1824
Bardzo miło jest posiedzieć sobie w ogródku.
Szczególnie, gdy ktoś zrobi człowiekowi obiad, poda, posprząta i jeszcze zapyta, czy smakowało. Po czym wyda deser. A na koniec zapakuje do siatki fasolki, ogórków, pomidorów i botwinki na własnej piersi uhodowanej. Jutro obiad warzywny. I tak się żreć nie chce w tym upale.
Z badań wynika, że powinnam jadać czerwone mięso. Co zrobię, jak nie lubię. A i ideologicznie jest mi to obce. Mięso jadam z rzadka, czasem ryby - to chętniej, ale jaki skromny wybór w tym rybackim kraju. Że o cenach nie wspomnę. Dzisiejszy posiłek drobiowo-warzywny byłby dla mnie idealny bez drobiu. Na deser piernik ze śliwkami, usmażonymi naprędce. W takiej temperaturze po deserze konwersację charakteryzuje upadek.
Ogródek ma same plusy oprócz komarów. Gdy wreszcie temperatura ciut zelżała, trzeba się było brać, bo cięły jak opętane. Mówię Wam - komary zostały stworzone na złość. Mnie się w takich sytuacjach dodatkowo włącza nerwica natręctw i świąd całego człowieka. Będę się drapała do piątku. Ale nie, to nie wpływa na pęd do posiadania własnych komarów. Jakieś zwierzątka, prócz kotów, trzeba mieć.
W drodze powrotnej zachciało mi się kawy (wiadomo wszem i wobec, że ja zasypiam w pięć sekund po podwójnym espresso - kawa na nic NIE DZIAŁA) i doznałam olśnienia, że w McCafe mają taką orange mocha, co to chętnie. W związku z powyższym wyraziłam wolę i ochotę (o 22:00), a Prezes pogłaskał mnie po głowie i powiedział:
- Dla ciebie wszystko, kochanie.
Cóż z tego, jeśli się okazało, że jedyna McCafe jest w centrum Katowic. Tak daleko to nawet moje samozaparcie nie sięga. I teraz muszę sobie zrobić kawę sama, bo przeoczyłam moment, gdy po kąpieli wydalił się na pięterko. A kotów, ubolewam, dotąd parzyć kawy nie nauczyłam. Przeoczenie.
Mimo wszystko dostrzegam plusy dodatnie dnia dzisiejszego. I wypiłam dwa zimne piwa - co mi się naprawdę rzadko zdarza, nie, że dwa, tylko że w ogóle - które podano mi pod nos w schłodzonym na tę okoliczność kuflu. Żyć nie umierać.
A jutro ma być jeszcze cieplej.
Ołdir! Czyli - o, jeleniu!
Szczególnie, gdy ktoś zrobi człowiekowi obiad, poda, posprząta i jeszcze zapyta, czy smakowało. Po czym wyda deser. A na koniec zapakuje do siatki fasolki, ogórków, pomidorów i botwinki na własnej piersi uhodowanej. Jutro obiad warzywny. I tak się żreć nie chce w tym upale.
Z badań wynika, że powinnam jadać czerwone mięso. Co zrobię, jak nie lubię. A i ideologicznie jest mi to obce. Mięso jadam z rzadka, czasem ryby - to chętniej, ale jaki skromny wybór w tym rybackim kraju. Że o cenach nie wspomnę. Dzisiejszy posiłek drobiowo-warzywny byłby dla mnie idealny bez drobiu. Na deser piernik ze śliwkami, usmażonymi naprędce. W takiej temperaturze po deserze konwersację charakteryzuje upadek.
Ogródek ma same plusy oprócz komarów. Gdy wreszcie temperatura ciut zelżała, trzeba się było brać, bo cięły jak opętane. Mówię Wam - komary zostały stworzone na złość. Mnie się w takich sytuacjach dodatkowo włącza nerwica natręctw i świąd całego człowieka. Będę się drapała do piątku. Ale nie, to nie wpływa na pęd do posiadania własnych komarów. Jakieś zwierzątka, prócz kotów, trzeba mieć.
W drodze powrotnej zachciało mi się kawy (wiadomo wszem i wobec, że ja zasypiam w pięć sekund po podwójnym espresso - kawa na nic NIE DZIAŁA) i doznałam olśnienia, że w McCafe mają taką orange mocha, co to chętnie. W związku z powyższym wyraziłam wolę i ochotę (o 22:00), a Prezes pogłaskał mnie po głowie i powiedział:
- Dla ciebie wszystko, kochanie.
Cóż z tego, jeśli się okazało, że jedyna McCafe jest w centrum Katowic. Tak daleko to nawet moje samozaparcie nie sięga. I teraz muszę sobie zrobić kawę sama, bo przeoczyłam moment, gdy po kąpieli wydalił się na pięterko. A kotów, ubolewam, dotąd parzyć kawy nie nauczyłam. Przeoczenie.
Mimo wszystko dostrzegam plusy dodatnie dnia dzisiejszego. I wypiłam dwa zimne piwa - co mi się naprawdę rzadko zdarza, nie, że dwa, tylko że w ogóle - które podano mi pod nos w schłodzonym na tę okoliczność kuflu. Żyć nie umierać.
A jutro ma być jeszcze cieplej.
Ołdir! Czyli - o, jeleniu!
Na komary ponoć pomaga olejek waniliowy, się człowiek wysmaruje, śmierdzi jak placek, ale ponoć nie gryzą :P
OdpowiedzUsuńAż mi się kawy zachciało, ale o tej porze... chyba niewskazane, choć na mnie nie działa za nic !
To czemu niewskazane?
UsuńA nie wiem, tak mi się powiedziało. Po coli też ponoć nie można zasnąć. Ale ja to już obojętna jestem. :)
UsuńOstatnio odkrywam, że w mojej grupie "ludzi, na których kawa nie działa" jest coraz więcej członków!
Usuń(Nowe profilowe... no, no).
Cóż poradzić :) Trzeba by coś nowego wymyślić. (Tym razem to również nie ja na zdjęciu :) )
UsuńAaa... nie, nie trzeba. Lubię wędrować na przekór stereotypowemu myśleniu.
UsuńFaktycznie, pomaga ten olejek waniliowy, zwykły taki, do ciasta. Przetestowane na własnym, żywym ciele!
OdpowiedzUsuńPpM
Jak nie miałam, nooo!!!
Usuń