Wena dziś została w domu

A oprócz tego koszmarnie wprost bolą mnie dziś oczy. Widzę jak kret, czyli nic nie widzę. Co może być usprawiedliwieniem dla tego, co piszę.
Pójdę i sobie zakroplę oczy albowiem odnoszę wrażenie, że znowu mam wylew.
Zaraz wracam.



No dobra. Zakropliłam oczy (nic się nie zmieniło), a zrobiłam to w kuchni, gdzie doszłam do wniosku, że natychmiast muszę się napić kawy. Sięgając do lodówki w celach mlecznych doszłam do wniosku, że wreszcie ktoś zrobił zakupy i w pojemniku śpi snem sprawiedliwego mieszanka krakowska. Więc doszłam do wniosku, że natychmiast muszę. Pięć minut chyba zajęło mi wybieranie smaku galaretki. No. To zrobiłam w końcu tę kawę, pożarłam mieszankę, wdałam się w zgubną dyskusję z sekretarkami na temat pediucure’u (o matko, jaki mi pani śliczny zrobiła) i jestem.

Nic się nie zmieniło, weny nadal nie ma.

Właściwie to zastanawiam się czy nie przyfasolić z grubej rury, bo odbyłyśmy dziś z Krynią wielce ciekawą dyskusję na temat wrażliwości społecznej w narodzie polskim.
No proszę mi tu nie pluć, jeszcze nie skończyłam.
Rozmowa osnuta była na kanwie zupełnie innej, ale w końcu i tak zeszła na niepełnosprawnych, pewne dlatego, że to jest temat Kryni bliski. Mam nadzieję Krysiu, że się nie obrazisz o moją niedyskrecję.
Bo kiedyś Krynia pokazała mi… albo nie tak.
Telewizja Polska Program III realizowała swojego czasu cykl programów o niepełnosprawnych. Zaproponowano wtedy udział w jednym z odcinków synowi Kryni. W międzyczasie emisję programu zawieszono oczywiście – bo wiadomo, że w tym kraju wartościowe rzeczy długo się nie utrzymują. Ale odcinek, w którym występuje M. został nagrany. No i przyszedł na płycie wraz z zapewnieniem, że seria zostanie wznowiona. Możecie poprosić Krynię, żeby na blogu poinformowała o dacie emisji, mam nadzieję, że się zgodzi, bo zaprawdę – warto obejrzeć.
M. jest niezwykle przedsiębiorczym i zorganizowanym mężczyzną, który (z pomocą głównie Mamy) potrafił mądrze i dobrze ułożyć sobie, trudne przecież, życie. Nie bez znaczenia jest tu również rola odegrana przez moją imienniczkę – partnerkę M. Program jest świetny, wszyscy wypowiadają się bardzo dojrzale i ciepło – a M. mówi tak, jakby miał naprawdę głęboko prezemyślane to, co chce przekazać. I pewnie ma.
W każdym razie ja nie o tym.
Powiedziałam dziś Kryni, że realizator programu nie pomyślał o jednej niezwykle ważnej rzeczy. Kole mnie ten brak – nikt ani słowa nie powiedział o tym, z jakimi problemami na co dzień boryka się M., a z nim ogromna rzesza osób niepełnosprawnych. No i ja uważam, że trzeba o tym w kółko i do znudzenia, bo wrażliwość społeczna (no, realizuję temat!) jest nieprawdopodobnie niska. W ogóle nie zdajemy sobie sprawy, tak maszerując przez miasto, że krawężnik to przeszkoda nie do pokonania. Że dwa schodki do sklepu czy urzędu to Mount Everest. Nie! Więcej – na Mount Everest można wyjść. Na wózku nie pokona się dwóch schodków.
Takich rzeczy są tysiące.
M. ma świetny pomysł na karanie kierowców, którzy stają na miejscach dla niepełnosprawnych (niech ich ziemia pochłonie!). Chetnie pomogę, jeśli mnie dopuszczą.
Pamietam taką reklamę społeczną o stawaniu na kopertach dla niepełnosprawnych. Surową w formie i wstrząsającą. Dla mnie przynajmniej. Koperta przed sklepem, na kopercie stoi samochód, którego nie powinno tam być. I facet na wózku, który pyta:
- Czy NAPRAWDĘ chciałbyś się ze mną zamienić?
NIGDY w życiu nie zaparkuję na miejscu dla niepełnosprawnego. Nic nie jest aż tak ważne, żeby nie mogło chwilę zaczekać. Czy nie warto tego uświadamiać ludziom każdego dnia? Czy nie warto mówic w kółko o barierach, żeby zniknęły?
Tak mi się marzy, że ludzie zaczną sobie zadawać trudne pytania.
Nie jestem przesadną optymistką, ale chcę mieć nadzieję.

Że w facecie na wózku będziemy widzieli człowieka.
A nie kółka.

Komentarze