1861
Postanowiłam sprzedać mieszkanie.
Kiedyś trzeba zacząć czynności, dążące do wejścia w posiadanie domu. Do tego potrzebujemy gotówki na start. Gotówkę mogłabym zdobyć poprzez napaść lub sprzedaż nieruchomości. Jestem konformistką - wybrałam to drugie. Niby nic prostszego, lecz rzeczona nieruchomość ma status spółdzielczy własnościowy. Aby umożliwić kupującemu wzięcie kredytu - muszę założyć księgę wieczystą.
Sprawa na pierwszy rzut oka jest prosta. Bierze się zaświadczenie ze spółdzielni (poprosiłam mailem, dwa dni później otrzymałam tą samą droga odpowiedź, że mogę odebrać), wypełnia w sądzie wniosek, dołącza dowód, że twoje, uiszcza i za dwa tygodnie jest po sprawie.
Nie w Chorzowie. W Chorzowie potrzebuje się jeszcze wypis z rejestru gruntów oraz wyrys z mapy.
Założenie księgi wieczystej kosztuje 260,00 zł. To jest przeszkoda pierwsza, ale cóż... jakieś koszty trzeba ponieść. Przeszkoda druga jest taka, że urząd miasta pracuje do 17:00 tylko raz w tygodniu. Najwyraźniej statystyczny obywatel jest bezrobotny. Odczekałam do owego wiekopomnego dnia i udałam się. Znalazłam wydział geodezyjny, wjechałam (jest winda - stara i śmierdząca, ale jeździ i... godo po ślonsku) na czwarte. Na czwartym powiedziano mi, że oczywiście, proszę bardzo - zapraszają na trzecie. Zlazłam.
W pokoju samotna niewiasta, zajmująca się nudą. Wyłuszczywszy problem, otrzymałam wniosek do wypełnienia. Po wypełnieniu - informację, że mam przyjść w poniedziałek, odebrać rachunek, zapłacić w kasie, wrócić, odebrać dokumenty. W poniedziałek pracują do 15:00 i o co mi chodzi. Rachunku wystawić od ręki nie mogą i o co mi chodzi. Dokumentów od ręki? O co mi chodzi!
Chodzi mi mianowicie o 150,00 zł, które pobierają za tę usługę.
Kwota z 260 wzrosła do 410. Czas z dwóch tygodni - do dwóch miesięcy. Wiem, bo zadzwoniłam do sądu. Wkurw też mi wzrósł. W końcu krzywa zwyżkuje i o co Wam chodzi.
Kiedyś trzeba zacząć czynności, dążące do wejścia w posiadanie domu. Do tego potrzebujemy gotówki na start. Gotówkę mogłabym zdobyć poprzez napaść lub sprzedaż nieruchomości. Jestem konformistką - wybrałam to drugie. Niby nic prostszego, lecz rzeczona nieruchomość ma status spółdzielczy własnościowy. Aby umożliwić kupującemu wzięcie kredytu - muszę założyć księgę wieczystą.
Sprawa na pierwszy rzut oka jest prosta. Bierze się zaświadczenie ze spółdzielni (poprosiłam mailem, dwa dni później otrzymałam tą samą droga odpowiedź, że mogę odebrać), wypełnia w sądzie wniosek, dołącza dowód, że twoje, uiszcza i za dwa tygodnie jest po sprawie.
Nie w Chorzowie. W Chorzowie potrzebuje się jeszcze wypis z rejestru gruntów oraz wyrys z mapy.
Założenie księgi wieczystej kosztuje 260,00 zł. To jest przeszkoda pierwsza, ale cóż... jakieś koszty trzeba ponieść. Przeszkoda druga jest taka, że urząd miasta pracuje do 17:00 tylko raz w tygodniu. Najwyraźniej statystyczny obywatel jest bezrobotny. Odczekałam do owego wiekopomnego dnia i udałam się. Znalazłam wydział geodezyjny, wjechałam (jest winda - stara i śmierdząca, ale jeździ i... godo po ślonsku) na czwarte. Na czwartym powiedziano mi, że oczywiście, proszę bardzo - zapraszają na trzecie. Zlazłam.
W pokoju samotna niewiasta, zajmująca się nudą. Wyłuszczywszy problem, otrzymałam wniosek do wypełnienia. Po wypełnieniu - informację, że mam przyjść w poniedziałek, odebrać rachunek, zapłacić w kasie, wrócić, odebrać dokumenty. W poniedziałek pracują do 15:00 i o co mi chodzi. Rachunku wystawić od ręki nie mogą i o co mi chodzi. Dokumentów od ręki? O co mi chodzi!
Chodzi mi mianowicie o 150,00 zł, które pobierają za tę usługę.
Kwota z 260 wzrosła do 410. Czas z dwóch tygodni - do dwóch miesięcy. Wiem, bo zadzwoniłam do sądu. Wkurw też mi wzrósł. W końcu krzywa zwyżkuje i o co Wam chodzi.
Witaj w krainie absurdu. A dziwnymi krokami tam nie chadzają przypadkiem? ;)
OdpowiedzUsuńAle jest nadzieja i światełko w tunelu w postaci dobrych człowieków. Przeprowadziłam się z dużego miasta, do całkiem niewielkiego, ale wyposażonego w stosowne urzędy i instytucje. Nadal pracuję w dużym, więc godziny urzędowe normalnie są dla mnie nieosiągalne. Załatwiałam sprawy telefonicznie albo śląc pisma. Kiedyś przy okazji 'niezbędnej obecności osobistej' pożaliłam się jakiejś Pani Halince że osobiście nie dam rady bo nie dojadę. A Pani na to: To ja mogę na rowerze do Pani wieczorem podjechać bo blisko mieszkam.
