1219
I byłabym zapomniała, że mamy zaległą historyjkę z Babcią Sąsiadką w roli głównej! Otóż byłyśmy na wycieczce.
Babcia Sąsiadka przyznała się kiedyś, w uwielbieniu swym dla zwierzyny, że nie masz, ach, nie masz piękniejszego stworzenia niż koń.
- A wiesz, Asiu, że mój syn to nawet uczył się jeździć? Taka jest miejscowość niedaleko Katowic. Z? Z?
- Zbrosławice.
- O! Byłaś tam kiedyś?
- Owszem. Regularnie przez osiem lat.
- Jeździłaś konno? Jesteś kobietą wielu talentów.
Ano jeździłam.
Zadzwoniłam więc do Matki Chrzestnej.
- Słuchaj, jest sprawa.
- Dajesz.
- Pani Małgosia.
- Tak, czytałam. Pieski.
- Owszem, ale teraz koniki.
- No to na co czekasz? Przyjeżdżajcie.
To pojechałyśmy.
Babcia Sąsiadka wstała o szóstej i stroiła się do dziesiątej. Ani śladu depresji. Wszystko jej odpowiadało. Samochód ładny. Wygodnie się jedzie. Widoki piękne. Tak szybko dojechałyśmy?
Matka Chrzestna czekała na nas z kawą i ciasteczkami oraz atencją. Pani Małgosia radośnie pochłonęła Dary Boże i dała się poprowadzić do stajni. Matka Chrzestna przezornie wcisnęła w kieszeń specjalne końskie cukierki, a przy boksach brała Babcię Sąsiadkę za rękę i uczyła ją, jak się podaje te smakołyki konikom. Koniska są permanentnie nienażarte, więc uwielbiają wszystkich odwiedzających. Trącały panią Małgosię delikatnie miękkimi chrapami, a ona je głaskała i rozdawała, jak leciało.
Potem poszłyśmy sobie na ławeczki, żeby poobserwować naukę jazdy. Babcia Sąsiadka klapnęła, zdjęła but i jęknęła.
- Otarły mnie, cholera.
Rzeczywiście. Do krwi. Tak to jest, jak się w butach latami nie chodzi.
- To na bosaka - mruknęła Matka Chrzestna.
- Ale jak to? - przeraziła się Babcia Sąsiadka. - To tak tu można?!
- A pewnie, pani Małgosiu. Tu jest wieś! Nikt nie zwróci uwagi.
Matka Chrzestna pomogła Babci Sąsiadce zdjąć buciki i wróciłyśmy do samochodu.
- Jaka miła ta pani - podsumowała globtroterka w drodze powrotnej.
A pewnie. Niemiła miałaby być matką chrzestną córki jednorodnej?! Niemożliwe.
I co? Była zabawa? Była. Jak wpadłam następnego dnia rano, pani Małgosia spojrzała na mnie i powiedziała:
- Jak cię widzę, od razu mi się humor poprawia.
Babcia Sąsiadka przyznała się kiedyś, w uwielbieniu swym dla zwierzyny, że nie masz, ach, nie masz piękniejszego stworzenia niż koń.
- A wiesz, Asiu, że mój syn to nawet uczył się jeździć? Taka jest miejscowość niedaleko Katowic. Z? Z?
- Zbrosławice.
- O! Byłaś tam kiedyś?
- Owszem. Regularnie przez osiem lat.
- Jeździłaś konno? Jesteś kobietą wielu talentów.
Ano jeździłam.
Zadzwoniłam więc do Matki Chrzestnej.
- Słuchaj, jest sprawa.
- Dajesz.
- Pani Małgosia.
- Tak, czytałam. Pieski.
- Owszem, ale teraz koniki.
- No to na co czekasz? Przyjeżdżajcie.
To pojechałyśmy.
Babcia Sąsiadka wstała o szóstej i stroiła się do dziesiątej. Ani śladu depresji. Wszystko jej odpowiadało. Samochód ładny. Wygodnie się jedzie. Widoki piękne. Tak szybko dojechałyśmy?
Matka Chrzestna czekała na nas z kawą i ciasteczkami oraz atencją. Pani Małgosia radośnie pochłonęła Dary Boże i dała się poprowadzić do stajni. Matka Chrzestna przezornie wcisnęła w kieszeń specjalne końskie cukierki, a przy boksach brała Babcię Sąsiadkę za rękę i uczyła ją, jak się podaje te smakołyki konikom. Koniska są permanentnie nienażarte, więc uwielbiają wszystkich odwiedzających. Trącały panią Małgosię delikatnie miękkimi chrapami, a ona je głaskała i rozdawała, jak leciało.
Potem poszłyśmy sobie na ławeczki, żeby poobserwować naukę jazdy. Babcia Sąsiadka klapnęła, zdjęła but i jęknęła.
- Otarły mnie, cholera.
Rzeczywiście. Do krwi. Tak to jest, jak się w butach latami nie chodzi.
- To na bosaka - mruknęła Matka Chrzestna.
- Ale jak to? - przeraziła się Babcia Sąsiadka. - To tak tu można?!
- A pewnie, pani Małgosiu. Tu jest wieś! Nikt nie zwróci uwagi.
Matka Chrzestna pomogła Babci Sąsiadce zdjąć buciki i wróciłyśmy do samochodu.
- Jaka miła ta pani - podsumowała globtroterka w drodze powrotnej.
A pewnie. Niemiła miałaby być matką chrzestną córki jednorodnej?! Niemożliwe.
I co? Była zabawa? Była. Jak wpadłam następnego dnia rano, pani Małgosia spojrzała na mnie i powiedziała:
- Jak cię widzę, od razu mi się humor poprawia.
Mnie się humor poprawia, jak Cię czytam :)
OdpowiedzUsuńNie czytaj zbyt wiele. Nadmierne rozluźnienie i zadowolenie może przywieść Cię do szaleństwa ;o))
UsuńLepsze szaleństwo z nadmiaru humoru niż z rozpaczy :)
Usuń- Trudno się z Tobą nie zgodzić - powiedziało moje-waterloo i odbiegło w nieznanym kierunku, podrygując bez koordynacji i wydając dziwaczne chrząknięcia.
Usuńmeeee 2 :D
OdpowiedzUsuńA Ty się, kózko, nie odzywaj. Żeby Cię zwabić do kawopoju, musiałam kota wyrzucić przez okno!!!
UsuńNie krzycz na czytelniczkę, bo się zatnie i więcej nie odezwie!
UsuńJa na nią krzyczę o coś całkowicie odmiennego ;) Jest bardzo niegrzeczna!
UsuńBo ja jestem krówka podejrzliwa/płochliwa lub w innej wersji okoliczny potwór z Loch Ness i mało wychodzę na ten świat by bawić swoim dziwacznym kształtem ;) Ale this is the Day :D
OdpowiedzUsuńPsss...
Znalazłam niechcący piosenkę o tym właśnie tytule - i o zbiegu okoliczności proszę zerknąć Kuleżanko w tekst: http://www.tekstowo.pl/piosenka,the_cranberries,this_is_the_day.html
Wobec tego: make my day.
UsuńI zabraniam Ci takie mi tu! Jest wystarczająco gorąco, żeby się rozklejać. A ta mi jeszcze...
Jakoś się pani Małgosi nie dziwię:)
OdpowiedzUsuńNadchodzę.
UsuńAtrakcyjny Kazimierz ;)