1795
Aktualizacja systemu.
Karol pozbierał się koncertowo, pani doktor naciągnęła mi dla niego antybiotyk do dwóch strzykawek i obwieściła ryżemu, że nie chce go więcej widzieć. Z Zosią niedobrze. Właściwie nie wiadomo, co się dzieje, objawy są od czapy i wyglądają na niepowiązane. Wiadomo, że coś, nie wiadomo co.
Bardzo źle zniosła narkozę, częściowo z powodu pogody. Spałam dziś ok. dwóch godzin i to na kanapie w salonie (która jest przykrótka i nie umożliwia normalnego położenia się), ponieważ po pierwotnym, farmakologicznym wybudzeniu, Zośka zapadła w jakąś niezidentyfikowaną katalepsję, bardzo źle oddychała i zaczęła się wyziębiać. Gdzieś do 4:30 nosiłam ją na rękach, owiniętą w zuziny kocyk, który jest milutki, cieplutki i zachęcająco pachnie. Znaczy Zosi pachnie, bo mnie nie. Ale ojtam.
Z pyszczka wygląda źle. Obcy tego oczywiście nie widzą, ale nasi weterynarze przyjmują takie uwagi. Jest, jakby to określić... nie do końca przytomna. Nadal. W lecznicy dostała napadu koszmarnej agresji, co jest dla Zosi stanem absolutnie nietypowym. Nie udało się usunąć wenflonu (lekarka wymiękła, ja - wdrożona w bojach - zdjęłam w końcu opatrunek zabezpieczający i przecięłam plaster, z nadzieją, że może sama wydłubie, ale nie), który bardzo jej przeszkadza - jakby uwierał. Dałam kotu narazie spokój, niech chodzi tak, jak jest, może uda się ją do jutra zwabić na przytulanki i powolutku, powolutku...
Poza tym zaczęła bardzo dziwnie kuleć, jakby zwichnęła sobie staw skokowy w tylnej łapce. Zamiast chodzić po kociemu, na paluszkach, stawia tę nogę na płask od kolana. Coś ją wyraźnie boli, mimo zastrzyku przeciwzapalnego i przeciwbólowego, który dziś dostała. Cały czas do mnie przychodzi, przytula się i mruczy, by po chwili warczeć i syczeć. Wyraźnie prosi o pomoc, a ja nie potrafię. Co gorsza, problemu nie potrafi również zdiagnozować weterynarz. Pat. Czekamy do jutra, bo nic się nie da wymyślić.
Martwię się.
Karol pozbierał się koncertowo, pani doktor naciągnęła mi dla niego antybiotyk do dwóch strzykawek i obwieściła ryżemu, że nie chce go więcej widzieć. Z Zosią niedobrze. Właściwie nie wiadomo, co się dzieje, objawy są od czapy i wyglądają na niepowiązane. Wiadomo, że coś, nie wiadomo co.
Bardzo źle zniosła narkozę, częściowo z powodu pogody. Spałam dziś ok. dwóch godzin i to na kanapie w salonie (która jest przykrótka i nie umożliwia normalnego położenia się), ponieważ po pierwotnym, farmakologicznym wybudzeniu, Zośka zapadła w jakąś niezidentyfikowaną katalepsję, bardzo źle oddychała i zaczęła się wyziębiać. Gdzieś do 4:30 nosiłam ją na rękach, owiniętą w zuziny kocyk, który jest milutki, cieplutki i zachęcająco pachnie. Znaczy Zosi pachnie, bo mnie nie. Ale ojtam.
Z pyszczka wygląda źle. Obcy tego oczywiście nie widzą, ale nasi weterynarze przyjmują takie uwagi. Jest, jakby to określić... nie do końca przytomna. Nadal. W lecznicy dostała napadu koszmarnej agresji, co jest dla Zosi stanem absolutnie nietypowym. Nie udało się usunąć wenflonu (lekarka wymiękła, ja - wdrożona w bojach - zdjęłam w końcu opatrunek zabezpieczający i przecięłam plaster, z nadzieją, że może sama wydłubie, ale nie), który bardzo jej przeszkadza - jakby uwierał. Dałam kotu narazie spokój, niech chodzi tak, jak jest, może uda się ją do jutra zwabić na przytulanki i powolutku, powolutku...
Poza tym zaczęła bardzo dziwnie kuleć, jakby zwichnęła sobie staw skokowy w tylnej łapce. Zamiast chodzić po kociemu, na paluszkach, stawia tę nogę na płask od kolana. Coś ją wyraźnie boli, mimo zastrzyku przeciwzapalnego i przeciwbólowego, który dziś dostała. Cały czas do mnie przychodzi, przytula się i mruczy, by po chwili warczeć i syczeć. Wyraźnie prosi o pomoc, a ja nie potrafię. Co gorsza, problemu nie potrafi również zdiagnozować weterynarz. Pat. Czekamy do jutra, bo nic się nie da wymyślić.
Martwię się.
Nosz kurczę! Parę dni temu miałaś 3 zdrowe koty... co się stało??
OdpowiedzUsuńCoś się zesrało. Jak to zwykle.
UsuńChodzę za Zośką i wykorzystuję ułamki sekund jej "nieszczelności", żeby po kawałeczku odklejać plaster na łapie. Powiedziałam Prezesu: powolutku, pomalutku i wyciągnę ten wenflon. A on na to: o, taaaak... ja znam ten upór!
O cholera! Zofio, trzymaj się! Nie dołączaj do ameliowego żółwia!
OdpowiedzUsuńOna ma teraz swoje pięć minut. Absolutna histeria. Równocześnie mruczy i warczy. W życiu czegoś takiego nie przerabiałam.
Usuńpowiem tak mojej znajomej mąż po narkozie też był agresywny ! myślę że moja Latte też po narkozie tak ma bo potrafi fuknąć i machnąć czasem że hohoho ( poprzednia pańcia mówiła że po sterylce właśnie się taka zrobiła ) musi mieć coś wpływ na organizm że występują takie zachowania
OdpowiedzUsuń3mam kciuka za Zofię i za resztę futer takoż !
Dzięki, Zmorko.
UsuńStan obecny: noga nadal kulawa, wenflonu nie stwierdza się ;)
Co ja mogę:( więc choć wirtualny głask głask
OdpowiedzUsuńPrzekażę tej oszustce i histeryczce.
UsuńTo znowu ja -anonmowa Dorota od przepisu na pomidorki. Trzymamy kciuki za twoje futrzaki. Tzn. ja trzymam ,małżonek osobisty, boksiołek Nord, i kotka Lula-co jest u nas na kolonii letniej. Trzymamy co tam mamy: kciuki, pazury i przesyłamy dobre myśli :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy Wam bardzo: w grupie i każdemu z osobna.
UsuńJa też myślę o Was :**
OdpowiedzUsuń