Oto człowiek ma problem
Mój ostatni życiowy problem, to: jak poradzić sobie z pakowaniem do wyjazdu. Jak zapewne dostrzegacie, od pewnego czasu nie udzielam zbyt wiele uwagi różnym kwestiom, skupiając się wyłącznie na urlopie. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko fakt, że ostatnie wczasy, które pamiętam, odbyły się chyba z 5 lat temu, co w moim mniemaniu usprawiedliwia głód wypoczynku.
Nabylim sprzęt w postaci walizek na kółkach z wyciąganymi raczkami (zrobię zdjęcie i wam pokażę, jaki piękny). Już się cieszę, jaka to będę pańciunia na lotnisku z tym eleganckim bagażem w kwiatki, przy którym nie zamierzam się zzipać. Ale, ale… Otóż sen z powiek spędza mi pakowanie – nie sama czynność oczywiście (bo co to za problem cztery kiecki i dwa stroje kąpielowe wrzucić w torbę), tylko zawartość walizki kontra jej waga. Bo ciuchy ciuchami, ale trzeba niestety zabrać ze sobą tony kosmetyków presłonecznych, antysłonecznych, postsłonecznych i innych. No i meritum, proszę szanownych państwa. Książki. Ja nie mogę jechać bez książek. A jak się samolot rozbije nad oceanem i wyląduję na wyspie bezludnej z jedną walizką i bez książek??? Aaa???? No właśnie – wiedziałam, że wszyscy się zapowietrzą! Nic nie macie do dodania, TAK???!!!
No.
Poza wszystkim, jak człowiek jedzie na wczasy, to zawsze może mieć nadzieję, że w szczycie nudy poogląda sobie TV. A ja co? Po robaczowsku mam oglądać? Jedyne programy, które ewentualnie wchodziłyby w grę, to rewie. Znaczy wiecie: fikanie nogami, pióra w dupie, to i śpiew w dziwnym języku się wytrzyma. Tyle, że ja nie znoszę programów rozrywkowych.
Innych przecież nie damy rady oglądać. Chociaż – może coś obejrzę z pasji poznawczej i wam potem opowiem, co nadaje arabska telewizja, vide: różnice kulturowe.
Dobra, to powróćmy, jak się to mawia w moim domu, do adremów. Ja muszę coś czytać. Tak mam skonstruowany organizm.
Oczywiście, jestem niezrównoważona psychicznie i będę, razem z innymi dziećmi, jeździć na zjeżdżalniach.
Owszem, będę smażyć tłuszcza na słońcu bez litości. Tak jest, pojadę sprawdzić, czy piramidy jeszcze stoją (ewentualnie: jak można im to z niewielkim wysiłkiem obrócić w perzynę i tym sposobem przejść do historii).
ALE.
No co ja będę robiła od rana do nocy, przecież oszaleję, ile można żreć, ile można w siebie wlać alkoholu pod parasolką do licha!
Muszę mieć coś do czytania. No jakoś nie widzę siebie wstępującej do lokalnej księgarni, cha cha cha. Zakładając, że w ogóle mają.
Trzeba zabrać.
I tu pojawia się problem. Bagaż może ważyć do 20 kg. 4,5 kg waży walizka (razem z kółkami). Ze 3 kg będę ważyły ciuchy (wliczając buty). Zostaje 12,5. I w to trzeba wepchnąć 21168748774548 sztuk kosmetyków na słońce (pre, anty, post). I książki.
Jedną to sobie wezmę do podręcznego, którego może być 7 kg. A reszta?
Macie jakieś pomysły?
PS Nawet nie wszczynam dyskusji o repertuarze, nieprawdaż.
PSPS Zapomniałam wam powiedzieć, że tatuś mojej koleżanki właśnie przebywa w Egipcie.
Dzwonił przedwczoraj. Temperatuta o 12 w południe wynosiła 68oC.
Buchacha.
Komentarze
Prześlij komentarz