1488

Z życia fabryki.

Wieloosobowy zespół. W szpicy zespołu szef. Przy szefie awangarda. Z tyłu liczne podzespoły, naradzają się w ważkich kwestiach. Mój podzespół np. rozważa, czy uda się dziś coś wypić, gdzie i z kim. Czyli: sprawa kluczowa. Ogólnie przyjemna atmosfera. Aż tu nagle...

Szef: PANI MAGISTER!!!
Łoterloo (waląc kopytami, aż echo niesie po korytarzu): TA ES, szefie!
Szef: Zdjęcie!
Loża Szyderców (scenicznym szeptem): Nago!
Szef: Ale JA nago?
Loża Szyderców: Z całym uwielbieniem, szefie, ale wolimy koleżankę.

Gwoli wyjaśnienia. Figę mnie interesuje pojedyncze zdjęcie, które ktoś tam ma zrobić. Mnie chodzi o funkcjonowanie systemu bankowania danych, na co pojedyncze zdjęcie ma wpływ zerowy. Ale huknął od magistrów publicznie, nie?
Dodatkowo jest tak, że wszyscy mówią sobie po imieniu. Szef też mówi do nas po imieniu. W kuluarach albo jak ma dobry humor. Publicznie, nawet we własnym sosie, a także w chwilach przesilenia (pińcet razy dziennie), wyzywa od magistrów. Albo i innych doktorów.

System bakowania danych podobno nie działa. Gówno. Wiem, że działa, bo się zapoznałam. Nadspodziewanie dobrze działa - muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. A mnie niełatwo zaspokoić, gdyż jestem kobietą dojrzałą (wiem po napisach na kremach) i od miziania w piętkę nie dostaję amoku. Ale szef uważa, że nie działa. Argument?
Szef: Chcę zdjęcie i nie dostaję.
I teraz zgaduj-zgadula, gdzie problem. Może powiedział w swoim gabinecie, gdy był tam sam:
- ZDJĘCIE!
I dupa. Nie spadło z nieba. Może nawet chciało. Może nawet wszystkie chciały, stały w blokach startowych, tylko nie wykapowały, które jest wołane. A jest ich kilka tysięcy i liczba stale się powiększa. Tedy szef prawdę mówi: NIE DZIAŁA.

Komentarze

Prześlij komentarz