Z całym szacunkiem dla weterynarzy, ale nie ma, jak nasz doktor Tomasz , którego wreszcie dziś przyłapaliśmy na gorącym uczynku, czyli trafiliśmy w jego zmianę. Opowiedzieliśmy mu resztę historii Zośki, tę, której jeszcze nie znał. O tej nodze nieszczęsnej, o agresywnym zachowaniu, takim dla niej nietypowym, o reakcji na narkozę itd. Pokiwał głową, ponarzekał na pogodę, poinformował, że ona bardzo niesprzyjająco wpływa na reakcję zwierząt na leki, po czym oświadczył: - Dobra, Zośka, wyłaź z pudła. - Okropnie się wścieka - powiedziałam. Tylko się uśmiechnął. Zocha oczywiście próbowała go owarczeć, co całkowicie olał. Pogłaskał ją po głowinie, taką złoszczącą się, i pobłażliwie szepnął: - Nie rób wiochy. On bardzo lubi koty i zupełnie się jej nie boi, co wybija argumenty z łapy. W związku z powyższym zaniechała wydziwiania, jako całkowicie nieskutecznego. Obmacał całego kota i od razu zawyrokował: - To jest poważny problem. Ścięgno naderwane. Możemy jedynie czekać, może się zr...