Nie żartowała. Ostatecznie załatwiłyśmy to jakoś przez stróża nocnego w budynku ;) Jakkolwiek to brzmi ;)
Dlatego właśnie to wszystko robię - żeby wyprowadzić się na wieś.
UsuńA czy takie wyprowadzenie się będzie wystarczająco skuteczne? Bożena od lat boryka się z problemem takowym, że 90% jej potrzebnych instytucji pracuje od Bożeny krócej. Obawia się ona, że przy wyniesieniu się poza miasto, mogłoby być jeszcze gorzej (bo by należało doliczyć dojazdy.).
UsuńAle mogą Ci do domu podrzucić, bo właśnie jechali na rowerze do siebie. A mieszkajo czy chałupy dalij :)
UsuńBożena w sumie już na rowerze pomyka, także widocznie predyzpozycyje są. Może to i plan. ;)
UsuńTrzyma się za Bożenę kciuki.
UsuńMoja wieś rozmiaru całkiem słusznego, jakieś 50 tyś dusz. Ale zamarzyłam o etacie urzędnika. Rower mam, resztę opanuję ;) A po pracy będę dbać żeby szare komórki nie zanikły.
UsuńNie marz, nie warto Anonimowa takowy posiada, w Łagrze od kilkunastu lat zapieprza, cóż wydział taki, że o wyjście do kibla trudno, każdy nieomal klient ci naubliża, bo godziny nie te, że siedzisz (sic!) za jego podatki, żeś wredna, bo działasz zgodnie z przepisami prawa itp a potem Ci za to wszysko 1600 netto zapłacą. Zdaniem Anonimowej fucha daleko przereklamowana, choć zdaję sobie sprawę, że bywają wydziały, dyrektorzy i warunki płacowe lepsze od tego Anonimowej. Anonimowa też chce do domku z ogródkiem, ale w lotto ze skąpstwa ne gra
UsuńZawsze wszystko zależy od ludzi. Nie tylko w aspekcie obsługi klienta, ale też w relacjach pomiędzy pracownikami a szefostwem. To drugie lubi zepsuć pierwsze. Sądzę bowiem, że ryba psuje się od głowy.
UsuńTak niestety najczęściej o systemie pracy wydziałów obsługowych decyduje wierchuszka, która w życia jednego klienta nie obsłużyła, a i wszystkie te wydziały poza główną siedzibę wywaliła, żeby się "chołota po korytarzach nie pętała" to dosłowny cytat z wierchuszki wierchuszki zasłyszany przez Anonimową, szkoda. Ale pamiętajcie o tym wszak idą wybory!
UsuńCoś się może na chwilę polepszyć ;)
UsuńNie wiem, czy Cię to pocieszy, ale w Niemczech jest podobnie absurdalnie. Austrii tak samo. Ogranoleptycznie sprawdziłam.
OdpowiedzUsuńCzyli rządzi zasada: zostanę urzędnikiem, tylko amputuję sobie pół mózgu.
UsuńPotwierdzam wypowiedz Zimta. Nawet moje WielkieMiasto (milion osiemset tysiecy typa) ma to samo - jesli gdziekolwiek chce sie udac, musze czekac do czwartku, to jedyny dzien kiedy panie Halinki urzeduja do 18. A ile w takim WielkimMiescie ludzisków w te czwartki koczuje w poczekalniach, to mozna sobie wyobrazic.
UsuńChyba raczej: urodziłem się bez połowy mózgu więc nie pozostało mnie nic innego jak zostać urzędnikiem. Urzędnik, to stan umysłu. Wnioskuję na podstawie kolegi Mareczka, z którym chodziłam do szkoły podstawowej a teraz jest Błyszczącą Gwiazdą Urzędu. Aczkolwiek, zauważam również, że ta połowa mózgu która mu pozostała działa perfekcyjnie w trybie podsiębiernym. Ale może przemawia przeze mnie zazdrość.
UsuńKiedyś spotkałam fajną panią w urzędzie skarbowym. Do dziś myślę o niej ciepło.
UsuńJa mieszkam na wsi obok miasta, które też można uznać za większą wieś.By załatwić coś w urzędzie muszę się zwalniać lub w ogóle brać wolny dzień.Księga wieczysta jest w jednym końcu miasta zresztą na terenie szpitala;), kasa, gdzie należy uiścić jest w drugim końcu miasta na terenie sądu:)W księdze wieczystej nie siedzi urzędniczka tylko smoczyca, która zieje ogniem i pluje siarką.Jak nieopatrznie o coś zapytasz by rozwiać swoje wątpliwości, wychodzisz z odgryzionym łbem:)Smoczyca jest sklonowana, kolejna znajduje się w miejscowym urzędzie pracy.Zapomnij,że ktokolwiek podrzuci Ci jakiś dokument na rowerze:))Tak wygląda życie na wsi:)To pisałam ja czyli podczytywaczka włażąca przez okno od Zmorki.Mariola.
OdpowiedzUsuńW tej sytuacji pozostaje wyłącznie dać się wybrać sołtysem/ską (chyba że to większa wieś) i zrobić im z dupy jesień średniowiecza :)
Usuń