Mam czyste sumienie, czyli: wstyd się ludziom na oczy pokazać

Nie wiem, co mi się dzisiaj stało. Wpadłam w szał realizacji postanowienia sprzed wielu miesięcy (minimum pół roku) i… zrobiłam porządek w książkach! Mało tego! Samodzielnie wykonałam katalog w postaci arkusza Excel, gdzie mamy autora, tytuł, wydawcę, liczbę tomów i szafkę, w której książka się znajduje. Półki nie numerowałam, wychodząc z założenia, że jakoś się znajdzie. Założenie było błędne, kiedy postanowiłam postawić Krawczuka koło Krawczuka w trójce i nie mogłam go znaleźć.
Szef pojawił się około pozycji 147. i został zaprzęgnięty. Dostał lekką pracę, tzw. umysłową i siedzącą. Ja robiłam za fizola, który się schyla, klęka, włazi na krzesło, psika psikaczem do czyszczenia półek, dyktuje i odkłada. Jednocześnie przydzieliłam sobie rolę kierownika, bo decydowałam co – gdzie.
W okolicach pozycji 250. Szef powiedział, że moje poczynania są tendencyjne i zapytał, ile trzeba dać, żeby jakaś jego książka znalazła się w szafie numer 3.
Po dotkliwym pobiciu milczał do pozycji 324.
Już przy pozycji 346. uznaliśmy, że są jednak książki, których należy się pozbyć i dokonaliśmy częściowego resetu. Przy pozycji 302 doszliśmy do wniosku, że nie warto ewidencjonować bryków* i dokonaliśmy częściowego resetu.
Przy pozycji 278. stwierdziliśmy, że istnieją książki, których normalny człowiek nie może zaewidencjonować i dokonaliśmy częściowego resetu, układając je w szafce numer 5 z tzw. literaturą niszową.
Przy pozycji 350. Szef zaczął podejrzanie wzdychać, więc przeniosłam wszystkie pozostałe książki w stosy na biurko, żeby mu niezbicie wykazać, że już z górki**. W międzyczasie sporządziliśmy szybki posiłek w postaci pomidorowej, bo pomidorowa nas zachęca do działania. Coraz większa część książek wpadała do szafki numer 5 – literatura niszowa. Chciałam się usprawiedliwić, że to świadczyć może o naszym zmęczeniu, a nie o lenistwie albo kompletnym kretynizmie bibliotekoznawczym.
Przy pozycji 390 doszliśmy do wniosku, że powinniśmy być uczciwi i zwrócić Rodzicom te książki, które podstępnie im podkradliśmy i dokonaliśmy częściowego resetu, tworząc kupkę wychodzącą.
Zakończyliśmy na pozycji 403.
Rozejrzeliśmy się z dumą i podsumowaliśmy, że jesteśmy wyjątkowo udaną parą, która potrafi robić różne rzeczy wspólnie.
Zamyśliliśmy się na okoliczność stanu posiadania i doszliśmy do druzgocącego wniosku, że to żenujące i wstyd się ludziom na oczy pokazać. Co to za dom, w którym nie ma 1000. książek***?!

Znaleźliśmy miejsce.
Wzywamy stolarza.
Dorabiamy półki.
Wyruszamy na łowy!

* to są stare, dobre bryki polonistyczne, a nie jakieś tam śmieci – nazwijmy je roboczo opracowaniami
** i żeby mi nie zwiał przed końcem, bo już byłam zmęczona
*** zaewidencjonowanych

Komentarze