1854

Porozmawiajmy jeszcze o bruździe.

To jest bardzo fajny temat. Zwykle jestem obśmiewana, ponieważ fascynują mnie ludzkie postawy i przemyślenia. Prawdopodobnie dlatego że są skrajnnie różne od moich.
Na przykład bruzda jest chorobliwie uczciwa. Przestałam z tym walczyć. To jest informacja dla PT Czytelników - te wszystkie bzdury, które ja tu opisuję, miały miejsce naprawdę, bo nie umiem kłamać. Jeśli zdarza mi się czasem trochę Was podpuszczać, to raczej w tematach społecznych, jak słynna debata o flirtowaniu w pracy. Natomiast rzeczywistość skrzeczy, jak na blogu*.

Opowieści o bruździe będą dziś dwie. Jedna całkiem świeża, tegoroczna, a druga wręcz przeciwie, czyli zamierzchła. Jak się Państwo zorientuje, rzecz wydarzyła się w epoce kamienia łupanego, czyli - gdy byłam nastolatką. Tak, byłam nastolatką, naprawdę. PRZYSIĘGAM! Nie, takie duże dzieci się  nie rodzą. Tak, moja matka ma się znakomicie, jak tylko można się mieć po siedemdziesiątce. Choć, jak wiadomo, nie wygląda. Na siedemdziesiątkę nie wygląda! A stugębna plotka głosi, że jesteśmy podobne. Więc może i mnie trochę tego genu się dostało. Zuzia natomiast jest moją kopią, więc jeśli ja mam, to i ona. Cieszysz, się, dziecko drogie**?

Co? Że znowu w dygresje? To nie ja, to bruzda. Państwo się odchromoli.

Ale do rzeczy. Otóż na urodziny Prezes kupił mi misia w Misiolandzie. Marzyłam o tym misiu dość długo i gdy wreszcie doszło co do czego, byłam bardzo szczęśliwa i chciałam nosić go JUŻ. Tymczasem dokonując ostatecznych oględzin z przykrością odkryłam, że miś posiada rysę. Zawnioskowałam więc o wymianę misia na inną sztukę. W Misiolandzie nie jest to żaden problem, ale w tym akurat salonie panie miały tylko jednego. W związku z tym zaproponowały mi, bym wzięła, co jest, a one zamówią na wymianę z innego sklepu, ściagną i wymienią. Luz, gdyby nie bruzda.

Bo towar zwraca się nieużywany, prawda? A ja zamierzałam użytkowac wewtej chwili. I koniec. Co oświadczyłam paniom. Panie nie mogły powiedzieć mi niczego wprost, gdyż towar wymienia się nieużywany. Ale sugestia była wyraźnia. Nie przewidziały bruzdy. Bruzda mówi, że towar wymienia się nieużywany i koniec. Finał? Mam misia z rysą. I bruzdę. Przypuszczam, że jeszcze długo się ze mnie śmiały.
To, że mogłam dokonac wymiany po ponoszeniu sobie misia, przyszło mi do głowy 3 miesiące później.
Koniec opowiadania pierwszego, aktualnego. Przechodzimy do ajlawju.

Będąc dziewczęciem młodym byłam przeokrutnie zakompleksiona. (Kto jeszcze o tym nie czytał, wraca TUTAJ). W związku z powyższym ani mi w głowie nie powstało, że jakiś uroczy młodzieniec może być mną zainteresowany. Co oczywiście nie przeszkadzało mi z kolei w interesowaniu się płcią przeciwną, zwłaszcza gdy miała czoło wysokie i myślące, a nad nim lok, a pod nim orli nos oraz wąs niczym Aramis (tu się kłania dobór lektury). Wąs miała, ma się rozumieć, pod nosem, w innym punkcie wyglądałby głupio.
Tacy ponadnormatywnie zachwycający byli Bracia Be. Szczególnie starszy. I ja go, tego starszego, zaprosiłam do wspólnego udania się na imprezę. A on, o dziwo (przecież byłam potworem), wyraził zgodę. Zaskakująco chętnie, ale nie skojarzyłam faktów.

Wbijanie się w jakieś szmaty w tamtych czasach, by uzyskać EFEKT, zasługuje na osobną notkę, bo kreatywność musiała być potężna - wszak w sklepach ekspedientki, puste półki i haki. A my dziś nie o tym. Pomijam również samą imprezę, bo nie o nią chodzi. Chodzi o koniec, który wieńczy dzieło. I o bruzdę.

Młodzieniec ów uroczy, jeden z Braci Be, a wzdychały do nich tłumy, odbył ze mną te hulanki, a następnie, o wyznaczonej przez rodziców porze, był mię odprowadził do domu. Kultura na najwyższym poziomie. Zaznaczam, że byłam członkinią fanklubu, ale nie rościłam sobie, gdyż - jak w notce 1416. Tak więc wieczorem późnym, a wręcz nocą młodą, starszy z Braci Be odbywa ze mną podróż środkami masowej zagłady (podpowiedź dla młodzieży: my nie mieliśmy samochodów, no co Wy!), następnie drogę z przystanku pokonuje pieszo, w kulturalnej odległości, by pod samym domem, w nagłym zrywie uczuć, objąć mnie (ach! jak w romansie!) i złożyć solenny pocałunek na mym policzku. Stanowiącym, jak wiadomo, element stały wyposażenia mojej koszmarnej i pokrzywionej osoby.

