Na barykady
Donoszę uprzejmie, że wczoraj odbyło się zebranie właścicieli w naszej wspólnocie mieszkaniowej. Po raz pierwszy w historii wspólnoty trwało 3,5 godziny. Zgaduj – zgadula, kto przewodniczył. Na mocy uchwał podjętych w trakcie tego spotkania, zarząd wspólnoty został spuszczony w klozecie. Wiem na pewno, bo główna ksiegowa w pewnym momencie poszła do łazienki i przebywała tam czas jakiś. Zapach wskazywał jednoznacznie, że wypaliła pół paczki papierosów. Nic za to nie mogę, że tak mam. Po prostu nie lubię, jak mnie ktoś roluje. W dodatku jest ten ktoś niekompetentny, leniwy i pazerny. No nie lubię i już. Byłam więc uprzejma uświadomić ludzkości pewne kwestie, a także wskazać jej, którędy na barykady. Prezes krzyczał. Księgowa przebywała w miejscu odosobnienia. Atmosfera się napięła. Zarząd rzucił mi rękawicę w postaci wypowiedzenia, którą uprzejmie podniosłam i odrzuciłam wyjątkowo celnie, powodując niebagatelne straty w obozie wroga. Jestem z siebie dumna – prawdziwa wirtuozer...