicie krasnoludek.
Kolega P.: No cooooo?!
Koleżanka J.: Śpioszek.
Ja: Nawet pasuje.
Kolega P.: No coooo?
Koleżanka J.: Gapcio.
Kolega P. (wydaje dźwięk zbliżony do łkania).
Ja: Raz coś ci się wypsnie i masz przerąbane.
Kolega P.: Ale cooo?
Koleżanka J.: Maruda. Jest taki?
* Łaska pańska na pstrym koniu jeździ, w związku z czym co rano odpalamy totalizator na okoliczność szefowskiego humoru. Czasem trafiamy. Jednakże radość jest ulotna, gdyż za pięć minut... itd.
Cos Ci sie w sekwestracji nie podoba? Takie ladne slowo, przynajmniej rozumiem :P Poza tym to czy Ty tam redagujesz ksiazke w mojej branzy czy co?... :)
OdpowiedzUsuńA widzisz... W sekwestracji wszystko mi się podoba oprócz tego, że to jest z Twojej branży. Czyli nie na temat ;)
UsuńAhaha, a ja myslalam ze Ci sie nie podoba slowo zangielszczone :P
UsuńNie znajduję polskiego odpowiednika poza opisowym, więc nie mam uwag. Poza tym wcale nie jestem pewna, czy to zangielszczenie. Na oko podejrzewałabym rodowód łaciński.
UsuńOoo, a juz sie mialam czepiac ze wszystko musza zangielszczac,,, :) uczy sie owca cale zycie :)
UsuńTak na szybko (specjalnie dla jejmościanki): Etym. - śrdw.łac. sequestrator 'depozytariusz' z łac. sequester 'pośrednik; powiernik'.
UsuńChcialam rowniez dodac, ze patrz (PATRZAJ NORMALNIE PATRZ!) przyszlam tu juz 4 raz dzisiaj i to z DOMU!
OdpowiedzUsuńHa. :)
Sala szaleje!
UsuńOklaski! Fanfary! Fala meksykanska! Lubudubu niech zyje nam owca Loterluu klubu!
UsuńNie wiem, czy nie powinnaś się przespać ;)
Usuńe tam, spanie jest dla slabych :P
UsuńPrzypominam,ze jest poniedzialek, jak wiadomo przykry dzien w pracy,w piątki pewnie szefostwo przyjemniejsze;)
OdpowiedzUsuńAle ja muszę mieć ustalone przed środą :(
Usuń