No, tego się nie spodziewałam!!! Nie, żebym nie chciała. Pewnie że chciałam! Marzyłam o tym!!! Ale do głowy mi nie przyszło, że to w ogóle możliwe (bruzda), więc podskoczyłam, jak ukłuta w tyłek szpilką. Starszy z Braci Be odebrał to w jedyny sposób, w jaki może odebrać takie zachowanie nastolatek. Pożegnał się grzecznie i spłynął z mego życia na zawsze. Odrzucony chłopiec nie powraca. Nie w tym wieku.

I zostałyśmy we dwie z bruzdą na tym chodniku jak dupy wołowe. A ja tylko chciałam omdleć w jego ramionach (tak, wiem, dobór lektury), lecz posiadałam jedynie przygotowanie teoretyczne. I nikt mnie nie uprzedził, że w życiu zdarzają się zachwycający chłopcy, którym - ot tak - podobają się dziewczyny, na okoliczność czego zdarza im się składać solenne pocałunki. Mógł zrobić jakiś wykład, czy co? Uprzedzić? Albo co.
No.

PS Bruzda wpadła na trop jakieś pół roku później.


* Tu należy dodać, że czasem to się wydaje nieprawdopodobne, ale również wynika z bruzdy. Bruzda generuje absurdalne sytuacje. A że jest częścią mnie, to ja nie oponuję i tak sobie wszystko leci swoim torem.
** Pewnie że czyta. Wszystko mi tu wyczytuje. A potem moralniaki i punkty karne. Od klęczenia na grochu mam na stałe wgłębienia w kolanach. Taki że niby specjalistyczny profil.

Komentarze

  1. Ja też? ja też mam bruzdę? bo ja tak mam w kwestii uczciwości oraz miałam w kwestii młodzieńców! i absurdalne sytuacje też są moją przypadłością! Na pewno ją mam, bo jeśli Waterloo mówi, że to dowód na bruzdę, to znaczy, że tak jest. Albowiem słowa Waterloo są niepodważalną prawdą. Dogmatem, psze Państwa, jakby Państwo nie wiedzieli.
    A więc kompleksy won z mego życia. Radości, oświetlaj mi drogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny rozdział będzie nosił tytuł: jak zostałam prorokinią ;)

      Usuń
    2. Ale coś innego znaczy. Za stara na to jestem. A na prorokinię akuracik.

      Usuń
  2. "w tematach"???

    Potworze! Oddawaj Asię, zbóju i podszywaczu nieudolny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ktoś mnie uświadomi w kwestii bruzdy? Nie bardzo wiem, o co chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi o tę subtelną różnicę, gdy ja piszę o fascynacji ludzkimi zachowaniami, za przykład podając fiuta, a Ty pytasz, czy chcę fiuta pooglądać. Bruździe przychodzą do głowy zupełnie inne rozwiązania.

      Usuń
  4. Nie. Nie rozumiem. Już wiem, że to dlatego, że brakuje mi subtelności, ale jakoś zupełnie nie rozumiem dlaczego BRUZDA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile pamiętam, określenie to pochodzi ze skojarzenia z bruzdą u dzieci z in vitro. Faktem jest, że moje myśli często błądzą zupełnie innymi, niż większości ludzkości, ścieżkami. Na przykład prawdomówność: gdy mnie noga boli, mówię, że noga mnie boli, a nie, że mąż mnie zdradza - gdyby mąż mnie zdradzał, powiedziałabym, że mąż mnie zdradza, a nie, że noga mnie boli (ewentualnie bym przemilczała). Ergo: gdybym uważała, że brak Ci subtelności, napisałabym, że brak Ci subtelności. Wprost. Komunikatem TY.
      Bruzda kojarzy mi się z przeszkodą. Wyobrażam sobie, że w mózgu przebiegają impulsy elektryczne. I u mnie one natrafiają na dziurę w miejscu, gdzie inni mają wypiętrzenie. W związku z tym impuls zbacza z trasy i mamy np. komentarze (pozornie) od czapy.
      Jakoś musiałam to nazwać!

      Usuń
    2. Teraz rozumiem. Pamiętam idiotyzm z bruzdą u dzieci z in vitro, ale nijak nie mogłam powiązać Twojej notki z tamtą podłą wypowiedzią. Rozumiem, że tamta bruzda była dla Ciebie tak absurdalna, że aż Cię zainspirowała do nazwania innego zjawiska.

      A co do subtelności, to wiesz ...nie musisz otwartym komunikatem tak od razu TY:) Ja jestem inteligentna i się pokapowałam:)

      Usuń
    3. Liczę, że ten PMS kiedyś Ci się skończy, wiesz?

      Usuń
    4. :) No i kto tu jest jędza?

      Usuń

Prześlij komentarz