1235

Po rozważaniach Chudej na temat długich weekendów, człowiek z miejsca na przegranej pozycji. Czymże tu zainteresować czytelnika w świetle takich dokonań! Nawet nie będę aspirować. Pozwolę sobie jedynie na kilka wtrętów o drodze powrotnej z Buska.

Pensjonariuszki wypoczęte, z lekka już znudzone, choć na pierwszy rzut oka wyglądały dość świeżo. Efekt ten psuł nieco wszechobecny zapach siarki, co jednak nie dziwi z uwagi na moce piekielne, mające pieczę nad zespołem mateczki i jej koleżaneczek. Niezwykle, co warto dodać, dobrze zakonserwowanych. Ani chybi diabli mają w tym jakiś udział.

Po przybyciu zostaliśmy wraz z ojcem przegonieni po parku zdrojowym oraz zaprowadzeni do najstarszego sanatorium w uzdrowisku, celem docenienia jego uroku. Nie było mi dane. W środku smród był tak potworny, że wycofałam się rakiem po wykonaniu zaledwie dwóch kroków. Zysk jednak jakiś jest - posiadłam wiedzę konieczną: nigdy nie będę leczyć w ten sposób kośćca tkniętego osteoporozą. Rzecz nie podlega dyskusji.

Z litości zaproponowano mi (wyrobnikowi kierowniczemu) kawę i ciastko, ale nie dano spożyć w spokoju. Było to działanie wielce podstępne, gdyż restauracja na tyłach miała przecudnej urody ogród, na który spoglądało się znad filiżanki. Rozsiadłam się i poczęłam chłonąć widoki oraz aromaty, gdy rodzicielka z szatańskim błyskiem w oku zadała mi pytanie:
- Wiesz jaka jest jedna z najpoważniejszych chorób emerytów?
- Pojęcia nie mam.
- PPP.
- ?
- Plują, pierdzą, przepraszają!
Jako żywo do emerytury mam daleko, ale zakrztusiłam się napojem i o mały włos awansowałabym do grupy. Protoplastka kuła żelazo póki gorące.
- Ta jednak nie jest najgorsza.
- Nie? - wyjęczałam, spodziewając się atrakcji.
- Nie. Najgorsza to SKS.
- Aż się boję spytać...
- Starość, k..., starość!
I zakwiczeli we troje, lat w sumie 227.

Podróż zaplanowałam opłotkami, z widokami, więc trwała długo i namiętnie. Wszyscy troje starali się ją jakoś urozmaicić. Trzeba przyznać, że całkiem nieźle udaje się to tacie, cierpiącemu na permanentną głuchotę psychologiczną. Dialogi prowadzone z nim w takich sytuacjach dość trudno odtworzyć, ale sięgnijcie do jakiegokolwiek skeczu z przekręcaniem wypowiedzi i macie na talerzu. W dodatku robi to w pełni świadomie i z premedytacją. Kiedy bowiem na stronie relacjonowałam mamie jego nieposłuszne zachowanie w czasie jej nieobecności, każdy detal słyszał ze stu metrów.

Tereska też nie z tych, co zasypiają gruszki w popiele. Barwnie opowiada o zdarzeniach ze swego życia, a ma ich wiele, już to z powodu wieku, już to ruchliwości i wścibstwa.
- Gdy byłam dzieckiem, to mieliśmy, rozumiesz, takiego psa. Jego buda stała tuż przy wejściu do stodoły i ten głupek za każdym razem obszczekiwał albo gryzł wchodzącego do niej konia. Koń nieszczególnie się tym przejmował, bo pochodził ze wsi i nie takie rzeczy widział.

Dość powiedzieć, że porozwoziłam ich do domów, pownosiłam walizy, wróciłam do siebie, przysiadłam na kanapie i... obudziłam się przed północą.
Oni są zdecydowanie z lepszego materiału.


(Jak zwykle nie zapominamy o Mikołajku).

Komentarze

  1. No fakt, takiej wiadomości, jak Chuda zapodała, to nic nie przebije:) komentarze trzeba zliczać na setki;)
    Rodziców masz udanych, nie ma co;)Podoba mi się taka starość:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starość pewnie nigdy nie jest fajna. Ale jak się ma poczucie humoru i odrobinę werwy, to można ją sobie nieco osłodzić :)

      Usuń
  2. a może na starość mniej człowiekowi smród śmierdzi i pojedziesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mama mówi, że po tygodniu się przywyka. Nie wierzę jej.

      Usuń
  3. Cioteczka rozbawiła mnie do łez historią o pieseczku.Puenta doskonała:)

    Tworzyliście swoisty wesoły autobus jednym słowem:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lepsze takie szaleństwo niż prawdziwa demencja! Oby jak najdłużej towarzystwo byłyskało intelektem,to dobry znak!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz