Nie bardzo wiem, co pisać

Poza tym czuję się, jakbym była studentką. Mam klasyczny nastrój sesyjny, tzn. żołądek fika koziołki.
Albo mi się waga zepsuła, albo stres mnie po prostu pożera. I nie mówcie, że mam jeść, bo jem, naprawdę. Obstawiam, że to jednak awaria, ale dobrze, bo we właściwą stronę.
Czekam na telefon od Mamy, żeby mi powiedziała, gdzie ją położyli.
Wszystkie plany, tak skrzętnie wyliczone co do minuty, legły w gruzach z powodu jednej niestympatycznej osoby. Więc zareagowałam klasycznie, czyli uciekam z pracy. Jutro mnie nie będzie, będę sobie za to sterczała pod salą Mamy, bo nie można pod blokiem operacyjnym. Tam nawet nie można wysiąść z windy.
Zastanawiam się nad lekturą do czytania w czasie oczekiwania. Coś muszę mieć, bo oszaleję, ale jednocześnie jestem teraz wyjątkowo nieusamodzielnionym czytelnikiem i nie stać mnie na żaden wysiłek intelektualny. Może wezmę jakąś Musierowicz, tylko sobie obłożę papierem, żeby ludzie nie widzieli. No chyba że wezmę Neila Gaimana (udało mi się wreszcie zdobyć „Nigdziebądź”) i poczytam Mamie na głos.
Brzuuuuch mnie boli.

Zapomniałam, że rano myślałam, żeby napisać, że miałam SEN.
Śniło mi się, że przyjechała do mnie z wizytą PACIA. Nie pytajcie, jak to możliwe, że wiem, bo paci na oczy nie widziałam.
Pobyła trochę, wypiła kawę, herbatę i poszła. A na stole zostawiła mi kartkę o następującej treści:
Spodziewałam się czegoś więcej„.

Podejrzewam, że to pokłosie ostatniej wymiany korespondencji e-mailowej, w której pacia poinformowała mnie, że ona mnie nie idealizuje. Czyli znaczy, że coś w tym jest.
I to by było na tyle, jak mawiał klasyk.

Komentarze

Prześlij komentarz