1233

W jednej z poprzednich notek donosiło się, że progenitura w obcej ziemi żyje i ma się dobrze. Mało tego! Wkręciła się do Kaczki i wyżera u niej flaczki (kotlety, łososie i co tam zdarzyłosie). Opowieść ta okraszona została fragmentem fotografii, przez rzeczoną Kaczkę własnoręcznie wykonanej. Z uwagi na pewną ustawę fragmentem, by dóbr osobistych nie naruszać.

Właścicielka owych dóbr doznała ataku apoplektycznego. Pragnie bowiem być sławną. Przyznać trzeba, że ma dziecko słabe rozeznanie w słupkach popularności, jakie może jej dać mój blog, ale gdyby nadal parło, to poproszę Chudą - niech u siebie wrzuci.

Szanowne Czytelnictwo!
Oto, po wezwaniu, uzupełnia się wybrakowane.
TADAAAAM! Aleksandra - Dynia - Zuzanna. Voila!


A tu wersja druga: Aleksandra i Zuzanna markują pracę fizyczną. (Aleksandra jakby nieco lepiej. Markuje znaczy. Używa bowiem narzędzi. Moje dziecko musi się jeszcze nieco podszkolić, biedactwo).


Tła made by Kaczka. Dynia made by Kaczka. Atmosfera made by Kaczka.


Komentarze

  1. Alez polecam sie oczywiscie, gdyby Aleksandra chciala wiecej sławy zażyć :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurze, koty i pajaki rowniez made by kaczka.
    Co one tam zjadly! Podziubaly w talerzyku, napojow wyskokowych odmowily... ta dzisiejsza mlodziez :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz