Fenomeny

Jestem osobą, która łatwo nawiązuje kontakty, ludzie mnie zapamiętują, wymieniamy się uprzejmościami i drobnymi uwagami na temat życia. Niezmiernie jednak rzadko zawieram przyjaźnie, trudno mi zaufać komuś, niezbyt potrafię myśleć, że mogę na kogoś liczyć w każdej sytuacji. Jeśli się dobrze zastanowić, to właściwie do niedawna miałam tylko dwie tak bliskie osoby: Szefa, który prócz bycia moim mężczyzną na dobre i złe, jest również przyjacielem, towarzyszem rozmyślań, intelektualnych uniesień i zwyczajności oraz K. – drugą byłą niedoszłą żonę mojego pierwszego byłego męża (tak, wiem, to skomplikowane i zabawne, a w dodatku mało prawdopodobne), wyjątkową dziewczynę, na którą mogę zawsze i wszędzie liczyć jak na Zawiszę, taką, co to rozumie bez słów, nie krytykuje, ale wspiera, a w potrzebie nie zadaje zbędnych pytań.
Oprócz tego mam dużo koleżanek i kolegów, bliższych i dalszych. Mam znajomych i inne mało definiowalne kontakty. Ale przyjaciół, jak na lekarstwo.
Nigdy jednak nie doświadczyłam czegoś takiego, co staje się moim udziałem w chwili obecnej i czym zachłystuję się bez opamiętania – przyjaźni w trójkącie, uczucia dwóch dojrzałych i mądrych kobiet. Dzieli nas wszystko – wiek (za każdym razem przeskok dziesięciu lat), doświadczenia, styl życia, codzienność, praca, stan rodzinny – wszystko. Łączy przypadek i wybór. Układ jest niebywały, każda z nas, żyjąca swoim życiem, niosąca odrębny bagaż doświadczeń, odczuwa radość z bliskości, która nas łączy. Pozbawione kompletnie zazdrości jedna o drugą, nie staramy się dominować i brać na własność któregokolwiek z połączeń między nami.
Krysia mówi:
- Najidealniejszą sytuacją, którą sobie wyobrażam, to zamknięcie nas wszystkich w więzieniu w jednej celi. Albo wariant mniej drastyczny – utknięcie w windzie między piętrami na wiele godzin. Cieszyłabym się z tego, jak wariatka.
Ja też.
Nie miałybyśmy żadnych ograniczeń czasowych, mogłybyśmy wreszcie nagadać się do syta. Choć to nie do końca tak – prawdopodobnie zawsze zostanie coś, co jeszcze możemy sobie powiedzieć.
Ja wiem, że to, co się działo u Magdy i to, co teraz dzieje się u Krysi, to straszne, przygniatające tragedie. Ale okazuje się, że Pollyanna miała rację: w każdej, nawet najgorszej sytuacji można znaleźć coś, co ucieszy serce i tego należy się trzymać, o tym myśleć i za to dziękować.
Dziękuję więc losowi, że postawił na mojej drodze dwie fenomenalne kobiety. Dziękuję, że za pierwszym razem udało mi się sprostać trudom. Mam nadzieję, że sprawdzę się w obecnym kłopocie i że już niedługo będę mogła myśleć o nim w czasie przeszłym, tak jak o tym pierwszym, który wyjątkowo dobrze się skończył. Zostanie sama esencja – zaufanie, bliskość, pewność.
Usmiechlosu – teraz już wiem, że ten nick nie powstał bez powodu. Los zwyczajnie się do mnie uśmiecha i nie jest to bynajmniej kretyńskie szczerzenie zębów.

Chwilo – trwaj!

Komentarze